Politycy PiS nie chcieli komentować sprawy listu. Jak podkreślają, nie znają jego treści, nie wiedzą także, czy dotarł do prezesa partii. - Nic nie wiem na ten temat - powiedział Jan Dziedziczak, bliski współpracownik Kaczyńskiego. W wywiadzie dla "Radia Gdańsk" abp Gocłowski powiedział m.in., że "jest to w ręku określonego ugrupowania politycznego" i jedno słowo lidera PiS mogłoby wyciszyć spór o krzyż. "Nie można używać krzyża dla celów pozareligijnych. Nie wolno posługiwać się krzyżem dla osiągnięcia nawet tak wysokich i wielkich celów jak upamiętnienie dramatu smoleńskiego" - mówił w "RG" b. metropolita gdański. Abp Gocłowski wyjaśnił, że w liście do Jarosława Kaczyńskiego przypomniał m.in. to, że znają się od ok. 20 lat. Hierarcha przypomniał też swoje liczne kontakty z Lechem Kaczyńskim, m.in. podczas rozmów w Magdalence w 1989 r., oraz późniejsze, gdy nieżyjący brat szefa PiS był ministrem sprawiedliwości, prezydentem Warszawy oraz Polski. - W liście, na który nie otrzymałem jeszcze odpowiedzi, zwróciłem uwagę, że to co się dzieje na Krakowskim Przedmieściu jest złym wykorzystywaniem świętości krzyża. Wyraziłem też opinię, że Jarosław Kaczyński, korzystając ze swojego autorytetu wśród obrońców krzyża, mógłby poprosić ich o uszanowanie tego chrześcijańskiego znaku i zakończenie protestu. Dziś, choć sytuacja jest już inna, nadal jestem przekonany, że prezes PiS ma takie możliwości - powiedział abp Gocłowski. Krzyż, ustawiony przed Pałacem Prezydenckim 15 kwietnia przez harcerzy, został przeniesiony do pałacowej kaplicy w ubiegły czwartek. Wcześniej, przez wiele tygodni, na Krakowskim Przedmieściu zbierała się grupa osób, która sprzeciwiała się usunięcia krzyża z tego miejsca. Warszawska Kuria Metropolitalna uznała, że przeniesienie krzyża do pałacowej kaplicy jest realizacją sugerowanego przez biskupów rozwiązania, by oddzielić sprawę tego symbolu od sprawy upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej.