Aborcja za granicą a prawo. Ginekolog: Kobiety znikają z naszej opieki
Kobiety decydujące się na aborcję za granicą nie podlegają w Polsce żadnej karze. - Pacjentka pojawia się po dwóch miesiącach od badania i mówi, że poroniła. Kiedy pytam o szczegóły medyczne, to informuje mnie, że zdecydowała się na zakończenie ciąży za granicą. Nigdy tego nie oceniam ani nie komentuję. Skoro to było w innym kraju, gdzie wykonano legalną aborcję, to informuję jedynie, żeby nie niepokoiła się niczyją reakcją, bo nie zrobiła nic złego - mówi Interii ginekolog Maciej Socha. Nie wszystkie pacjentki mają jednak tego świadomość, wiele z nich boi się przyznać do aborcji przed swoim lekarzem. Strach w kobietach potęgują także karty ciąży. - Kobiety boją się, że mogą posłużyć jako dokument przeciwko nim - mówi Natalia Broniarczyk z Aborcji Bez Granic i dodaję, że w Polsce obecnie nie ma żadnego rejestru ciąż. Ta kwestia może jednak ulec w najbliższym czasie zmianie, gdyż do Ministerstwa Zdrowia wypłynął projekt nowelizacji, który zakłada m.in. rejestrowanie w Systemie Informacji Medycznej informacji o ciąży pacjentek.
Od wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji do 20 października bieżącego roku na przerwanie ciąży za granicą zdecydowało się 1080 kobiet, a ponad 33 tysiące przeprowadziło aborcję farmakologiczną w Polsce - dane te dotyczą tylko tych kobiet, które o wsparcie zwróciły się do inicjatywny Aborcja bez granic.
- Dziennie 93 osoby przerywają z nami ciążę. Na podstawie danych demograficznych szacujemy, że obsługujemy jedną trzecią wszystkich kobiet w Polsce, które decydują się na aborcję - mówi Natalia Broniarczyk z Aborcji Bez Granic.
Za sprawą wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku aborcja w Polsce jest dopuszczalna tylko wtedy, gdy zagrożone jest życie lub zdrowie matki lub gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego. Wcześniej legalną przesłanką do usunięcia ciąży były także ciężkie wady lub nieuleczalne choroby płodu.
W związku ze zmianami w prawie kobiety, które nie mają możliwości zakończenia ciąży w Polsce, decydują się na wykonanie zabiegu w zagranicznych klinikach. - W pierwszym trymestrze kobiety dokonują aborcji przy pomocy leków kupionych w internecie. W drugim trymestrze w przypadku wad płodu najczęściej szukają pomocy za granicą za pośrednictwem organizacji kobiecych - mówi Interii Dominik Przeszlakowski-Kogut, ginekolog ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
O tym, jaką obecnie drogę do aborcji wybierają kobiety w Polsce mówi też doktor Maciej Socha. - Pacjentki, które zdecydowały się na przerwanie ciąży, ale nie spełniają przesłanek Ustawy z 1993 roku i nie mogą uzyskać pomocy w Polsce, zrobią to i tak, ale na przykład za granicą. Wszystkie badania obserwacyjne i doświadczenia wielu krajów pokazują, że wprowadzenie restrykcyjnego prawa aborcyjnego nie zmniejsza ilości aborcji, tylko powoduje, że zmienia się miejsce wykonywania tej procedury. Najsmutniejsze jest to, że te kobiety znikają wtedy z opieki położniczo- ginekologicznej, tracą do nas zaufanie a my możliwość pomocy im - podkreśla ginekolog-onkolog, położnik i perinatolog, kierownik Katedry Perinatologii, Ginekologii i Ginekologii Onkologicznej UMK CM w Bydgoszczy oraz Kierownik Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala Św. Wojciecha w Gdańsku.
Zwraca uwagę na to, że tuż po orzeczeniu TK kobiety, nie akceptując dalszego trwania ciąży z płodem obarczonym ciężkim i nieodwracalnym upośledzeniem, pytały jeszcze o aborcję. - Teraz często odnoszę wrażenie, że w gabinecie to pytanie czy deklaracja przerwania ciąży nawet nie pada, bo pacjentka nie chce robić sobie problemów albo lekarzowi kłopotu - przyznaje Socha.
Dodaje, że teraz, kiedy stwierdza nieprawidłowość u płodu i prosi pacjentkę o kolejne spotkanie, bo chce pogłębić diagnostykę, to wysoce prawdopodobne jest, że ta pacjenta zniknie na jakiś czas spod jego opieki. - Pojawia się po dwóch miesiącach i mówi, że poroniła. Kiedy pytam o szczegóły medyczne, to informuje mnie, że zdecydowała się na zakończenie ciąży za granicą. Nigdy tego nie oceniam ani nie komentuję. Skoro to było w innym kraju, gdzie wykonano legalną aborcję, to informuję jedynie, żeby nie niepokoiła się niczyją reakcją bo nie zrobiła nic złego. Ja jestem tu i teraz po to, żeby ją wspierać i jedyne co mogę zrobić, to sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, czy macica jest w pełni opróżniona, czy nie dzieje się nic złego. I to robię - mówi Interii Socha.
Nie wszystkie kobiety mają jednak świadomość tego, że za aborcję za granicą nie mogą zostać w Polsce ukarane.
- Nie ma żadnych konsekwencji prawnych, kobieta zgodnie z polskim kodeksem karnym nigdy nie jest karana za swoją aborcję, dodatkowo aborcja za granicą jest legalna i wykonywana w świetle prawa kraju do którego kobieta wyjeżdża - tłumaczy Interii Kamila Ferenc z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Ferenc przyznaje, że niektóre kobiety bardzo boją się przyznać, że zdecydowały się na zabieg za granicą. - Na przykład wracają z Holandii i są w panice, że ktoś je podsłuchuje, że zaraz policja zapuka do ich drzwi. To oczywiście są nieuzasadnione obawy, bo zgodnie z przepisami nic im nie grozi i niemożliwe jest w praktyce, żeby podsłuchiwać wszystkie kobiety w wieku reprodukcyjnym. Nikt tego nie robi natomiast bardzo często w kobietach jest lęk o to - opowiada.
Są też oczywiście kobiety, które mają świadomość, że unijny rynek usług medycznych jest wolny i mogą z niego korzystać. - Jedynym problemem mogą być wtedy finanse, czasami można dostać wsparcie od Aborcji Bez Granic, ale to też nie jest worek bez dna - dodaje Ferenc.
Natalia Broniarczyk wyjaśnia, że kobietom, które nie mają na to pieniędzy inicjatywa opłaca bilety na pociąg albo samolot, zamawia miejsce w klinice i płaci za zabieg. Zajmuje się też tłumaczeniem dokumentów.
Broniarczyk podkreśla, że w Polsce osoba przerywająca własną ciążę nie jest karana. Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 1993 roku mówi jednak o tym, że ukarana może zostać osoba, która pomagała w przerwaniu ciąży. Tłumaczy, że na podstawie ustawy trudno stwierdzić co autor miał na myśli pisząc o "pomocnictwie". Od czasu powstania ustawy wiele się zmieniło, wtedy nie było tabletek aborcyjnych, a teraz są.
- Na podstawie wyroków, które zostały wydane w ciągu ostatnich kilku lat można stwierdzić, że towarzyszenie to nie jest czyn karalny i nie jest uznawane przez sądy w Polsce jako pomocnictwo, ale już zamówienie leków dla kogoś, np. matka kupująca leki córce, może być uznane za czyn karalny. Tak się stało w 2018 roku. Policja musi mieć jednak zebrane na to dowody, a to wcale nie jest proste - przekazuje Broniarczyk.
- Ukarany może zostać także lekarz, który wykonuje aborcję na terenie Polski poza ustawą - dopełnia Kamila Ferenc. Mówi także o tym, że w interesie kobiety nie jest, by ktokolwiek został pociągnięty do odpowiedzialności za udzielenie jej pomocy. Od kogo więc pochodzą takie zgłoszenia? - Najczęściej takie zgłoszenia dotyczące pomocy przy aborcji pochodzą od kuratorów rodziny, ale zdarzyły się też sytuację, że mąż w trakcie rozwodu powiedział, że żona miała aborcje, jest złą matka i nie powinna mieć praw do dzieci. A kiedy to wyjawił dowiedział się, że to on może zostać ukarany za pomoc w przerwaniu ciąży. Jeśli chodzi o lekarzy, to oni zazwyczaj się karani, kiedy policja odkryje, że prowadzą jakiś podziemny gabinet, gdzie wykonują aborcję. Toczą się też sprawy przeciwko sprzedawcom tabletek poronnych, kobiety są wtedy wzywane na świadków i pytane, czy kupiły z danej strony tabletki. Ale same nie są pociągane za to do odpowiedzialności - wyjaśnia Ferenc.
Pozostaje jeszcze kwestia wspomnianych wcześniej wizyt u ginekologów w Polsce, podczas których stwierdza się wadę płodu. Czy taki dokument może w jakiś sposób zaszkodzić kobiecie, która usunie ciążę za granicą? Jak mówi Natalia Broniarczyk, aktualnie nie.
- Nie ma w Polsce żadnego rejestru ciąż, jednak wśród kobiet, które się z nami kontaktują jest strach o to, że karta ciąży, która jest zakładana podczas pierwszej wizyty u ginekologa, może posłużyć jako dokument przeciwko nim. Uspokajamy, że nie było jeszcze nigdy takiego przypadku, karta ciąży to jest dokument należący do kobiety i lekarz nie ma prawa wykorzystać go przeciwko niej - tłumaczy Interii aktywistka.
Ta kwestia może jednak ulec w najbliższym czasie zmianie, gdyż do Ministerstwa Zdrowia wypłynął projekt nowelizacji, który zakłada m.in. rejestrowanie w Systemie Informacji Medycznej informacji o ciąży pacjentek. O sprawie alarmował we wtorek, 23 listopada, na Twitterze senator KO Krzysztof Brejza. "Czy sami Państwo wpadliście na ten 'pomysł', czy też np. prokuratura sygnalizowała Wam konieczność rejestracji ciąż?" napisał w mediach społecznościowych senator.