*** Tekst pochodzi z książki "Teraz jesteście Niemcami". O rabunku i germanizacji dzieci opowiedzą 8 lutego w Krakowie autorzy książki oraz dr Anna Czocher (IPN Kraków). Spotkanie poprowadzi redaktor naczelny Wydawnictwa M Piotr Słabek. Zapraszamy o godz. 18 do Klubu Dziennikarzy "Pod Gruszką. *** Anna ma 21 lat. Od ponad roku jest robotnicą przymusową w Niemczech. Pracuje w dużym mieście na południu Rzeszy, u państwa profesorostwa. W 1944 roku zachodzi w ciążę. Z Polakiem, który później zostanie jej mężem. W ósmym miesiącu Niemka, u której pracuje, donosi na Annę. Polkę zabierają do szpitala. Tam rodzi bliźniaki. Chłopcy? Dziewczynki? Para? Nie chcą jej powiedzieć. Mówią tylko, że martwe. I natychmiast zabierają. Zmęczona porodem nie protestuje. W szpitalu pracuje Rosjanka, też robotnica przymusowa. To ona mówi Annie, że dzieci przyszły na świat żywe. Gdy Polka zaczyna żądać od personelu wydania bliźniaków, Rosjanka znika, a Annę odsyłają z powrotem do pracy. Każą zapomnieć. Rok 1944 to apogeum nazistowskiej polityki rasowej wobec dzieci robotnic przymusowych. Z tego, że stanowią one dobry materiał do germanizacji, Niemcy zdają sobie sprawę już na przełomie 1942 i 1943 roku. Po pierwsze więc, wstrzymują powroty brzemiennych do krajów pochodzenia. Po drugie, starają się ograniczyć liczbę urodzeń "nierasowych". Zgodnie z kodeksem karnym III Rzeszy za aborcję grozi więzienie. Jednak przepis ten zostaje uchylony w przypadku "robotnic ze Wschodu". Po trzecie, sankcjonują projekt tworzenia zakładów dla dzieci robotnic obcokrajowych. Jednocześnie powstają odrębne placówki dla dzieci, których ojcem jest Niemiec, z zastrzeżeniem, że są to dzieci "rasowo wartościowe". Ośrodki te prowadzi Narodowosocjalistyczne Towarzystwo Opieki Społecznej (Nationalsozialistische Volkswohlfahrt e.V., NSV). Rosnące straty wojenne wymuszają jednak zmiany w tej polityce. Specjalnym rozporządzeniem Heinricha Himmlera z 27 lipca 1943 roku rozszerzona zostaje kwalifikacja "ojca rasowego" o narodowości "rasowo zbliżone" do niemieckiej. Pozostałe noworodki, które nazistowscy "eksperci" uznają za "nierasowe", trafiają do "punktów opieki nad dziećmi obcokrajowców". Dzieci uprowadzanych dla narodu niemieckiego nadal jest jednak za mało. Dlatego naziści zwracają się w kierunku Polek. W okólniku NSDAP z 20 stycznia 1944 wyodrębniają je z grona robotnic obcokrajowych i przyjmują, że jeśli Polka sprawia "rasowo dobre wrażenie", zgoda na spędzenie płodu nie może być udzielona. Pochodzenie ojca nie ma znaczenia. *** Anna musiała zatem sprawiać "rasowo dobre wrażenie". Dzieci zabrano. Zlecenie ich przejęcia brzmiało zapewne tak: "Polka A.B. (...) spodziewa się bliźniaków (8-my miesiąc), których ojcem jest Polak C.D. (...). Ponieważ należy się liczyć z rasowo wartościowymi potomkami, nie uwzględnia się wniosku matki dzieci o przerwanie ciąży. Po urodzeniu dzieci proszę o przejęcie ich pod opiekę NSV dla dzieci rasowych . Z polecenia: /podpis nieczytelny/ SS-Hauptsturmführer"1. 70 71 Selekcja "Abgeschoben" tłumaczy się: "usunięte" Według ówczesnego nazistowskiego prawa, opiekunem ustawowym bliźniaków musiał zostać urząd ds. młodzieży. Decyzja została podjęta w trybie administracyjnym, ponieważ w przypadku robotnic bezpaństwowych nie było obowiązku zgłaszania sprawy do sądu. Dzieci podlegały tym samym co dzieci niemieckie przepisom prawnym o opiece społecznej. Wszystko po to, by maksymalnie utrudnić ewentualne przyszłe próby ustalenia pochodzenia dziecka. Przepisy były na tyle skuteczne, że Anna nigdy więcej nie zobaczyła już swoich dzieci. *** Do germanizacji Niemcy zabierali jednak nie tylko dzieci urodzone w Niemczech. Porywali także te, które zostały deportowane do Rzeszy razem z rodzicami. W archiwach Rady Głównej Opiekuńczej z Lublina zachowały się m.in. listy od rodzin wywiezionych z Wołynia, które, dziękując za wsparcie w postaci paczek, proszą o pomoc w odnalezieniu dzieci. "Kochana Polska Opieko. Jak nas wzięli z Lublina, przyjechaliśmy do Ludwigshafen i zaraz nas wzięli do fabryki, wyrabiają gazy. To nic, ale wzięli dziecko do szpitala i nie wróciło. Pytajcie w Berlinie, bo nie wróci do nas. Ratuj nas, droga Polska Opieko. Łogowski Dyzio, 2-roczne dziecko. Kochana Opieko, serdecznie was prosimy". Głównie jednak zabierano dzieci, by nie przeszkadzały rodzicom w pracy. Janina K., urodzona w marcu 1944 roku, zeznania z 2003: "Urodziłam się we Wrocławiu w dniu 28 marca 1944 roku i po niedługim czasie po urodzeniu córka tego bauera, u którego pracowali rodzice - nazwiska nie znam - zawiozła mnie do Wąsosza. Wiem, że zrobiono to wbrew woli moich rodziców, chodziło o to, żeby rodzice pracowali, a nie zajmowali się dzieckiem". Dzieci o niepożądanej rasie – usunąć "Wąsosz", o którym wspomina Janina K., to "przytułek dla niemowląt i małych dzieci oraz dom starców" przy ul. św. Józefa w Wąsoszu koło Rawicza. To jeden z tych zakładów opieki, do których trafiało "rasowo bezwartościowe" potomstwo robotnic obcokrajowych. Dzieci, które nie przeszły pomyślnie badań rasowych i zostały zakwalifikowane jako "niepożądany przyrost ludności". Maluchy, wobec których Niemcy mieli zupełnie inny plan niż w stosunku do ich "rasowych" kolegów. Rozporządzenie Himmlera z 27 lipca 1943 roku regulowało nie tylko sposób postępowania wobec potencjalnie rasowych dzieci, ale także to, jaki los czeka dzieci "rasowo bezwartościowe". "Ponieważ pobyt osób obcych narodowości, które są niezdolne do pracy, poważnie obciąża wszystkie urzędy i zwiększa ryzyko wystąpienia akcji narodowo-politycznych ze strony obcokrajowców, dlatego też matki - cudzoziemki z dziećmi o niepożądanej rasie - powinny w pewnym momencie, w którym dość łatwo można je zastąpić w pracy, zostać wydalone". Inne przekłady tego rozporządzenia tłumaczą ostatnie słowo "abgeschoben" jako "usunięte". I to one lepiej oddają rzeczywistość. Ponieważ to właśnie tym dokumentem Himmler wydał wyrok na polskie (ale nie tylko) niemowlęta. Jak działały "punkty opieki nad dziećmi obcokrajowców"? Najlepiej ujął to niemiecki lokalny historyk z powiatu Verden Joachim Woock - dzieci "pielęgnowano na śmierć". Noworodki przebywały w drastycznych warunkach zaprojektowanych tak, by doprowadzić do ich powolnej śmierci z wygłodzenia, a jednocześnie przechodziły męczarnie po to, by zachować pozory wobec matek. Uznano, że w razie natychmiastowego uśmiercenia dziecka, nieobliczalna reakcja kobiet mogłaby zmniejszyć ich motywację i wydajność w pracy. Dlatego wymyślano schorzenia, którymi tłumaczono śmierć dzieci. Najczęściej w aktach zgonu pojawia się tzw. "hospitalismus", czyli choroba wywołana rzekomo złymi warunkami sanitarnymi i higienicznymi. W aktach zgonu znajdziemy też osłabienie czy zaburzenia pokarmowe. To oczywiście przykrywka - podstawową przyczyną zgonów było wygłodzenie. Jak to wyglądało w praktyce? Z zeznań zgromadzonych przez Główną Komisję Badania Zbrodni Niemieckich w ramach śledztwa w sprawie eksterminacyjnej działalności niemieckiego personelu w zakładzie dla dzieci w Wąsoszu k. Rawicza w latach 1943-1945 wyłania się potworny obraz dziecięcej gehenny: Dwa pomieszczenia. Na podłodze ciasno poukładane sienniki. Na nich siedzą lub leżą dzieci. Od niemowląt po pięciolatki. Są wycieńczone. Nie mają siły, by się ruszyć. Dzieci nie mówią. Część nie umie. A reszta się boi. Bo za mówienie po polsku jest bicie. Wolno tylko po niemiecku. Maluchy są brudne, nie mają włosów. Ubrane w łachmany. Spod strzępek ubrań widać wrzody. Czasem rany aż do kości. W izbach nie ma ogrzewania, więc w zimie marzną. Są wystraszone. Boją się światła i dźwięków. Ale przede wszystkim są głodne. Niemowlętom przysługuje pół litra mleka i kostka cukru dziennie. Dla starszych ustawiane jest koryto. Z niego jedzą gotowaną marchew i brukiew. Dzieci często umierają. Wtedy te żywe długo jeszcze leżą obok martwych. Raz dziennie ktoś zabiera ciała. Pakuje do skrzynek. Na taczkach wywozi na cmentarz. Puste skrzynki przywozi z powrotem. (opublikowany fragment pochodzi z książki "Teraz jesteście Niemcami", która ukazała się nakładem Wydawnictwa M) *** Spotkanie z autorami książki odbędzie się 8 lutego 2019 r. w Klubie Dziennikarzy "Pod Gruszką" (ul. Szczepańska 1) w Krakowie. Zapraszamy! ZOBACZ RÓWNIEŻ: Porwany przez Niemców jako dziecko: "Nie ustanę w poszukiwaniach" Tak, jakbym był sam na świecie. Gdzie jest dom mojej matki? Zrabowane dzieci: Inżynier Zoglauer zabiera Liselottę Prof. Hubert Chudzio: Musimy postawić na współpracę polsko-niemiecką