W czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że R. zastrzelił Władysława Urbanka nie w obronie koniecznej - jak twierdził, ale działając z zamiarem zabójstwa. SO dwa razy już skazywał R. na 8 lat więzienia, ale wyroki te uchylał potem sąd apelacyjny. 8 lat to jeden z najsurowszych wyroków z oskarżenia pionu śledczego IPN, który ściga zbrodnie ludzi aparatu władzy PRL. Sprawa dotyczy wydarzeń z lipca 1946 r. w Odrzykoniu (Podkarpacie), gdy kilku funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa z Jerzym R. przyszło do domu Urbanka - rolnika, b. żołnierza AK - aby go zatrzymać. Jego matka powiedziała im, że jest on w polu, a zarazem wysłała 16-latkę by go ostrzegła. O przebiegu wydarzeń wiadomo z zeznań ówczesnej dziewczyny i jeszcze jednej dziewczyny, która była na polu. Zeznały one, że R. z bezpośredniej odległości pierwszy strzelił do Urbanka. R. twierdzi, że Urbanek uderzył go widłami. "Gdy upadłem, zalany krwią, chciał mnie nimi przebić; wtedy strzeliłem" - mówił. Od wyroków skazujących dwa razy odwoływał się adwokat R., który wnosił o jego uniewinnienie. Twierdził, że zastrzelił on Urbanka w obronie koniecznej (co zwalnia od odpowiedzialności), a zeznania świadków są rozbieżne. W czwartek sąd uznał wyjaśnienia R. za niewiarygodne i niespójne, a wiarę dał świadkom.