Jak poinformował Janusz Jończyk z zespołu prasowego śląskiej policji, według wstępnych ocen lekarzy, życiu chłopca nie powinno zagrażać niebezpieczeństwo. Opiekę nad dzieckiem w chwili wypadku pełnił 31-letni ojciec, który podczas zatrzymania miał w wydychanym powietrzu ok. 2,3 promila alkoholu. - Poparzonego Adriana znalazł kurator, który w niedzielę odwiedzał mieszkania. Widząc poparzonego chłopca powiadomił policję i wezwał pogotowie, które zabrało siedmiolatka do szpitala. Jego pięcioro rodzeństwa - w wieku od 3 miesięcy do 9 lat - przewieziono do placówki opiekuńczej - powiedział Jończyk. Według wstępnych ustaleń policji, chłopiec bawiąc się zapalniczką sam podpalił część swojej piżamy. W chwili wypadku chłopiec pozostawał pod opieką ojca. Mężczyzna prawdopodobnie był wówczas nietrzeźwy; dlatego został zatrzymany i umieszczony w policyjnym areszcie. Jak dodał Jończyk, już po przewiezieniu siedmiolatka do szpitala oraz jego rodzeństwa do placówki opiekuńczej, do mieszkania wróciła matka dzieci. Kobieta miała złożyć wyjaśnienia jeszcze w niedzielę, natomiast w poniedziałek - po wytrzeźwieniu - zostanie przesłuchany ojciec dzieci. Jeśli prokurator przedstawi mężczyźnie zarzut narażenia synka na niebezpieczeństwo, mimo ciążącego na nim obowiązku opieki, będzie mu groziła kara do pięciu lat więzienia. Sprawą ma też zająć się sąd rodzinny, który niezależnie od sankcji karnych, w ramach swych kompetencji, zdecyduje o zabezpieczeniu dzieci.