Według dr. n. med. Adama Kozierkiewicza, eksperta ochrony zdrowia, ta obietnica jest możliwa do spełnienia. - Co więcej, w niektórych SOR-ach już teraz tak jest. Aby było tak we wszystkich, należałoby doprowadzić do tego, by część pacjentów trafiała do nocnej opieki medycznej w dyżurujących przychodniach - mówi Adam Kozierkiewicz. Rafał Janiszewski, właściciel kancelarii doradczej zajmującej się ochroną zdrowia, także jest zdania, że na SOR-ze możemy czekać najwyżej godzinę. - Trzeba tylko znacząco zwiększyć finansowanie SOR-ów i liczbę pracujących tam lekarzy - mówi. Zdaniem specjalistów konieczna jest także reforma systemu. - Teraz system opieki zdrowotnej zachęca do korzystania z SOR-ów. Powody są dwa: lekarze rodzinni nie wykorzystują odpowiedniej liczby badań, ale są także kolejki do specjalistów. Jeśli to zmienimy, to pacjentów na SOR-ach ubędzie - mówi Adam Kozierkiewicz. Według niego, jeśli krótki czas oczekiwania na SOR-ze stanie się standardem, to nawet wtedy, gdy np. zrobi się ślisko i więcej będzie przypadków skręconych lub połamanych nóg, na pomoc lekarzy nadal trzeba będzie czekać dłużej. Specjaliści od służby zdrowia zwracają uwagę, że choć postulat ograniczenia kolejek na SOR-ach do 60 minut, jak i prawie wszystkie inne przestawiane w kampanii wyborczej są możliwe do zrealizowania, to jednak muszą za tym stać głębsze zmiany. - Ochrona zdrowia to system naczyń połączonych. Sukces w jednej dziedzinie odbędzie się kosztem innej - mówi Adam Kozierkiewicz. Według niego najtrudniejsze do zrealizowania jest skrócenie dostępu do specjalistów. Powodem jest brak lekarzy, a także ich odpływu do sektora prywatnego. - Widać to w sprawozdaniach Narodowego Funduszu Zdrowia: co roku ubywa lekarzy na kontraktach z NFZ. Ma na to wpływ wycena porady, która w sektorze prywatnym wynosi ok. 200 zł, a NFZ płaci za to 35 zł - zauważa Adam Kozierkiewicz. Krzysztof Madej, wiceprezes Naczelnej Izby Lekarskiej, uważa, że postulat 60 minut na SOR-ze jest słuszny, tylko Koalicja Obywatelska nie poinformowała, jak go zrealizować. - Wszystkie partie w tej kampanii wyborczej mówią tylko o celach, których osiągnięcie obiecują, a nigdy o metodach ich osiągnięcia - komentuje Krzysztof Madej.