Nie wiem, czy jakiekolwiek z ugrupowań jest obecnie w stanie wystawić lepszą ekipę niż ta Marka Belki - pisze Paweł Wroński na łamach "Gazety Wyborczej". Nie jest to wbrew lękom opozycji rząd stricte partyjny. Marek Belka jest człowiekiem niezależnym, również od SLD - uważa publicysta gazety. Zalety tego rządu są jego wadami Zalety rządu Belki są jednak jego wadami, bo komu w Sejmie zależy na jego sukcesie? Część opozycji obawia się, że ewentualne powodzenie misji Belki obniży ich szanse wyborcze, bo zatrze złe wrażenie po rządzie Millera. Populiści boją się, że zmniejszy się społeczna frustracja, którą te ugrupowania się żywią. Nawet politycy SLD mówią po cichu, że sukces Belki będzie sukcesem prezydenta, a nie Sojuszu. Ironią sytuacji jest to, że sojusznikami premiera stali się ci posłowie, dla których przyspieszone wybory oznaczają polityczny niebyt - pisze Wroński. Sądząc po składzie, ekipa Marka Belki to najlepszy rząd, jaki mógł stworzyć SLD. Niestety, przyszedł za późno i może się okazać za dobry na dzisiejszy parlament - konkluduje publicysta dziennika. Kontynuacja układu SLD-owskiego Polskę czekają trudne tygodnie i miesiące. Kraj potrzebuje teraz silnego rządu mającego w miarę stabilne zaplecze polityczne i choć minimalne poparcie społeczne - pisze z kolei na łamach "Rzeczpospolitej" Krzysztof Gottesman. Rząd Leszka Millera zostawił po sobie - jeśli chodzi o te oba warunki - spaloną ziemię. Czy zaproponowany przez Aleksandra Kwaśniewskiego i poparty przez Sojusz Lewicy Demokratycznej rząd Marka Belki jest odpowiedzią na te wyzwania? I tak, i nie. Zaletą jest na pewno próba uspokojenia sytuacji politycznej i głoszona chęć zerwania ze stylem rządzenia Millera. Drugą - i chyba ostatnią - zaletą są merytoryczne kwalifikacje samego premiera i głównych ministrów odpowiedzialnych za gospodarkę - komentuje publicysta gazety. Lista wad jest dłuższa. Przede wszystkim wspierający gabinet Belki układ polityczny stanowi kontynuację układu SLD-owskiego. W takiej sytuacji trudno wyobrazić sobie na przykład radykalne i skuteczne działania skierowane przeciw korupcji. Po drugie, dla uzyskania wotum zaufania potrzebne są rozmowy i ustalenia z siłami, których reformatorskie nastawienie jest mocno wątpliwe. Mariusz Łapiński i jego Federacyjny Klub Parlamentarny są tego najbardziej jaskrawym przykładem. Paradoks polega na tym, że stabilność polityczną mogą zapewnić temu rządowi tylko te ugrupowania, które straciły poparcie społeczne i miałyby duże kłopoty z wejściem do nowego Sejmu. Będąc ich zakładnikiem, nowy rząd będzie miał ograniczone możliwości działań reformatorskich - podkreśla komentator dziennika. Przedłużanie w nieskończoność sytuacji niepewności, próby umocowania rządu Belki tylko zwykłą, a nie bezwzględną większością głosów, może tylko przynieść wzrost poparcia Samoobrony. Na pewno nie pozwoli rozwiązać polskich problemów. W takiej sytuacji lepsza byłaby decyzja o przyspieszonych wyborach - konkluduje publicysta gazety. Rząd, który nie będzie politykował Ten rząd nie będzie politykował, to będzie rząd ciężkiej pracy - powiedział nowy premier Marek Belka, zwany też przez swych fanów "Bela". Wbrew pozorom ten ambitny plan nie będzie przesadnie trudny do zrealizowania - pisze redaktor naczelny "Trybuny" Marek Barański. Wystarczy, by ośmiu nominatów "Beli" szybko dostosowało się do zwyczajów dziewięciu ministrów i wiceministrów, których do swojego rządu fachowców "Bela" wziął z rządu Millera. Jeśli nowi szybko chwycą poziom Szmajdzińskiego, Cimoszewicza czy Hausnera, to nie powinno być źle. Trzymamy kciuki - pisze Barański. Tylko 56 dni? Natomiast Anna Wojciechowska wylicza na łamach "Faktu", że procedura powoływania nowego rządu może potrwać maksymalnie 56 dni. I tylko tyle może potrwać kariera gabinetu Belki - zauważa publicystka dziennika.