W piątek w Senacie trwa debata na temat ustawy o pomocy państwa w wychowaniu dzieci. Poprawki do ustawy zgłosił m.in. Mieczysław Augustyn (PO). Jak tłumaczył, dotyczą objęcia pomocą wszystkich dzieci oraz kwestii rozliczeń. Jego zdaniem 2 proc. kosztów programu, które przeznaczone są na jego obsługę, to dużo. "Uważamy, że ZUS, który jednak dociera nie do takiej grupy rodzin, ale do ponad 7 mln emerytów, z całą pewnością sobie poradzi z obsłużeniem tego programu, zwłaszcza do spółki z KRUS-em" - powiedział. Jego zdaniem koszty administracyjne spadłyby wtedy do 0,2 proc. Dodał, że nie byłoby z tym w ogóle problemu, gdyby znieść próg dochodowy, który teraz obowiązuje przy pierwszym dziecku. Senator PO złożył również poprawki Biura Legislacyjnego, nieuwzględnione podczas prac w komisji. Poprawki przedłożył również Jan Rulewski (PO). W swoim wystąpieniu wytykał - jego zdaniem - błędy aksjologiczne programu, m.in. to, że nie daje on pieniędzy, tylko je rozdaje. "To nie jest ustawa, która daje coś rodzinom na dzieci, tylko to jest ustawa, która rozdaje pieniądze (...). Dawanie to jest bezwolne, bezwiedne rozrzucanie pieniędzy" - mówił. "To nie są pieniądze rodziny. To są w pierwszym rzędzie pieniądze podatnika. Podatnika, któremu zabieramy, po to, żeby dać innym. Nie znając do końca skutków" - dodał. Jak mówił senator, nie zamierza tej ustawy obalać, ale proponuje do niej dziewięcioelementowy, alternatywny program pt. "Troska państwa o rodzinę". Rulewski wywiesił na mównicy transparent obrazujący działanie programu. Marek Borowski (niez.) wskazywał z kolei skąd pochodzą środki na sfinansowanie programu 500 plus. Jak mówił, są to pieniądze z podatków - bankowego i handlowego oraz ze zwiększonego deficytu budżetowego. "W ten sposób nie da się działać stale" - przestrzegał. Jerzy Wcisła (PO) wnioskował, by usunąć art. 38, kwestionowany przez Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Podkreślił przy tym, że nie zmieni to treści merytorycznej ustawy. Przypomniał, że podczas posiedzenia senackiej komisji rozpatrującej projekt przedstawiciele rządu przyznali, że przepis ten może być - jak wskazuje GIODO - niezgodny z prawem UE, ale tłumaczyli, że Polska będzie miała jeszcze dwa lata na dostosowanie przepisów do przygotowywanego rozporządzenia UE dotyczącego przetwarzania danych osobowych i w tym okresie będzie można usunąć wątpliwości. GIODO uważa, że ustawa zmienia całokształt przetwarzania danych przez podmioty publiczne.