Doktor Mirosław G., aresztowany były ordynator kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie może wyjść na wolność, jeśli do 31 maja wpłaci 350 tys. zł poręczenia majątkowego - postanowił Sąd Okręgowy w Warszawie. Poniedziałkowa decyzja sądu jest nieprawomocna i prokuratura może się od niej odwołać. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Katarzyna Szeska powiedziała, że prokuratura "skorzysta z przysługującego jej prawa" i złoży zażalenie. Sąd rozpatrywał w poniedziałek na zamkniętym dla mediów i publiczności posiedzeniu wniosek prokuratury o przedłużenie aresztu. Przed salą rozpraw zgromadziło się kilkudziesięciu byłych pacjentów kardiochirurga, wdzięcznych za - jak mówili - darowanie im dalszego życia, gotowych ręczyć za lekarza i świadczyć w jego obronie. Wszyscy przekonywali, że Mirosław G. to wybitny profesjonalista, który osobiście opiekował się nimi troskliwie, gdy byli w szpitalu, a ponadto stanowczo odmawiał przyjmowania jakichkolwiek "dowodów wdzięczności". Obrońca podejrzanego mec. Magdalena Bentkowska-Kiczor ujawniła, że prokuratura postawiła jej klientowi kolejne dziesięć zarzutów, a więc obecnie jest on podejrzany o przyjęcie 50 łapówek na łączna kwotę około 50 tysięcy złotych oraz zabójstwo i znęcanie się nad personelem szpitalnym. Dodała, że zarzuty obejmują już okres 10 lat. Sami prokuratorzy nie chcieli wypowiadać się dla mediów. Mecenas powiedziała także mediom, że do prokuratury trafił uchwalony w lutym przez zjazd kardiochirurgów apel o uwolnienie doktora G. "Kardiochirurdzy prosili prokuratorów, by zaprezentowali sądowi ten dokument, gdy będzie on decydował o przedłużeniu aresztu. Gdy dziś pytałam gdzie ten apel, prokuratorzy powiedzieli, że omyłkowo nie został załączony do akt" - relacjonowała mec. Bentkowska-Kiczor. W ocenie sądu, który rozpatrywał sprawę na niejawnym posiedzeniu, doktor G. może już opuścić areszt, jeśli wpłaci kaucję. Bentkowska- Kiczor oceniła, że taka decyzja sądu "dyskredytuje zarzut zabójstwa". Dodała że rodzina, bliscy i przyjaciele aresztowanego zrobią wszystko, by zebrać niezbędne pieniądze. 12 lutego funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali dr. G. w jego miejscu pracy - szpitalu . Prokuratura zarzuciła mu m.in. zabójstwo. Według komunikatu , "w 2006 r. przeprowadził on przeszczep serca u pacjenta, wiedząc o poważnych przeciwwskazaniach do przeprowadzenia zabiegu. Nie dochował, mimo iż miał taką możliwość, odpowiednich staranności. Po zabiegu zażądał od rodziny pacjenta korzyści majątkowej, której nie otrzymał. Kilka dni po operacji wydał polecenie odłączenia pacjenta od urządzeń wspomagających czynności życiowe, co spowodowało natychmiastowy zgon pokrzywdzonego". Zatrzymanie lekarza było filmowane i pokazane potem w stacjach telewizyjnych po jego emisji na wspólnej konferencji prasowej ministra sprawiedliwości i szefa CBA . Ich wypowiedzi wywołały potem publiczną dyskusję o "teatralizacji" czynności procesowych i wykorzystywaniu ich w propagandowych celach. - Okazało się, że pan dr Mirosław G. jest bezwzględnym, cynicznym łapówkarzem. Zebrane w tej sprawie dowody mogą też świadczyć o tym, że mogło też dojść do zabójstwa - mówił wtedy Kamiński. Ziobro określił dowody zebrane w sprawie jako "wstrząsające" i mówiąc o nich dodawał: "ogarnia mnie coraz większy smutek, ale w tym niestety smutnym poznawaniu prawdy możemy też powiedzieć o ważnym wydarzeniu w tym tego słowa znaczeniu, że już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Różne gremia medyczne wielokrotnie apelowały o uwolnienie kardiochirurga. W apelach powoływano się na dane, że po wydarzeniach związanych z jego zatrzymaniem drastycznie spadła liczba dokonywanych transplantacji organów.