- Mamy niespodziankę dla premiera - komentował w TVN 24 wiceszef stoczniowej "Solidarności", Karol Guzikiewicz. - Mam nadzieję, że premier będzie honorowy i porozmawia z nami o sytuacji stoczni - dodał. Jak powiedział na konferencji prasowej wiceprezydent Sopotu Wojciech Fułek, prawo do zgromadzeń jest jednym z podstawowych praw demokracji. - Urząd przyjmuje do wiadomości zgłoszenie o planowanej pikiecie, mając jednocześnie nadzieję, że organizatorzy będą przestrzegać zadeklarowanych przez siebie warunków i ogólnie prawa, w tym m.in. prawa do ciszy nocnej - powiedział wiceprezydent, dodając, że w piśmie do organizatorów urząd zaznaczył, że tereny zielone nie są właściwym miejscem do stawiania namiotów czy przenośnych toalet. Poinformował też, że w przypadku łamania prawa będą interweniować powołane do tego służby. Pikieta "S" ma związek z planowanymi zwolnieniami w Stoczni Gdańsk. Z zakładu, który od stycznia 2008 r. jest własnością ukraińskiej spółka ISD Polska, w ramach restrukturyzacji ma odejść ok. 300 osób. Ludzie ci mają - zgodnie z ustawą o zwolnieniach grupowych, otrzymać odprawy w wysokości trzech, dwóch lub jednej pensji (w zależności od stażu pracy). Związek chce, by pracownicy dostali taką samą pomoc, jak stoczniowcy w Gdyni i w Szczecinie w ramach specustawy stoczniowej: odszkodowania od 20 do 60 tys. zł, ofertę szkoleń zawodowych oraz zasiłek na czas przekwalifikowania się i poszukiwania zatrudnienia. Rzecznik rządu Paweł Graś mówi o miasteczku namiotowym, które stoczniowcy chcą urządzić przed domem premiera Donalda Tuska, że to "niezwykle osobliwa" forma protestu, taka, która przyjmuje właściwie formy "szantażu" czy "zastraszania" i godzi przede wszystkim w rodzinę premiera. - Wydaje się, że to zaczyna przekraczać pewne granice, w Polsce dotychczas nieprzekraczalne - powiedział Graś. Rzecznik zaznaczył, że nikt w Polsce nie zakazuje protestów, które odbywają się i w Warszawie, i w innych miastach. "Ale wkraczanie przez demonstrantów do domów prywatnych, atakowanie rodziny, czy Bogu ducha winnych sąsiadów - tak jak na przykład w przypadku pana premiera - uważamy za formę, która łamie dobre zasady życia publicznego, dobre obyczaje, nie służy wyjaśnieniu jakichkolwiek postulatów, a tylko +zadymie+ i medialnemu poklaskowi organizatorów tego protestu na czele z panem Guzikiewiczem" - dodał Graś.