"Największa grupa protestów - aż 12 - dotyczy liczenia głosów" - powiedział w środę PAP Krzysztof Michałowski z biura prasowego SN. Według niego protestujący wyborcy deklarują oddanie głosu na wskazanego kandydata, tymczasem w protokole przy nazwisku tego kandydata widnieje zero głosów. "Podobne zastrzeżenia mają sami kandydaci, którzy jednocześnie byli wyborcami i też wnieśli protesty wyborcze; głosując na siebie, otrzymali zero głosów, a powinni co najmniej jeden" - tłumaczył Michałowski. Jak mówił, w środę wpłynął też protest dotyczący ustalania wyniku głosowania w całym kraju. Według wnioskodawcy stosowanie progów wyborczych w wyborach do Sejmu jest niezgodne z konstytucyjną zasadą równości i proporcjonalności wyborów. Do Sejmu wchodzą komitety wyborcze, które uzyskały 5 proc. głosów; komitety koalicyjne muszą uzyskać co najmniej 8 proc. głosów. W ocenie Michałowskiego SN najpierw rozstrzygnie, czy w ogóle będzie taki protest rozpatrywać. "Pamiętajmy, że protesty wyborcze można wnieść do SN z powodu dopuszczenia się przestępstwa przeciwko wyborom określonym w Kodeksie karnym albo naruszenia przepisów Kodeksu wyborczego dotyczących głosowania i ustalenia wyników wyborów. Pytanie, czy SN uzna niekonstytucyjność przepisów Kodeksu wyborczego za naruszenie tych przepisów i stwierdzi, że protest jest zasadny" - mówił Michałowski. Pięć spośród wniesionych protestów wniesiono przed terminem, co oznacza, że sąd pozostawi je bez dalszego biegu. "Sąd Najwyższy będzie teraz czekał na stanowiska PKW i Prokuratora Generalnego. Dopiero po wpłynięciu stanowisk SN zacznie się bliżej przyglądać protestom i podejmie decyzje, czy skierować w ramach pomocy sądowej wniosek o ponowne przeliczenie głosów w odniesieniu do niektórych protestów" - podkreślił Michałowski. Michałowski podkreślił, że termin na składanie protestów wyborczych upływa co prawda w środę, ale po tym dniu mogą jeszcze wpłynąć do sądu protesty nadane pocztą w terminie. Według niego ostatnie protesty sąd może otrzymać jeszcze nawet na początku przyszłego tygodnia. Protest przeciwko ważności wyborów w okręgu wyborczym lub przeciwko wyborowi posła lub senatora może wnieść wyborca, którego nazwisko w dniu wyborów było umieszczone w spisie wyborców. Protest może wnieść także przewodniczący właściwej obwodowej lub okręgowej komisji wyborczej, a także pełnomocnik wyborczy. SN rozpatruje protesty w składzie trzech sędziów, w postępowaniu nieprocesowym, i wydaje opinię w formie postanowienia w sprawie protestu. Na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez PKW oraz opinii wydanych w wyniku rozpoznania protestów SN rozstrzyga o ważności wyborów oraz o ważności wyboru posła, przeciwko któremu wniesiono protest. Uchwałę ws. ważności wyborów SN musi podjąć nie później niż w 90 dniu po dniu wyborów; czyli najpóźniej 23 stycznia 2016 r. SN poinformował w komunikacie, że po wyborach parlamentarnych w 2011 r. wpłynęło 157 protestów wyborczych, z czego za zasadne w całości lub części sąd uznał 20 spośród nich. Żadne ze stwierdzonych nieprawidłowości nie miały wpływu na wynik wyborów. W 2007 r. do SN wpłynęło 112 protestów, z czego 13 uznano za zasadne. Po wyborach do Sejmu i Senatu w 2005 r. sąd rozpoznał 136 protestów; zarzuty okazały się zasadne w przypadku 20 protestów. "Sąd Najwyższy uznał, że w odniesieniu do jednego z zarzutów, który był podnoszony w pięciu protestach, naruszenie miało lub mogło mieć wpływ na wynik wyborów i unieważnił wybory do Senatu przeprowadzone w okręgu częstochowskim" - podano. Naruszenie polegało na tym, że na kartach do głosowania do Senatu nie wydrukowano nazw komitetów wyborczych kandydatów na senatorów. "Sąd nakazał przeprowadzenie powtórnego głosowania, które odbyło się 22 stycznia 2006 r". Wybory wygrał komitet PiS - otrzymał 37,58 proc. głosów i wprowadził do Sejmu 235 posłów; komitet PO dostał 24,09 proc. głosów (138 posłów); Kukiz'15 - 8,81 proc. (42 posłów); Nowoczesna - 7,60 proc. (28 posłów); PSL - 5,13 proc. (16 posłów); Mniejszość Niemiecka - 1 posła.