Jan Narożniak, z wykształcenia matematyk, po powstaniu w 1980 roku "Solidarności" pomagał w organizowaniu poligrafii Regionu . Jesienią 1980 roku został aresztowany pod zarzutem powielania i rozpowszechniania tajnej instrukcji prokuratora generalnego PRL dotyczącej metod i sposobów zwalczania związku. W obronie uwięzionego Zarząd Regionu Mazowsze ogłosił strajk. W Warszawie rozlepiono plakaty: "Uwolnić Narożniaka", "Dziś Narożniak, jutro Wałęsa, pojutrze Ty" z rysunkiem więziennej kraty w tle. Władze pod wpływem protestów uwolniły Narożniaka, a "Solidarność" odwołała strajk. Po wprowadzeniu stanu wojennego Narożniak ukrywał się, w obawie przed internowaniem. 25 maja 1982 roku, w parku Żeromskiego niedaleko dzisiejszego pl. Wilsona (wówczas Komuny Paryskiej) na warszawskim Żoliborzu, przypadkowo zatrzymał go dwuosobowy patrol i zażądał okazania dowodu tożsamości. Narożniak miał przy sobie dowód osobisty z nieważnym stemplem o zatrudnieniu, co było sprzeczne z obowiązującą wówczas ustawą o zwalczaniu pasożytnictwa (w myśl jej postanowień wszyscy zdolni do pracy powinni pracować). Zomowcy zaproponowali mu uwolnienie w zamian za 5 tys. łapówki. Jednak Narożniak miał przy sobie tylko 1,2 tys. więc uznali, że bardziej im się opłaca go aresztować, gdyż mieli za to szansę otrzymać w nagrodę urlop. Prowadzony przez zomowców do samochodu Narożniak zaczął uciekać. Wówczas jeden z funkcjonariuszy strzelił do niego z kałasznikowa. Jedna z kul przebiła talerz biodrowy, druga trafiła w prawą dłoń, urywając mały palec. Do postrzelonego wezwano karetkę pogotowia, która zawiozła go do szpitala na Banacha. Tam przeszedł dwie operacje. Operację biodra wykonali lekarze z nocnego dyżuru w Klinice Gastroenterologii. Ranny miał przebitą tętnicę okalającą biodro i stracił ponad litr krwi, dlatego konieczna była transfuzja. Operacją dłoni zajął się dr Andrzej Sankowski, prowadzący jednoosobowy oddział chirurgii plastycznej. Przez pierwsze dni po operacji chory leżał w sali ogólnej, której wejścia pilnowali dwaj uzbrojeni zomowcy. Narożniak wspomina, że odwiedziło go wówczas wiele osób, z których większość oferowała pomoc w ucieczce. Pamięta także życzliwość personelu medycznego - lekarzy i pielęgniarek, którzy przychodzili, by go obejrzeć i dodać otuchy. Po pewnym czasie został przeniesiony do separatki. Przed jej stale otwartymi drzwiami siedzieli dwaj uzbrojeni zomowcy. Plan uwolnienia Narożniaka opracował dr Jerzy Siwiec, przewodniczący "Solidarności" w szpitalu na Banacha, wówczas anestezjolog. Wspólnie z dr Ewę Kunicką, która pracowała w stacji krwiodawstwa i była łączniczką Zbigniewa Romaszewskiego, zaaranżowali wywiezienie Narożniaka na rentgen. Podczas rzekomego badania Narożniak zaaprobował plan uwolnienia. Siwiec wspólnie z Romaszewskim ustalili, że do akcji potrzebni są dwaj ludzie z zewnątrz i środek transportu do wywiezienia więźnia ze szpitala oraz nowe miejsce pobytu, w którym mógłby kontynuować leczenie. W plany te nie wtajemniczono nikogo ze szpitalnego personelu.