Przez cały dzień media pełne artykułów i audycji przypominających i komentujących 25. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. W Sejmie padają nazwiska ofiar, historycy przytaczają kolejne argumenty obalające tezę o konieczności wyprowadzenia wojska z koszar w obawie przed interwencją sowiecką. Negują, by istniały "obiektywne" powody wypowiedzenia wojny swoim obywatelom. Szkoda, że co piąty Polak nie wie, co to był stan wojenny. Szkoda, że w komentarzach, jakie można znaleźć w sieci, pobrzmiewają głosy: "a co nas to obchodzi". Szkoda. Mamy wolność słowa. Ludzie swobodnie wyrażają opinie, co szczególnie widać w internecie. Mogą twierdzić, że stan wojenny to już historia, że patrzą w przyszłość, a nie w przeszłość. Korzystają z wolności - choćby pisząc, jak bardzo w dupie mają stan wojenny, górników z "Wujka" i ks. Popiełuszkę. Ale żeby tak było, ktoś dla nich to prawo wywalczył i wygrał tę wojnę polsko-jaruzelską. Zygmunt Moszkowicz * autor jest zastępcą redaktora naczelnego portalu INTERIA.PL