- To jest wyzwanie, żeby rozliczyć tak ogromny przejazd i przelot liczony w okrążeniach ziemi - rozpoczął swoje sejmowe przemówienie poseł Witold Zembaczyński, odnosząc się do sprawy kilometrówek członków podkomisji smoleńskiej. Wiceprzewodniczący Nowoczesnej przekazał, że na hotele i kilometrówki "grupy rekonstrukcyjnej kłamstwa Macierewicza", która liczyła 31 osób, zostało wydanych 13 mln. złotych. - To są kwoty bardzo istotne z punktu budżetu tej podkomisji - zamiast być wydane na rzetelne badania, badania alternatywne dla wysadzania parówek i puszek w tej świątyni kłamstwa smoleńskiego, posłużyły do jakiegoś pobocznego czerpania dochodu - mówił. Po przytoczonych słowach zapytał, czy wobec członków podkomisji smoleńskiej można doczekiwać się roszczeń za najpewniej nadużycia, które wynikają z "niefrasobliwego podróżowania". - To wymaga rozliczenia - grzmiał z mównicy. Kilometrówki podkomisji smoleńskiej. "20 razy okrążyli kulę ziemską" - To, jak wygląda liczba przejechanych kilometrów, jest zatrważająca, ale chciałbym powiedzieć, że kilometrówki to nie wszystko - odpowiedział mu wiceminister MON Cezary Tomczyk. Polityk przekazał, że przejazdy członków podkomisji smoleńskiej kosztowały polskiego podatnika ponad milion złotych, a połowa z nich był tzw. kilometrówkami, czyli przejazdami pojazdami prywatnymi. W latach 2016-2023 na takie podróże członkowie podkomisji wydali ponad pół mln złotych. Przejechali oni 800 tys. km, co jest równoważne z 20 okrążeniami kuli ziemskiej. - Nigdy nie byli w Smoleńsku, nigdy się tam nie wybrali, nigdy nie badali wrakowiska, ale 20 razy przejechali kulę ziemską dookoła, ale dziwnym trafem zawsze tak, żeby miejsce katastrofy ominąć - podkreślił wiceminister. Wśród tych 20 okrążeń Ziemi, 10 wykonało dwoje członków podkomisji - Andrzej Łuczak (314 tys. km) oraz Marta Palonek (130 tys. km). - Będziemy domagać się zwrotu tych pieniędzy. Sprawa trafiła do prokuratury - oznajmił Tomczyk. Wiceminister zaznaczył, że oprócz przejazdów były także przeloty. Same bilety lotnicze członków podkomisji smoleńskiej wyniosły ponad 260 tys. złotych. Żaden z lotów nie odbył się w kierunku Smoleńska, za to często do m.in. Stanów Zjednoczonych np. do Filadelfii czy do Kanady do Toronto. Wśród osób najczęściej korzystających z lotów był Wacław Berczyński, Janusz Bujnowski czy Wiesław Binienda. "Wielkie naciągnie państwa". Cezary Tomczyk grzmiał z sejmowej mównicy Cezary Tomczyk zwrócił także uwagę na to, jak poszczególne osoby znalazły się w tej podkomisji. W przypadku wspomnianego wcześniej Andrzeja Łuczaka zadecydowało zainteresowanie tematem. - "Wieloletnie zainteresowanie katastrofą smoleńską i uczestnictwem w konferencjach na ten temat", czyli nie uczelnie, nie badanie, nie kwestia merytoryczna, tylko dlatego, że pan Łuczak się tym interesował - powiedział wiceszef MON. Odnosząc się jeszcze do dalekich podróży członków podkomisji, Tomczyk zauważył, że ci latali tylko w klasie biznesowej. Dodał, że cała podkomisja była niczym "buissnes class", ponieważ osoby w niej dostawały ogromne pensje i praktycznie nie musiały pracować. - To wielkie naciąganie i kantowanie państwa - ocenił. Po wystąpieniu Tomczyka na mównicę jeszcze raz wszedł poseł Zembaczyński. Odnosząc się do przedstawionych informacji stwierdził, że podkomisję smoleńską należałoby nazwać "biurem podróży MacierenkoFly". ----