To bardzo niewielka liczba - dziwi się politolog z Uniwersytetu Szczecińskiego dr hab. Maciej Drzonek. Generalnie chyba chodzenie na wybory nie należy w Polsce do czynności pociągających, stąd być może sądy nie uznają, że będzie to jakaś uciążliwość dla skazanych - dodał. Politolog podkreśla, że taka liczba niegłosujących nie będzie mieć żadnego wpływu na wynik wyborów.Według danych przekazanych z Krajowego Rejestru, w ciągu ostatnich 10 lat sądy zdecydowały o pozbawieniu praw publicznych 284 osoby; część z nich już te prawa odzyskała. Maksymalnie można bowiem pozbawić skazanego praw publicznych na dziesięć lat. W ciągu ostatnich 10 lat systematycznie spada liczba osób, wobec których stosowany jest ten środek karny. I tak np. w 2005 r. sądy zastosowały go wobec ponad 70 osób, w 2006 ukarano w ten sposób 43 osoby, w roku następnym - 46; w roku 2008 liczba ta spadła do 28, by w 2010 osiągnąć poziom 12 osób. W ciągu ostatnich pięciu lat liczba osób pozbawianych praw publicznych rocznie nie przekroczyła 16. W bieżącym roku sądy zdecydowały o pozbawieniu tych praw dwóch osób. Najczęściej sądy decydowały o pozbawieniu praw publicznych na dziesięć i pięć lat. Wszyscy, wobec których zastosowano tę karę popełnili przestępstwa kryminalne, takie jak zabójstwo, gwałt, pedofilia, rozbój, jednak wśród nich nie ma osób, które np. popełniły przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu państwa w tym m.in. szpiegowali, dopuścili się tzw. zdrady dyplomatycznej, znieważali naród czy prezydenta. W ostatnich latach prowadzono w polskich sądach co najmniej kilkanaście procesów o działanie na rzecz obcego wywiadu. Sprawy o szpiegostwo są z zasady tajne, więc nie o wszystkich wiadomo. Wyroki opiewały nawet na 9 lat więzienia, były też kary w zawieszeniu. Zdaniem Drzonka, zastanawiające jest, że aparat państwowy nie karze pozbawieniem praw publicznych tych, którzy naruszyli prawo związane z funkcjonowaniem państwa. Być może, gdyby było więcej przestępstw tego typu, sądy wymierzałyby ten środek karny - przypuszcza naukowiec. Politolog przyznaje, że potocznie ludzie kojarzą pozbawienie praw publicznych z niemożliwością oddania głosu w wyborach, choć oznacza ono także m.in. pozbawienie biernego prawa wyborczego, czyli nie można kandydować w wyborach. Biernego prawa wyborczego można pozbawić np. w Wlk. Brytanii bankruta. Uzasadnienie jest logiczne, jeśli nie umiał zarządzać własnymi pieniędzmi, nie powinno mu się powierzać publicznych - dodaje ekspert. Może tego typu rozwiązanie należałoby zastosować w Polsce - żartuje naukowiec. Pozbawienie praw publicznych obejmuje m.in. utratę czynnego i biernego prawa wyborczego, utratę prawa do udziału w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości oraz do pełnienia funkcji w organach i instytucjach państwowych i samorządu terytorialnego lub zawodowego, utratę stopnia wojskowego i powrót do stopnia szeregowego lub utratę orderów i odznaczeń. Sąd może orzec ten środek karny na okres od roku do 10 lat i tylko w przypadku skazania na karę pozbawienia wolności na czas nie krótszy niż trzy lata za przestępstwo popełnione w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Z chwilą ogłoszenia wyborów sądy pierwszej instancji mają obowiązek powiadomić gminy, na których ciąży obowiązek sporządzenia spisu wyborców, o osobach pozbawionych praw publicznych prawomocnym orzeczeniem sądu. Takie osoby nie znajdą się więc w spisach wyborców.