Kilka tygodni temu "Interwencja" relacjonowała sytuację na polsko-białoruskiej granicy. Redakcja wraz z Fundacją Ocalenie m.in. szukała Irakijczyka, porzuconego w lesie przez grupę, z którą podróżował. Miał skręconą nogę. Gdy reporterzy dotarli do niego w lesie, trząsł się z zimna i nie mógł chodzić. - Większość teraz to są osoby, które przylatują samolotami na Białoruś. Stamtąd na takiej bardzo krótkiej, kilkudniowej wizie jadą w stronę granicy i tam przekraczają granicę w nieuregulowany sposób, nie na przejściu granicznym - tłumaczyła Kalina Czwarnóg z Fundacji Ocalenie. Realizując reportaż "Interwencja" trafiła w portalach społecznościowych na grupy zrzeszające obywateli krajów Bliskiego Wschodu. Są tam tysiące użytkowników. Wymieniają się informacjami, jak przygotować się do podróży i gdzie przekroczyć granicę. Takie miejsca stały się też żerowiskiem dla przemytników oferujących szybką drogę na zachód Europy. - Mamy do czynienia z kolejną odsłoną międzynarodowych działań przemytniczych. Wcześniej operowali na Morzu Śródziemnym, w Grecji, zresztą dalej tam operują, Ale w tej chwili tutaj przenieśli swoją aktywność - mówi Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu. "Kolego, mogę pomóc twojej rodzinie" Razem z redakcją "Raportu" Polsatu News "Interwencja" sprawdziła, jak organizuje się podróż z Syrii do Niemiec. Korzystali z pomocy tłumacza. Na portalach społecznościowych dziennikarze wpisali hasła w języku arabskim: "Białoruś", "Niemcy", "emigracja". Od razu trafili na kilkadziesiąt ogłoszeń przemytników, którzy oferują niemal kompleksową usługę. - On załatwi zaproszenia i wizę z ambasady Białorusi w Syrii. Usługa obejmuje wizę w paszporcie, bilety lotnicze - streszcza treść ogłoszenia tłumacz. Pierwszy etap to zorganizowanie wizy na Białoruś. W tym celu dziennikarze skontaktowali się z syryjskimi agencjami, które działają jak nieformalne biura podróży. Organizują dokumenty, hotele, bilety lotnicze do Mińska. Bez problemu podają numery telefonów. - Dzwonię z Polski. Mam rodzinę w Syrii... - Kolego, mogę pomóc twojej rodzinie, mogę zorganizować im wizę, bilet lotniczy i zarezerwować hotel na Białorusi. ZOBACZ: Białoruś i Rosja pogłębiają integrację Po trzech tygodniach dostarcza paszport z wizą i bilet lotniczy Rozmowę przeprowadził tłumacz. Jak opowiada, przemytnik zaoferował mu załatwienie transportu do Mińska wraz z formalnościami. - Dajesz mu paszport z dwoma zdjęciami. Koszt to 3900 dolarów. On zaraz wyślę wizę, którą robił 1 listopada. Po trzech tygodniach on dostarcza nam paszport z wizą i bilet lotniczy - mówi tłumacz. I rzeczywiście: po kilku minutach reporterzy dostali w komunikatorze zdjęcie wizy. Widać na nim znak wodny biura, które organizuje dokumenty. To logo jest zabezpieczeniem, że zdjęcie zrobił człowiek, z którym rozmawiali. Dalej sprawdzili filmy instruktażowe, jak dostać się z Mińska do polsko-białoruskiej granicy. Jeżeli uda się przejść na polską stronę, trzeba skontaktować się z człowiekiem, który zorganizuje samochód do Niemiec. W mediach społecznościowych trafili na ogłoszenia typu: "Mam bezpieczną drogę z Polski do Niemiec". Kontaktujemy się z jednym z przemytników. - Nasza lokalizacja jest bardzo trudna dla niego. Pyta, czy jesteśmy w stanie trochę podróżować. Powiedział, że wie, że to jest bardzo trudne, ale on musi się zabezpieczyć, bo stracił już samochody i kierowców - relacjonuje tłumacz. Reporterzy odpowiedzieli na kilka podobnych ogłoszeń. Niektóre zawierają numery telefonów. Tłumacz po akcencie rozpoznaje, że rozmawiali z obywatelami Iraku i Syrii. - Koszt to 1500 euro. Mam wysłać do niego lokalizację i on zobaczy, w którym miejscu ma samochód, tam przy granicy. Napisałem, że jesteśmy w cztery osoby. Jedno dziecko, 12 lat - relacjonuje tłumacz rozmowę z przemytnikiem. ZOBACZ: Takich migracji dotąd nie było. Bank Światowy policzył, ilu ludzi będzie uciekać przed zmianami klimatu Rekord to 37 migrantów w trzyosobowym pojeździe Były szef Agencji Wywiadu Grzegorz Małecki jest przekonany, że przemytnikami nie są przypadkowe osoby liczące na duży zysk. - Nie ma co do tego wątpliwości. Zobaczmy, w jakim tempie oni się przenieśli tutaj. To są organizacje, które wcześniej zajmowały się przemytem broni, narkotyków. W różnych miejscach świata. Dziś oni zostali zaproszeni i trzeba to powiedzieć wprost: do Polski - mówi. Po drugiej stronie są funkcjonariusze Straży Granicznej, którzy kontrolują drogi prowadzące do Warszawy i dalej w kierunku Niemiec. Statystycznie co drugi dzień, jeden tylko oddział straży granicznej zatrzymuje przynajmniej jednego przemytnika. - Niechlubnym rekordem, jaki odnotowaliśmy w naszej placówce, był przewóz 37 nielegalnych imigrantów w pojeździe przystosowanym do przewozu trzech osób. Znany jest nam ten proceder, pojawiają się te ogłoszenia, ale to też nie jest tak, że każde z tych ogłoszeń gwarantuje to, że nastąpi tutaj jakiś odbiór tych migrantów - zaznacza funkcjonariusz operacyjny Straży Granicznej. Kierowca z pośrednikiem nigdy się nie spotkają Po kilku godzinach następuje kolejny kontakt z przemytnikiem. Tym razem to on dzwoni do reporterów. W tym samym czasie druga ekipa reporterska czeka w miejscu spotkania. - Musisz mieć kogoś na miejscu w Niemczech, kto będzie czekał. Kiedy kierowca przekroczy Warszawę, trzeba dać mu 250 euro. Resztę kwoty zapłaci twój człowiek w Niemczech pośrednikowi w momencie przekroczenia granicy polsko-niemieckiej - relacjonuje przebieg rozmowy nasz tłumacz. ZOBACZ: Psychologowie: Oto co sprzyja radykalizacji imigrantów Właśnie w taki sposób zabezpieczają się grupy organizujące przemyt. Imigrant płaci kierowcy kilkaset euro - czyli wynagrodzenie za przerzut. Resztę pieniędzy dostanie pośrednik z Niemiec, ale musi przekazać je inna osoba, np. rodzina imigranta, która mieszka na zachodzie Europy. Kierowca z pośrednikiem nigdy się nie spotkają. Małecki: Państwo sobie nie radzi Przemytnik potwierdził, że jedzie do miejsca, skąd miał odebrać dziennikarzy podających się za migrantów. W pobliżu stał policyjny radiowóz. Być może to sprawiło, że kilka godzin później dziennikarze dostali wiadomość, że kierowca dziś nie dotrze w umówione miejsce. Jego telefon nadal jest aktywny. Jak wynika z danych niemieckiego Centralnego Urzędu ds. Cudzoziemców - dziennie dociera do Niemiec nawet 120 uchodźców. Były szef Agencji Wywiadu Grzegorz Małecki uważa, że państwo nie radzi sobie z procederem. - To nie jest problem, który możemy zwalczyć wyłącznie wysyłając tam wojsko i policję. To iluzja - podsumowuje.