EDK. Tutaj możesz zobaczyć dostępne trasy i zgłosić swój udział Dwie noce bez snuMarcin twierdzi, że najgorsze było ostatnie trzydzieści kilometrów. Przemokły mu buty, zdarł częściowo podeszwę stopy pokrytą pęcherzami. Nie spał drugą dobę. Był przekonany, że kolejna nieprzespana noc da mu się bardziej we znaki. Było odwrotnie. Trudniej było przetrwać tę pierwszą. Gdy zaproponował poprowadzenie trasy z Krakowa na Wiktorówki w Tatrach w ramach Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, obawiano się o jego bezpieczeństwo. Ale wiedział, co robi. Przecież EDK ma być wyzwaniem, przekraczaniem siebie, przełomem. Wielu uczestnikom o wydolności ultramaratończyków nie wystarczała do tego tradycyjna czterdziestokilometrowa trasa. - W EDK chodzi o to, żeby dotknąć jakichś granic, ale żeby je przekroczyć - mówi. Sam na sam z myślami Marcin, mimo że sam pokonał wcześniej każdy z etapów trasy, pracując nad jej przebiegiem, nie wiedział, jak to przeżyje duchowo. Na pewno był przygotowany do tego fizycznie. Jest na co dzień bardzo aktywny, trenuje, wspina się, wykłada na AWF-jako pracownik naukowy Katedry Fizjologii i Biochemii. Nie wiedział jednak, czy zdoła modlić się, albo rozważać kolejne stacje przez dwie doby. - Może się wydawać, że w czasie EDK trudno się skupić, myśleć. Że trzeba się koncentrować na trasie, uważać, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Ale tak naprawdę jest to oczyszczające. Mnie w czasie EDK udało się rozwiązać niejeden dylemat życiowy - mówi. EDK to naprawdę droga przełomu. - To wyjście w noc, związane z ryzykiem, niebezpieczeństwem. Na własnej skórze doświadczamy zmęczenia, znużenia, no i też bólu - mówi Marcin. Ale to nie ekstremalny wyczyn sam dla siebie. Ból jest potrzebny, by wyjść poza strefę własnego komfortu, osiągnąć punkt, który otwiera człowieka na nowe doświadczenie. Dopiero wtedy możliwy jest rozwój i zmiana. Marcin nazywa to paradoksem EDK - Człowiek jest zmęczony, brakuje mu koncentracji, a wtedy przychodzą do głowy prawdziwe olśnienia. Jest wytrenowany Ks. Jacek Stryczek, inicjator Ekstremalnej Drogi Krzyżowej i przyjaciel Marcina, mówi, że pomysł na tak ekstremalną trasę, to nie była brawura. " To odpowiedź na postulat naszego środowiska. Każdy z nas ma coś w sobie pragnienie przygody. A że akurat Marcin jest bardzo wytrzymały, to wyznaczył sobie taki cel. Ta wyprawa była przez niego przemyślana, przygotowana, zaplanowana. Wcześniej wytyczał trasę, ćwiczył się na 50 kilometrowych odcinkach. Po prostu dla niego 50 kilometrów to było już za mało. Żeby się przekroczyć, potrzebował 130 km w wysokich górach." Ks. Stryczek przy tej okazji wspomina też, jak razem z m.in. Marcinem wspiął się na położony na 4478 n.p.m. alpejski szczyt Matterhorn. "Gdy schodziliśmy, ja w najtrudniejszych miejscach byłem wiązany liną, a Marcin nad tymi przepaściami wręcz pomykał po ścianach, na koniuszkach palców. To wynikało oczywiście z tego, że ma swoje ciało pod absolutną kontrolą, ma je doskonale wytrenowane. Dlatego jest taki pewny. Wychował się na sali gimnastycznej, jego ojciec jest trenerem. Samo wspinanie się po górach wyłoniło się z wielu innych sportów, jakie uprawiał. Ćwiczy wspinaczkę na ściance, ale nie po to, żeby na tym się zatrzymać, tylko żeby iść w góry. Samo to o nim świadczy, bo wyjście wysokie góry to jednak jest zmaganie się z naturą, to za każdym razem wyjście w nieznane". Tysiące chętnych Marcin Grandys jest jednym z inicjatorów Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. To on znajdował się w wąskiej grupie, która w 2009 roku wpadła na pomysł, by spróbować nowatorskiego typu duchowości, przeżywania drogi krzyżowej. Marcin brał wcześniej udział w typowej drodze myślnej, w kościele. Brakowało mu jednak autentycznego doświadczenia drogi. Marcin zaproponował trasę do Kalwarii Zebrzydowskiej z Krakowa grupie przyjaciół, skupionych wokół osoby księdza Jacka Stryczka, twórcy SZLACHETNEJ PACZKI. Ksiądz Stryczek, nie czekając długo, zapytał Marcina: "Zrobisz to?" W pierwszej edycji wzięło udział ponad dwieście osób. Ks. Stryczek, zapytany o to czy ekstremalność Marcina przekłada się na jego życie, opowiada: "Gdy Marcin był jednym z pierwszych koordynatorów EDK, charakterystyczne dla niego było to, że po tym jak brał udział w wytyczaniu tras, jak całą noc koordynował proces zabezpieczania ludzi na trasie, rano, po tym wysiłku, przyjeżdżał do biura i porządkował materiały. Nie położył się spać, dopóki wszystkiego nie zrobił. To u niego nieprawdopodobne, że nie ma barier w wyzwaniach, które podejmuje." W ubiegłym roku 26 tysięcy ludzi z własnej woli, nieprzymuszeni, wędrowali całą noc w milczeniu przez bezdroża. W tym roku organizatorzy przewidują, że w EDK weźmie udział nawet 60 tysięcy ludzi. Co ich do tego skłania? Co zyskują? Ekstremalnie, duchowo Warto żyć ekstremalnie - tym hasłem zachęcają do udziału w EDK organizatorzy, czyli Wspólnota Indywidualności Otwartych i Stowarzyszenie WIOSNA znane z organizacji SZLACHETNEJ PACZKI. Uczestnicy EDK przez całą noc idą samotnie lub w małych grupach, w milczeniu. Doświadczają swojej cielesności, by rozwijać się duchowo. Wędrują z rozważaniami przygotowanymi na tę okazję. Ich autorami są uczestnicy. Ks. Jacek Stryczek wybiera najlepsze z nich, przejmujące, szczere, a przez to przemawiające do ludzi. Bo EDK to wydarzenie otwarte nie tylko dla ludzi ukształtowanych duchowo, ale też dla poszukujących. To nowa forma duchowości, która przyciąga spragnionych tego ludzi. Marcin Grandys jest jednym z autorów tegorocznych rozważań EDK. Jego rozważanie do XIV stacji nosi znamienny tytuł: "Porażka kluczem do sukcesu". Marcin pisze: "Bardzo długo nie radziłem sobie z porażkami. Zmieniłem się podczas jednego z meczów tenisa. Przegrałem decydujący mecz, ale w jego trakcie dotarło do mnie, gdzie rywal ma słabą stronę. Kiedy podchodziłem do siatki pogratulować mu zwycięstwa, co nie zdarzyło mi się nigdy wcześniej, w głowie miałem tylko jedną myśl: przegrałem z Tobą po raz ostatni. "Zmartwychwstałem", bo w przegranej odnalazłem klucz do zwycięstwa. (...) Porażka, która była moim grobem, stała się nagle odskocznią do wygranej. W gruncie rzeczy chodzi o to, żeby z każdej porażki wyjść z pomysłem na wygraną. Pomysłem, który może być przełomem w Twoim życiu." Kolejne pokolenie na EDK Na EDK coraz częściej można spotkać rodziny z dziećmi. EDK staje się dla wielu, jak SZLACHETNA PACZKA zimą, symbolem przygotowań do Wielkanocy. EDK ludzi inspiruje i integruje, a tego bardzo potrzebują. - Na jednej z EDK byłem z żoną i półtorarocznym dzieckiem. A jeszcze wcześniej, kiedy nasz syn miał cztery miesiące, moja żona chciała przejść EDK w podzięce za poród. Więc spędziłem z nim całą noc w samochodzie, jadąc w jakiejś odległości za moją żoną, żeby mogła robić przerwy na karmienie. To była, nawiasem mówiąc, pierwsza noc w roku, którą Natan przespał - śmieje się Marcin. "Marcin ma w sobie coś takiego, że trudności, przeciwności losu nie są dla niego tak bardzo ważne. Jest bardzo prorodzinny, niezwykle opiekuńczy. Z najstarszym synem na jego drugie urodziny wszedł na dwutysięcznik, wspinał się niosąc go na plecach. Razem ze swoją żoną wdrożyli model wychowania, w którym dziecko podąża za rodzicami. W konsekwencji, jego syn, który podpatrywał jak tata się wspina na ściankę, próbował go naśladować, jeszcze zanim nauczył się chodzić. Innym razem Marcin opracował system uprawiania sportu z dzieckiem. Natan jako niemowlak leżał, a Marcin nad nim robił pompki, albo brał go do nosidełka i się podciągał. Do dziecka było to fajne, a on miał czas żeby uprawiać sport - podsumowuje ks. Jacek Stryczek. Podejmij wyzwanie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej i już 7 kwietnia wyrusz na swoją Drogę Przełomu. Wejdź na www.edk.org.pl.