Na stronach internetowych HFPC przedstawiono ocenę tych wydarzeń dokonaną przez 24 niezależnych obserwatorów Fundacji. Komenda Główna Policji podkreśla, że ze wstępnych ustaleń wynika, że działania funkcjonariuszy były adekwatne do sytuacji i nie doszło do naruszenia prawa. W raporcie stwierdzono, że policja godząc się na zablokowanie przez demonstrantów z Kolorowej Niepodległej ul. Marszałkowskiej, skutecznie odizolowała od siebie uczestników Kolorowej i Marszu Niepodległości. Według HFPC policja "odpowiadając na czynny atak części demonstrantów zgromadzonych na pl. Konstytucji, użyła proporcjonalnych i odpowiednich środków". Od momentu użycia siły przez uczestników demonstracja ta przestała korzystać z przymiotu pokojowej i uzasadniała użycie środków przymusu bezpośredniego - podkreślono. Za "zdecydowanie niedopuszczalne i wymagające wyjaśnienia" Fundacja uznała użycie siły przez policję wobec już zatrzymanych i nieagresywnych demonstrantów. "Używanie bezpośrednich środków przymusu, gdy uczestnik zgromadzenia jest bezbronny i nie jest agresywny, stanowi nadużycie władzy przez policję" - podkreślono. "W związku z zaistniałymi wydarzeniami po rozwiązaniu Marszu Niepodległości na placu Na Rozdrożu można postawić pytanie, czy zastosowane przez policję środki były wystarczające" - uznała HFPC. Przed godz. 12 obserwatorzy zauważyli na Nowym Świecie grupę ok. 100 młodych ludzi, w większości w kominiarkach, idących w stronę ronda de Gaulle'a. Zostali oni zawróceni przez policjantów, którzy biegnąc za nimi, uderzali pałkami biegnących. Po drugiej stronie ulicy zatrzymano dwie osoby. "Jedna z nich skulona pod ścianą została otoczona przez trzech policjantów. Obserwatorzy zauważyli, że policjanci otaczając tę osobę, używają pałek" - napisano. Obserwatorzy nie mają własnych informacji o powodach akcji policji, która podawała, że grupa tych osób zaatakowała "ludzi świętujących odzyskanie niepodległości". "Świadkowie zdarzenia w rozmowach z obserwatorami podawali szereg różnych, niewykluczających się wzajemnie powodów, m.in. od ataku jednego z antyfaszystów na członka grupy rekonstrukcyjnej zmierzającej na miejsce oficjalnej defilady, przez starcie kilkuosobowej grupy skinów i antyfaszystów, po atak antyfaszystów na policję" - podano. Obserwatorzy nie byli w stanie ocenić tej interwencji wobec osób, które potem weszły do kawiarni Nowy Wspaniały Świat. Obserwujący wiec Kolorowej podkreślili, że ok. godz. 13.20 manifestujący, bez wyraźnego znaku ze strony organizatorów, przerwali kordon policji i przesunęli się na pozostałe dwa pasy jezdni. "Policjanci nie używali pałek ani żadnych innych środków przymusu. Kiedy protestujący przedarli się przez kordon policji i zajęli tory tramwajowe oraz dwa pozostałe pasy jezdni, policja stworzyła kordon wszerz obu jezdni ul. Marszałkowskiej, oddzielając zgromadzenie od strony pl. Konstytucji" - podano. Jak podaje HFPC, przed godz. 16 przeciwnicy Kolorowej próbowali parokrotnie ją zaatakować. Przy każdej z trzech prób policja prosiła o rozejście się, ostrzegając przed użyciem siły. Przy pierwszej potencjalni napastnicy rozeszli się; przy drugiej i trzeciej atakujący próbowali dostać się do Kolorowej bocznymi ulicami i bramami. "Napastnicy zaczęli rzucać przedmiotami w kierunku zgromadzenia Kolorowa Niepodległa; doszło do interwencji policji. Ok. godz. 16.30 sytuacja została opanowana" - podano. Osoba, która nie była uczestnikiem żadnego z tych zgromadzeń, zgłosiła obserwatorowi, że gdy samochodem ok. godz. 15.20 mijała na ul. Mokotowskiej oddział policji, jedni kazali zatrzymać się, a inni - jechać dalej. "Policjanci zaczęli bić pałkami w bok samochodu, uszkadzając w kilku miejscach bagażnik oraz lusterko" - podano. Od funkcjonariusza komisariatu przy ul. Wilczej kierowca usłyszał: "No wie pan, jak pan tam jedzie, to tam gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą" - stwierdza raport. Ośmiu obserwatorów początku Marszu Niepodległości na pl. Konstytucji "nie zauważyło liderów zgromadzenia ani jego służb porządkowych". Przed godz. 15 w stronę policji demonstranci przy ul. Pięknej zaczęli rzucać pierwsze race, a następnie kamienie, butelki i deski. Policja wzywała do zaprzestania działań bezprawnych, ostrzegając, że użyje przymusu. Obserwatorzy zauważyli, że grupa uczestników zgromadzenia za pomocą pałek bądź kijów uderza w funkcjonariuszy. Odpowiadali oni użyciem pałek, nie przełamując szyku i starając się odpędzać atakujących. Policja użyła armatek wodnych oraz gazu łzawiącego. Ponadto zwarte oddziały policji wypierały atakujących z pl. Konstytucji, rozdzielając ich na trzy grupy. Obserwatorzy zauważyli szkody; m.in. zniszczony bruk, uszkodzony przystanek autobusowy, zniszczony samochód policji. Na pl. Konstytucji obserwatorzy widzieli samochód policji z urządzeniem LRAD. "Możemy wyrazić nadzieję, że urządzenie to - zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa - mogło być wykorzystane tylko do nadawania głośnych komunikatów adresowanych do uczestników zgromadzenia. Podkreślamy, że zgodnie z prawem nie można używać urządzenia LRAD do nadawania sygnału ogłuszającego w stosunku do uczestników zgromadzenia" - napisano. Czterech obserwatorów oglądało przejście Marszu Niepodległości pod pomnik Romana Dmowskiego na pl. Na Rozdrożu. "Przemarsz miał swoich liderów. Spora część uczestników marszu miała zasłoniętą twarz" - podano. Wielu uczestników niosło zapalone race, wybuchały petardy. W trakcie marszu nie było interwencji policji. Zaniepokojenie HFPC wzbudziły "zbyt małe oddziały policji ochraniającej przemarsz, co w konsekwencji mogło negatywnie wpłynąć na zabezpieczenie zgromadzenia przy pomniku". Sześcioro obserwatorów na pl. Na Rozdrożu stwierdziło, że "policja praktycznie w ogóle nie zabezpieczała terenu placu; oddziały policji były rozlokowane jedynie na jego obrzeżach". Obserwator był świadkiem, jak grupa uczestników wykrzykiwała agresywne hasła pod adresem dziennikarza TVN24. Zdaniem HFPC wraz z gromadzącym się tłumem na placu było coraz bardziej niebezpiecznie. Odpalano race i petardy. Drobna petarda wybuchła dwa metry od obserwatora. Gdy ok. 16.30 organizatorzy dali sygnał zakończenia zgromadzenia, policja zaczęła wzywać do rozejścia się. Wtedy część uczestników zgromadzenia zaczęła zachowywać się agresywnie - oceniono. Część uczestników zgromadzenia zebrała się wokół samochodu transmisyjnego TVN i zaczęła go uszkadzać. Po chwili policja ich rozpędziła i otoczyła samochód. Ok. godz. 17.05 część uczestników ponownie zgromadziła się wokół auta. "Najpierw wybijali szyby, uderzali w karoserię i bujali samochodem, następnie podpalili auto" - podano. Od al. Szucha nadjechały dwa wozy strażackie, a kordon policji razem z armatkami wodnymi zbliżył się w okolice pomnika Dmowskiego. Policjanci prosili o zrobienie miejsca, aby umożliwić ugaszenie płonącego wozu. Policja ustawiła kordon w poprzek Al. Ujazdowskich i ponownie wezwała manifestantów do rozejścia. Grupki zaczęły uciekać, w stronę policjantów poleciał przynajmniej jeden kamień. Policjanci zaczęli gonić ludzi w kierunku al. Wyzwolenia. Obserwatorzy zauważyli jednego z uczestników, którego policja położyła na ziemi i uderzała pałkami. Rozproszenie uczestników utrudniało policji akcję i powodowało, że musiała ona działać w kilku miejscach placu naraz - oceniła HFPC. Rzecznik Komendanta Głównego Policji Mariusz Sokołowski powiedział w niedzielę, że trwa jeszcze szczegółowe badanie i analiza działań z 11 listopada. Zaznaczył, że jest to standardowa procedura. - Ze wstępnych wniosków wynika, że działania policji były adekwatne do sytuacji i nie doszło do naruszenia prawa. Grupom demonstrantów - dzięki akcji policjantów - nie udało się doprowadzić do konfrontacji - podkreślał. Sokołowski powiedział także, że niezasadne są opinie mówiące, że policjanci działali zbyt wolno. - Najważniejsze jest zdrowie i życie obywateli. Wśród demonstrantów były osoby postronne, musieliśmy dać im czas na opuszczenie terenu działań. Trwa to kilka minut, ale nie możemy dopuszczać do sytuacji zagrożenia życia i zdrowia postronnych osób - dodał. Rzecznik KGP poinformował, że do tej pory nie wpłynęło żadne oficjalne zażalenie na działania policji. Dodał, że informacje w tej sprawie pochodzą tylko z mediów. - Jeżeli będą takie zażalenie zostaną dokładnie zbadane - zapewnił. - Zatrzymani przez policjantów często w ramach odwetu zgłaszają fałszywe informacje o rzekomym pobiciu - mówił. Podczas obchodów Święta Niepodległości w Warszawie doszło do starć demonstrantów z policją. 40 policjantów zostało lekko rannych. Do szpitali trafiło 30 osób. Zatrzymano 210 osób. Spośród nich 111 ma zarzuty o wykroczenia, a 65 - o przestępstwa, jak m.in. napaść na policjanta, naruszenie nietykalności, niszczenie mienia.