Była to największa katastrofa budowlana w historii Polski. Zginęło w niej 65 osób, a ponad 140 zostało rannych. Gdy ok. godz. 17.15 runął dach hali, wewnątrz trwały międzynarodowe targi i ogólnopolska wystawa gołębi pocztowych. W czwartek rano przy pomniku z nazwiskami ofiar stojącym w pobliżu placu po zawalonym pawilonie zebrało się kilkadziesiąt osób. Kwiaty złożyli m.in.: wicewojewoda śląski, prezydenci Katowic i Chorzowa, a także przedstawiciele straży pożarnej, pogotowia i innych służb. Wśród zebranych byli bliscy uczestników tamtej katastrofy. Mieczysław Ropolewski z Chorzowa, który w katastrofie stracił córkę, zięcia, żonę, syna i wnuka ze ściśniętym gardłem odpowiadał dziennikarzom, że przychodzi tam nie tylko w rocznicę katastrofy. Mówił, że mimo dziesięciu lat pamięta tamten dzień, "jakby to było wczoraj". "Tego nie da się zamazać, zatrzeć" - podkreślił. Naczelnik grupy jurajskiej GOPR Adam van der Coghen wspominał obrazy, które szczególnie zapadły w pamięć przeszukującym miejsce katastrofy ratownikom - wśród nich starszej kobiety, babci, która swoim ciałem ogrzewała wnuka. "Ona tak naprawdę poświęciła się dla tego dziecka i to dziecko wtedy przeżyło. Ona nie" - zaznaczył ratownik. W dniu katastrofy w największej hali MTK było 1329 osób. W chwili, gdy dach runął, wewnątrz było około tysiąca osób. Spośród ponad 140 rannych 26 osób doznało ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Według prokuratury na tragedię złożyły się błędy i zaniechania w fazie projektowania i budowy hali, a także jej użytkowania i nadzoru nad budynkiem. Przed katowickim sądem ciągle toczy się proces karny w tej sprawie, w którym odpowiadają m.in. dawni szefowie spółki MTK i projektanci hali. Jest szansa, że zakończy się w marcu. Do przesłuchania zostali jeszcze biegli i niektórzy oskarżeni, którzy chcą złożyć uzupełniające wyjaśnienia. Po katastrofie do sądów w Katowicach i Chorzowie wpłynęło ok. stu jednostkowych spraw o odszkodowania. Większość zakończyła się wyrokami - sądy zwykle przychylały się do roszczeń, choć zasądzały odszkodowania, zadośćuczynienia i renty w niższej kwocie niż domagali się poszkodowani - od kilku do kilkuset tys. zł. Początkowo rodziny ofiar i ranni w katastrofie kierowali swoje roszczenia pod adresem spółki MTK, ale później także do Skarbu Państwa, podkreślając, że jest on samoistnym posiadaczem terenu, na którym stała hala (MTK tylko dzierżawiły teren). To stanowisko podzielały sądy, które uznały, że odszkodowania powinno wypłacić właśnie państwo. Strona powodowa wskazywała ponadto na zaniedbania władzy publicznej w zakresie nadzoru budowlanego, które - co w części potwierdziła też prokuratura - przyczyniły się do katastrofy. Część poszkodowanych wciąż domaga się zadośćuczynień i uznania odpowiedzialności za katastrofę Skarbu Państwa. Obecnie w stołecznym sądzie okręgowym znajduje się sprawa z pozwu zbiorowego ws. uznania, że za tragedię odpowiada Skarb Państwa, co ma ułatwić późniejsze dochodzenie roszczeń. Pytany przez dziennikarzy prezydent Chorzowa Andrzej Kotala przypomniał, że miasto kilkakrotnie wnioskowało o uregulowanie sprawy należności wobec poszkodowanych ustawą - jak w przypadku katastrof samolotu CASA czy prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem. "Można było sprawę zamknąć już dawno. W tym wypadku nie wiedzieć dlaczego jest taki, a nie inny tryb postępowania" - powiedział Kotala.