Przyszła matka regularnie jeździła do szpitala na badania kontrolne, monitorujące jej ciążę. Kiedy w marcu pojawiła się z gorączką, personel placówki postanowił wykonać u niej test na koronawirusa. Badanie dało wynik dodatni, jednak kobieta została zwolniona do domu. W domu stan ciężarnej szybko zaczął się pogarszać. Fozia została zabrana do szpitala, gdzie odizolowano ją od rodziny i podłączono do respiratora. 2 kwietnia, w wyniku cesarskiego cięcia, na świat przyszedł jej syn Ayaan. Chłopiec urodził się w 31. tygodniu ciąży. Przeprowadzone u niego badanie nie wykazało, aby był zakażony koronawirusem. Ze względów bezpieczeństwa matka nie mogła zobaczyć swojego nowo narodzonego dziecka. Dostała tylko jego fotografię. Najpierw poprawa, później dramatyczne pogorszenie "Była bardzo szczęśliwa, dostała zdjęcie dziecka, które wydrukowały dla niej (pielęgniarki)" - stwierdził mąż kobiety, cytowany przez "Guardiana". Kiedy po raz ostatni rozmawiał z żoną, trzymała zdjęcie chłopca i mówiła "patrz, to nasze dziecko". Rodzice małego Ayaana byli małżeństwem siedem lat. Młoda matka zdążyła skontaktować się z rodziną. Poinformowała bliskich, że nie może się doczekać, aż wróci do domu. Była na tyle silna, że mogła rozmawiać przez telefon. Zaczęła nawet wykazywać pewne oznaki poprawy i została przeniesiona na oddział rekonwalescencji. Lekarze poinformowali o polepszeniu kondycji kobiety jej najbliższych. Jednak wkrótce jej stan ponownie zaczął się pogarszać i trafiła na oddział intensywnej terapii. 8 kwietnia Fozia zmarła. Bliscy, wyposażeni w środki ochronne, mogli się z nią pożegnać. Na ich prośbę poczekano z odłączeniem kobiety od respiratora do momentu ich przybycia.