Warszawa: Półtorej godziny w kolejce po... rurki z kremem
"Zakaz spożywania posiłków na ulicy wbił nam nóż prosto w serce. Grozi nam bankructwo" - napisał w czwartek (5 listopada) na Facebooku właściciel warszawskich "Rurek z Wiatraka". Na odzew nie trzeba było długo czekać, następnego dnia rano przed lokalem ustawiła się długa kolejka.

"Przetrwaliśmy okropne czasy PRL-u, byliście z nami, kiedy zmieniał się ustrój, zaznaczaliście, że jesteśmy dla Was ważni. Kilka lat temu, kiedy zawisło nad nami widmo wyburzenia pawilonów (w których znajdują się "Rurki" - red.), walczyliście o nas jak lwy i udało się wszystko odroczyć. Dziś też prosimy o pomoc" - napisał na Facebooku Piotr Przewłocki, aktualny właściciel cukierni, prawnuczek jej założyciela.
Jak zauważył, z ogromnymi trudnościami borykają się także inni przedsiębiorcy.
"Grozi nam bankructwo"
Cukiernia sprzedawała rurki i gofry przede wszystkim na wynos, klienci jedli je w drodze - teraz, przez zakaz spożywania posiłków na zewnątrz (i maseczki), to niemożliwe.
"Nasze rodzinne, tradycyjne przedsiębiorstwo ledwo dyszy. Zakaz spożywania posiłków na ulicy wbił nam nóż prosto w serce i mimo prób wyjścia z sytuacji obronną ręką, dodawano kolejne obostrzenia. Niestety grozi nam bankructwo. Jakoś dawaliśmy radę do tej pory, ale teraz nie mamy praktycznie wyjścia, dlatego postanowiliśmy zwrócić się do Was z apelem i prośbą, by wspierać lokalne przedsiębiorstwa" - czytamy we wpisie, który został udostępniony przez blisko 10 tys. osób.
Pojawiły się setki komentarzy. "To najlepsze rurki na świecie" - przekonują mieszkańcy stolicy.
Od piątkowego poranka przed cukiernią ustawiała się długa kolejka. Stoją młode osoby, jak i starsi, którzy wspominają smak rurek sprzed kilkudziesięciu lat.
- W kolejce stałem dokładnie godzinę i 20 minut - powiedział w rozmowie z polsatnews.pl pan Paweł, który w czwartek wieczorem przeczytał apel właściciela. - Rurki kupiłem po raz pierwszy. Chciałem w ten sposób okazać wsparcie i solidarność - dodał.
Klientów nie odstrasza ani długi czas oczekiwania, ani fakt, że można płacić tylko gotówką. Każdy kupuje po kilka czy nawet kilkanaście rurek z bitą śmietaną.
100 złotych utargu, kilka tysięcy czynszu
- Nasze problemy zaczęły się wiosną, gdy ogłoszono pierwszy lockdown, zdarzały się dni, że mieliśmy 100 złotych utargu - wspomina w rozmowie z polsatnews.pl Piotr Przewłocki. Sam czynsz za mały lokal to kilka tysięcy złotych.
Wiosnę udało się przetrwać dzięki oszczędnościom z poprzedniego roku. Właściciel nikogo nie zwolnił i nie obniżył pensji. W wakacje dotarło rządowe wsparcie, które na krótko poprawiło sytuację.
Właściciel "Rurek..." miał nadzieję, że uda się częściowo odrobić straty we Wszystkich Świętych - cukiernia znajduje się tuż przy pętli autobusowej na Rondzie Wiatraczna - powracający z cmentarzy co roku wstępowali po słodkości. Plany całkowicie pokrzyżowało zamknięcie cmentarzy.
- Pierwszy raz w życiu zwróciłem się o pomocną dłoń - podkreśla Przewłocki.
Jak mówi, w piątek pojawiło się światełko w tunelu, a zainteresowanie i liczba klientów przerosły jego najśmielsze oczekiwania. - Mam nadzieję, że w kolejnych dniach będzie podobnie i że dzięki temu przetrwamy - podsumowuje.