"W Europie Zachodniej szpitale są przepełnione ludźmi chorymi na koronawirusa, a kostnice starają się nadążyć za rosnącą liczbą zmarłych. Jednak w krajach na wschodzie kontynentu zakażenia są w dużej mierze pod kontrolą, a rządy zaczynają rozluźniać blokady" - twierdzą publicyści "WSJ" Bojan Pancevski i Drew Hinshaw. Wymieniają przy tym, że do niedzieli z powodu koronawirusa Hiszpania straciła 350 osób na milion obywateli, Włochy - 322, Belgia - 314, Francja - 202, a Wielka Brytania - 145. Dla porównania, w przypadku Rumunii ten wskaźnik wynosi 15, Czech - 12, Polski - 5, a Słowacji - 0,4. Zdaniem Pancevskiego i Hinshawa, głównym powodem tej rozbieżności jest to, że biedniejsze kraje Europy Środkowej i Wschodniej, "obawiały się, że ich stosunkowo słabe systemy opieki zdrowotnej zostaną przytłoczone". W związku z tym szybciej wprowadziły ograniczenia. W opinii ekspertów ta szybkość "była kluczowa", gdyż ludność jest tu statystycznie starsza niż na Zachodzie, lekarzy mniej, a szpitale nie są tak dobrze przygotowane. Szybka reakcja W artykule "WSJ" czytamy też, że to, iż na wschodzie Europy wirus pojawił się później niż na zachodzie spowodowane było relatywnie mniejszą w tym regionie liczbą turystów podróżujących między kontynentami. Publicyści amerykańskiego dziennika odnotowują, że w trakcie rozwoju epidemii m.in. w Niemczech świętowano karnawał, we Włoszech chodzono na mecze piłkarskie, na niektórych plażach w USA trwały zabawy, a władze Wielkiej Brytanii nie wprowadziły całkowitego zakazu wychodzenia z domów do 24 marca. Autorzy artykułu odnotowują, że Czechy zamknęły szkoły i granice 12 marca, mniej niż dwa tygodnie po wykryciu pierwszego przypadku COVID-19 w tym kraju. Słowacja wprowadziła stan wyjątkowy tego samego dnia, a dzień później - po zdiagnozowaniu 17 przypadków koronawirusa - Polska zarządziła zamknięcie granic, barów, restauracji oraz centrów handlowych. Europa Wschodnia wolała reagować wcześniej Pancevski i Hinshaw przypominają, że 12 marca premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson mówił obywatelom, że mogą wciąż uczestniczyć w masowych wydarzeniach sportowych. Dwa dni wcześniej prezydent USA Donald Trump zapewniał natomiast: "Jesteśmy przygotowani i wykonujemy dobrą robotę. Ten (koronawirus) odejdzie. Bądźcie spokojni, to odejdzie". "Na Zachodzie ludzie uważają, że wysoko technologicznie rozwinięte społeczeństwa z bardzo dobrą opieką zdrowotną mogą poradzić sobie ze wszystkim, a to stworzyło złudzenie, że będą mieli czas i narzędzia do walki z nagłą pandemią" - powiedział cytowany w artykule Sławomir Dębski, szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM). Jego zdaniem, w Europie Wschodniej scenariusz, w którym państwo jest niezdolne do zarządzania sytuacją "nie jest dla powieściopisarzy", lecz jest "zakorzenione w żywej pamięci". W ocenie publicystów "WSJ" w wielu krajach europejskich politycy "wahali się, czy wprowadzić ograniczenia z obawy o skutki gospodarcze" oraz o to, że obywatele nie będą przestrzegać restrykcji przez dłuższy czas. Rozluźnianie ograniczeń Tymczasem - jak zauważają - w Polsce zakażeni mają ściągać specjalną aplikację informującą władze o ich położeniu, Słowacja przyjęła prawo pozwalające rządowi na dostęp do prywatnych danych z firm telekomunikacyjnych, a w Macedonii Północnej osoby powyżej 67. roku życia nie mogą po południu opuszczać domów. "Żaden z tych krajów (Czechy, Polska, Słowacja) nie był początkowo w pełni wyposażony, aby poradzić sobie z kryzysem, a pracownicy medyczni narzekali w mediach społecznościowych na niedostateczne zapasy. Mimo to uniknięto chaosu, który ma miejsce w szpitalach w Nowym Jorku, Francji i Hiszpanii" - podsumowują Pancevski i Hinshaw.