Już wcześniej "Financial Times" zauważał, że we wszystkich krajach najbardziej dotkniętych pandemią mamy do czynienia z tendencją spadkową jeśli chodzi o procentowy przyrost nowych przypadków - w stosunku do liczby przypadków ogółem. Teraz również liczby bezwzględne dają powody do umiarkowanego optymizmu. W kilku kluczowych krajach wiele wskazuje na to, że punkt szczytowy - kiedy było najwięcej zachorowań i zgonów - został już przekroczony i krzywa zaczyna (lub lada moment zacznie) opadać. W Hiszpanii liczba nowych przypadków spada od czterech dni. To nie wszystko. Rekord potwierdzonych zakażeń zanotowano 25 marca; było to niemal 10 tys. - w kolejnych dniach liczba ta była już wyraźnie niższa. We Włoszech krzywa wypłaszczyła się po 21 marca. Obecnie nowych zakażeń na dobę jest o 2 tys. mniej niż wówczas (od 30 marca konsekwentnie między 4 a 5 tys.). We Włoszech i w Hiszpanii zaczyna także powoli spadać dobowa liczba zgonów. Wydaje się, że również w Niemczech krzywa nowych przypadków osiągnęła już swój szczyt, którym to okazała się granica niemal 7 tys. zakażeń na dobę - 27 marca i 2 kwietnia. W Chinach, gdzie zaczęła się pandemia, od 3 marca liczba nowych przypadków nie przekracza 200 na dobę (w szczycie 15 tys., a ostatnio 30-70). Najtrudniejsza sytuacja panuje oczywiście w Stanach Zjednoczonych, gdzie łącznie odnotowano już ponad 300 tys. przypadków i ponad 8 tys. zgonów. Obecnie trudno przewidzieć, kiedy w USA może nastąpić przełamanie zwyżkowego trendu. Jeśli chodzi o Polskę, to rząd podkreśla, że szczyt zachorowań na COVID-19 wciąż jest przed nami. Ostatnio opublikowano także badanie wskazujące, że wzrost temperatury o 1 stopień Celsjusza może redukować transmisję wirusa aż o 13 proc. - to kolejne "światełko w tunelu" przed nadejściem lata. Warto również nadmienić, że z COVID-19 wyleczono już ponad ćwierć miliona osób (na 1,2 mln zakażeń). (mim)