Zauważyć można tylko pojedynczych przechodniów, choć często nie ma tam żywej duszy. Także ruch samochodowy niemal ustał. Iskrzące się zwykle tysiącami kolorów natarczywe reklamy nie zniknęły całkowicie, jednak wiele z nich zastępują wezwania, by myć ręce i nie wychodzić z domów. Nie do poznania zmieniła się sytuacja w nowojorskim metrze, którego przystanki zwłaszcza w godzinach szczytu oblegały tysiące ludzi, a nieraz trudno było się dostać do wagonów. Pomimo, że w ramach restrykcji metro kursuje o wiele rzadziej, jest wyludnione, a w wagonach jeździ po kilka osób. Zamknięte są sklepy i biura, które nie są niezbędne dla funkcjonowania miasta. Naukę w szkołach zastąpiło zdalna edukacja. Spotkania towarzyskie wyparły komunikatory internetowe. Kolejki można dostrzec w większych supermarketach z żywnością. Aby ułatwić życie seniorom niektóre sklepy wprowadziły tylko dla nich specjalne godziny. Na ulicach nie ma wielu ludzi, a ci, którzy się pojawiają, noszą maseczki nawet wychodząc na chwilę na spacer z psem czy udając się do samochodu. Maseczki były wcześniej w mieście zjawiskiem prawie nieznanym i zakładali je z rzadka Azjaci lub pracownicy budowlani. Kiedyś maseczka kosztowała w hurcie ok. 35 centów, a w sklepie dolara. Teraz kiedy zniknęły z dużych sieci aptek, trafiają czasem do małych, które żądają 15 dolarów lub więcej za sztukę. Brakuje przede wszystkim maseczek chirurgicznych i typu N95 dla pracowników służby zdrowia. Media nawołują, by ludzie przekazywali je w darze lekarzom i pielęgniarkom ratującym chorych w szpitalach. Nowojorczycy od nasilenia groźby terroryzmu zachęcani są, by informować władze, jeśli zobaczą coś podejrzanego. Z nastaniem epidemii zmienił się jednak charakter skarg. Jeśli 28 marca, tuż po ogłoszeniu nakazu zachowania dystansu społecznego, nikt w tej sprawie nie dzwonił pod numer 311, pod który można składać zażalenia, to już dwa dni później według "New York Timesa" było 776 telefonów. W styczniu i lutym odnotowano łącznie 251 skarg na personel sklepów z żywnością, ponieważ któryś z pracowników był chory lub dotykał towarów gołymi rękami. W marcu pod numer 311 dzwoniło w tej sprawie 358 osób. Znacznie więcej nowojorczyków narzeka na sąsiadów. Liczba skarg dotyczących zbyt głośnej muzyki lub hałaśliwych przyjęć wzrosła z 13 tys. w lutym do blisko 17 tys. w marcu. Osobliwym skutkiem drastycznego rozprzestrzenienia się pandemii był incydent odnotowany w środę przez policję w dzielnicy Bronx. Funkcjonariusze postrzelili mężczyznę uzbrojonego w nóż i prawdopodobnie pistolet, ponieważ, jak twierdzą, groził im i nie dostosował się do wezwania o odłożenie broni. Przesłuchiwany później w szpitalu 55-latek zeznał, że zachorował na Covid-19 i miał nadzieję, że policjanci go zabiją. Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)