Aż takiego oblężenia prawie nikt się nie spodziewał. Tymczasem nowe oficjalne informacje wskazują, że w ubiegłym, do 28 marca, ponad 6,6 mln Amerykanów zarejestrowało się w urzędach pracy. Dwa razy więcej niż tydzień wcześniej. Najbardziej znamienny przykład, że koronawirus może mieć poważne skutki dla amerykańskiej gospodarki widać w Kalifornii, najbardziej zaludnionym stanie USA. Sytuacja jest tam opisywana jako wręcz "katastrofalna", bo w ciągu tygodnia liczba osób bezrobotnych z powodu epidemii powiększyła się niemal pięciokrotnie - z 186 tys. do 879 tys. Niemal tak samo duży skok zanotowano w Nowym Jorku, mieście najbardziej dotkniętym przez epidemię. Nowych rejestracji jest tam 366 tys., a tydzień wcześniej było 80 tysięcy. Jak napisał na Twitterze Paul Krugman, laureat Nobla w dziedzinie ekonomii, "dziesięć milionów osób w ciągu dwóch tygodni zabiegających o zasiłek dla bezrobotnych, to dwadzieścia razy więcej niż wynosi normalny wskaźnik. A to liczba niedoszacowana. Dla porównania, w czasie wielkiej recesji ubyło 9 mln miejsc pracy". 3,3 mln i 6,6 mln w kolejnym tygodniu to dotychczas rekordowe liczby od czasu, gdy zaczęto zbierać szczegółowe dane o bezrobociu w USA. Poprzedni rekord wniosków o zasiłek został odnotowany niemal czterdzieści lat temu, w 1982 roku - wynosił on wówczas 695 tys. Analitycy banku Goldman Sachs przewidują, że bezrobocie w USA w połowie roku może wynieść około 15 proc. Stany Zjednoczone mają wpaść w recesję, ale w trzecim kwartale - zdaniem ekonomistów - gospodarka się odbije. Przypomnijmy, że według ostatnich danych z powodu koronawirusa zmarło w USA już ponad 5 tysięcy ludzi. Więcej ofiar jest jedynie we Włoszech i Hiszpanii. Władze prognozują, że COVID-19 może spowodować od 100 tys. do 240 tys. zgonów w Stanach Zjednoczonych, nawet przy zachowaniu obecnych ograniczeń.