Zakaz opuszczania miejsc zamieszkania w ciągu weekendu, który miał obowiązywać w większych miastach Turcji przez 48 godzin, sprawił, że ich mieszkańcy masowo zaczęli odwiedzać sklepy, gdzie w panice robili zapasy. Wielu kupujących nie miało obowiązkowych w Turcji masek. W niektórych sklepach doszło do zamieszek. Wydana w piątek decyzja miała wejść w życie już po dwóch godzinach od jej ogłoszenia - przypomina Reuters. Minister bierze odpowiedzialność na siebie Soylu, który ma za sobą wieloletnią współpracę z Erdoganem w Partii Sprawiedliwości i Rozwoju, a w tureckim rządzie zasiada od 2016 r., oświadczył w niedzielę na Twitterze, że bierze całkowitą odpowiedzialność za powszechnie krytykowaną decyzję. "Zarządzenie o zakazie opuszczania miejsc zamieszkania w trakcie weekendu należało wyłącznie do mnie. Biorę za nie pełną odpowiedzialność" - oświadczył. "Moje doświadczenia zawodowe powinno było mnie uchronić przed podjęciem takiej decyzji" - dodał. W ciągu ostatniej doby w Turcji zmarło 98 osób zakażonych SARS-CoV-2, co podniosło bilans ofiar śmiertelnych do 1198. Liczba potwierdzonych zakażeń wzrosła o 4789 przypadków w ciągu weekendu, zwiększając całkowity bilans zakażeń w tym kraju do 56 956 przypadków. Turcja bez większych ograniczeń Zakaz opuszczania domów w 31 miastach, w tym - w Stambule i w Ankarze, był zaskoczeniem dla obywateli Turcji, której władze postanowiły wcześniej - mimo żywiołowego rozprzestrzenia się wirusa - nie wprowadzać zbyt wielu restrykcyjnych ograniczeń w obawie o kondycję tureckiej gospodarki. Zakaz poruszania się i przebywania w przestrzeni publicznej bez ważnego życiowo powodu obowiązywał tylko dwie grupy ludności: tych, którzy nie ukończyli jeszcze 20 lat oraz tych, którzy przekroczyli próg 65 lat. Turcja przyjęła własną strategię walki z epidemią, co wielokrotnie podkreślał prezydent Erdogan. "Strategia ta zakładała izolację tylko najbardziej zagrożonych grup". Zarazem, rząd w Ankarze był jednym z pierwszych w regionie, który podjął radykalne środki zapobiegawcze w związku z epidemią. "Zamknięto granicę z Iranem, gdzie bilans zakażonych każdego dnia dramatycznie rósł. Wstrzymano połączenia lotnicze z Chinami. 156 miasteczek i wsi zostało odizolowanych od reszty kraju w związku z odnotowanymi tam przypadkami zakażeń. Wydano też decyzję o obowiązkowym noszeniu maseczek w przestrzeni publicznej, w tym - w supermarketach. Są one za darmo rozdawane obywatelom, bo opłaca je rząd. W kraju ograniczono też możliwość podróżowania i zawieszono masowe zgromadzenia religijne. Jednakże wiele firm i urzędów pracuje normalnie a ich pracownicy codziennie udają się do pracy. Większość sklepów i punktów usługowych też jest czynna - pisze Reuters. Niespodziewany zakaz Gdy MSW ogłosiło zakaz, w 16-milionowym Stambule, który jest epicentrum epidemii w Turcji, odnotowano tam bowiem 64 proc. wszystkich zakażeń, ludzie ruszyli do sklepów, by zrobić zapasy. Burmistrz Stambułu Ekrem Imamoglu, członek głównej partii opozycyjnej i prawdopodobny rywal Erdogana w wyborach 2023 r. wcześniej domagał się ogłoszenia przez rząd stanu nadzwyczajnego, który spowodowałby zamknięcie przedsiębiorstw i sklepów. Po piątkowych i sobotnich wydarzeniach ostro nadal opowiada się za takim rozwiązaniem, ale zarazem ostro krytykuje rząd za sposób wprowadzenia restrykcji. "Takich ważnych decyzji nie można wprowadzać bez uprzedzenia" - oświadczył w niedzielę. W ocenie prezydenta Erdogana decyzja szefa resortu spraw wewnętrznych nie przekreśla możliwości dalszego pełnienia urzędu. "Rezygnacja ministra spraw wewnętrznych nie została zaaprobowana przez prezydenta i będzie on kontynuował wypełnianie swych obowiązków" - podkreślono w oświadczeniu wydanym przez administrację prezydencką w Ankarze w niedzielę wieczór.