W środę wieczorem w dzienniku ustaw pojawiło się rozporządzenie premiera Mateusza Morawieckiego, korygujące rozporządzenie z 31 marca, które wprowadziło nowe zasady bezpieczeństwa związane z pandemią koronawirusa.Z ograniczeń w przemieszczaniu się po kraju wyłączeni zostali myśliwi. Zapis obowiązuje na razie do 11 kwietnia."Projektowane rozporządzenie ma na celu zmianę rozporządzenia (...) w ten sposób, żeby spod obostrzeń, o których mowa w § 5 wyłączyć myśliwych. Zaproponowana zmiana umożliwi kontynuowanie pozyskania dzików zarówno w ramach polowań, jak i odstrzałów sanitarnych, co pozostaje kwestią priorytetową w zwalczaniu afrykańskiego pomoru świń (ASF)" - cytuje uzasadnienie "Polska Times". Odpowiedź na apel myśliwych Wyłączenia spod obostrzeń domagali się sami myśliwi.W stanowisku opublikowanym 1 kwietnia Polski Związek Łowiecki oświadczył, że "w dobie panującej epidemii choroby COVID-19, myśliwi nadal mogą polować indywidualnie i wykonywać odstrzały sanitarne". "Podejmując działania mające na celu zapobieganie rozpowszechnianiu się wirusa COVID-19 nie wolno zapominać o innym równie istotnym i groźnym w swych skutkach zagrożeniu jakim jest ASF. Brak działań hamujących rozprzestrzenianie się ASF będzie skutkowało wyniszczaniem hodowli trzody chlewnej w Polsce. Brak realizacji gospodarki łowieckiej wręcz zrujnuje polskie rolnictwo powodując powstawanie coraz to liczniejszych szkód łowieckich oraz występowanie coraz to nowych ognisk ASF na terenie całego kraju" - czytamy na stronie Polskiego Związku Łowieckiego. Ekolodzy oburzeni Stanowisko rządu w sprawie myśliwych wywołało oburzenie wśród ekologów. "Myśliwi mogą polować! Teraz bez kontroli społecznej, bo wszyscy inni obywatele walczą z pandemią i ograniczają swoją aktywność poza domem" - alarmują na profilu "Nasze lasy" na Facebooku. Z kolei aktywiści z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot zwraca uwagę, że zezwolenie myśliwym na polowania w czasie pandemii to "praktyka irracjonalna z punktu widzenia podejścia do obywatela". "Normalny człowiek (któremu obecnie odradza się wychodzenie do lasów) idzie na spacer z rodziną i wraca do domu. Myśliwi chodzą po kilka osób, najpierw jednak muszą do swojego obwodu łowieckiego dojechać, czasem kilkanaście kilometrów. Wcześniej muszą złożyć wizytę w nadleśnictwie i zgłosić polowanie. Z kolei po polowaniu musza muszą jeszcze spotkać się z weterynarzami, by ci przebadali mięso upolowanej zwierzyny. Potem wizyta w skupie dziczyzny. Do tego dodajmy zakup broni i amunicji (rozporządzenie pozwala na prowadzenie tej działalności). To tworzy cały łańcuch ludzi, z którymi myśliwi muszą się spotkać w świetle prawa" - piszą aktywiści."W ten sposób umacnia się uprzywilejowaną kastę społeczną, stanowiącą 0,3% całego społeczeństwa. Pozostałe 99,7% ludzi za wejście do parku może zapłacić nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych kary" dodają.