W ostatnich dniach w Polsce Ministerstwo Zdrowia rejestruje wiele nowych zakażeń koronawirusem. W sobotnim komunikacie (25 lipca) informowano o 584 nowych przypadkach i śmierci dziewięciu osób. Tak duża liczba przypadków, jak wynika z informacji resortu, wynika ze stwierdzenia nowych ognisk zakażeń m.in. w kolejnych śląskich kopalniach czy w małopolskim domu opieki w Grobli. Tylko raz, 8 czerwca, zakażeń było więcej - 599. W niedzielę (26 lipca) odnotowano z kolei 443 przypadki i siedem zgonów. O sytuację epidemiczną w Polsce był pytany w niedzielnych "Faktach po Faktach" Andrzej Sośnierz, poseł Porozumienia i były szef Narodowego Funduszu Zdrowia. "Patrząc na przebieg epidemii w Polsce, można dojść do wniosku, że ona toczy się swoją drogą" - mówił. Według niego, jedynym pozytywem w walce z koronawirusem jest fakt, że polskie społeczeństwo się "zdyscyplinowało", jednak, jak zaznaczył, "nie można bez przerwy państwa zamrażać na tak długi okres, ono musi funkcjonować, bo trzeba mieć choćby pieniądze na walkę, na leczenie". Sośnierz stwierdził, że Polska nie jest przygotowana do szybkiego tłumienia ognisk, "które będą się cały czas pojawiały". Poza tym, zauważył, "nie mamy też skutecznie prowadzonego wywiadu epidemiologicznego". "Po każdym zakażeniu rozpuszczamy pewne grupy ludzi i bezobjawowych nosicieli po społeczeństwie i oni nadal zarażają. Nie mamy dobrze przygotowanego systemu zbierania wymazów i nie mamy odpowiednio wydolnej sieci testowania. To dawno należało zrobić" - oświadczył. "Epidemia u nas wybucha" - mówił. Były szef NFZ podkreślał, że "nie stać nas by tak długo przechodzić epidemię". Jego zdaniem, "powinniśmy nauczyć się wyławiać ze społeczeństwa bezobjawowych nosicieli", bo wtedy ogniska zakażeń byłyby tłumione w sposób błyskawiczny. "W tej chwili jesteśmy bezradni" - przyznał.