Prom z Port Blair, stolicy indyjskiego terytorium związkowego Andamanów i Nikobarów, zbliża się do wyspy Swaraj Island. Coraz lepiej widać piaszczyste plaże i gęstą dżunglę. "Rajska wyspa, dzika wyspa!" - cieszy się 35-letni mężczyzna z Kalkuty, przekrzykując dudniące głośniki ustawione na cały regulator. Na pokładzie promu trwa impreza urlopowiczów, mężczyźni tańczą do bollywoodzkich przebojów. "Chętnie poznam te dzikie plemiona" - podchwyca kolega z błyskiem w oczach. Podobne marzenia miał John Allen Chau, amerykański misjonarz, który w połowie listopada 2018 roku wypłynął łodzią w kierunku wyspy Północnego Sentinela. Na wyspie żyje jedna z najbardziej odizolowanych grup etnicznych świata - Sentinelczycy. "Pewnie myślicie, że mogę być w tym wszystkim szalony" - napisał w liście do rodziców, który cytuje dziennik "The Indian Express". "Ale uważam, że warto przynieść Jezusa tym ludziom" - podkreślał. Chau przypłacił swoje marzenie życiem. Przełom dopiero w 1991 roku Próby kontaktu z Sentinelczykami zazwyczaj kończyły się fiaskiem. Grupa broniła dostępu do wyspy, a prezenty w postaci ryb i owoców przekazywanych podczas kolejnych ekspedycji od końca lat 60. nie przynosiły efektu. Prawdziwym przełomem okazała się dopiero wizyta antropologa Triloknatha Pandita w 1991 roku. "Zdecydowali, że nie jesteśmy niebezpieczni, dlatego otworzyli się trochę na nas" - opowiedział portalowi ThePrint.in. Do pierwszego kontaktu doszło na płyciźnie - Pandit stojący w wodzie podawał Sentinelczykom owoce kokosa, które nie rosną na tej wyspie. "Wiedzieli też, że nie mamy zamiaru pozostać na wyspie" - podkreślił. Zdaniem antropologa, dla Sentinelczyków izolacja jest świadomą decyzją. "Mają canoe. Zdecydowali się trzymać od nas z daleka, możliwe, że uważają ludzi z zewnątrz za niebezpiecznych" - ocenia naukowiec, który większość życia spędził, badając grupy etniczne archipelagu Andamanów. Sentinelczycy nic nie wiedzą o zewnętrznym świecie, w tym - o epidemii koronawirusa. Izolacja od reszty świata oznacza też jednak, że nie mają odporności na wiele chorób. Dlatego rząd Indii od dekad zakazuje zbliżania się do wyspy na odległość pięciu km. Historia Dźarawowów Triloknath Pandit w rozmowie z BBC zwrócił uwagę, że członkowie zespołów antropologów byli badani przed ekspedycjami. W portalu ThePrint.in przypominał, jak Dźarawowie - inna pierwotna grupa etniczna zamieszkująca jedną z głównych wysp archipelagu, ucierpieli przez kontakt z obcymi. "Dźarawowie zaczęli pić alkohol, palić tytoń i zapadać na choroby, na które nie byliby narażeni, gdyby nie kontakt z naszą cywilizacją" - zauważa. Pod koniec XVIII w. Dźarawowie żyli w okolicach Port Blair, lecz w ciągu kilku lat choroby przyniesione przez brytyjskich kolonizatorów przetrzebiły ich populację i grupa ratowała się ucieczką na północ archipelagu. Ze wszystkich grup tylko oni ostali się w rezerwatach na zachodnich brzegach Andamanów. Inni albo wyginęli - jak Dźangilowie w latach 20., albo - jak Andamanowie - ich liczba spadła z kilku tysięcy do kilkudziesięciu osób. Według szacunków Pankaja Sekhsarii, pisarza i naukowca z Andamanów, żyjący w rezerwatach Dźarawowie liczą obecnie ok. 250 osób. Lokalne władze obawiają się, że epidemia koronawirusa zaatakuje tę grupę, dlatego zamknięto ponad 300-kilometrową drogę prowadzącą z południa na północ wzdłuż archipelagu i zakazano wjazdu na Andamany turystom. Tam też jest koronawirus Na Andamanach jest już dziesięć przypadków koronawirusa. "Oni są najbardziej narażeni na takie choroby. Po tym, jak weszli w kontakt z osadnikami, były przypadki epidemii żółtaczki" - powiedział dziennikowi "The Indian Express" dyrektor rządowego ośrodka badawczego zajmującego się ludnością tubylczą Vishvajit Pandya. W latach 90. i na początku XXI w. Dźarawowie dwukrotnie doświadczyli epidemii, ale nieznana jest liczba ofiar. Administracja i badacze tylko sporadycznie kontaktują się z Dźarawami, zawsze podpływając w rejon rezerwatu od strony morza, zostawiając prezenty. Taka praktyka nie podoba się Pankajowi Sekhsarii, dla którego jest to jak "zostawianie ryżu dla ptaków" - z tego powodu Dźarawowie mogą śmielej przybliżać się do miejsc zamieszkania osadników. "Turystyka tubylcza" Sekhsaria w książce "Island of Flux" opisuje przypadek chłopca o imieniu Enmey znalezionego z kontuzją nogi. Chłopca przez kilka dni leczono w szpitalu. Po powrocie do dżungli Dźarawowie chętniej zaczęli odwiedzać osadników, co władze błędnie zinterpretowały jako głód w tej grupie. Zdaniem pisarza, na Andamanach trwa konflikt o ziemię między rdzenną ludnością i indyjskimi osadnikami. Dźarawowie są spychani na mniejsze terytorium, czemu odpowiadali już atakami na budowniczych głównej drogi, blokadami i niszczeniem mostów. Wśród żądnych wrażeń turystów popularność zyskała "turystyka tubylcza". W 2013 roku nagrano, jak policjant zmusza sześć kobiet z grupy Dźarawów do tańca przed turystami. W tym samym roku bombajski biznesmen na łodzi rybackiej pływał wzdłuż wybrzeża, szukając Sentinelczyków. "Dlaczego ktokolwiek chciałby się wybrać na piknik na ich terytorium?" - zastanawia się Triloknath Pandit. Misjonarz Chau przypłacił swoją wyprawę życiem - przypomina ThePrint.in. Zdaniem antropologów, była to samoobrona grupy, którą Pandit określił jako "ludzi kochających pokój". Paweł Skawiński