"W Bordeaux, 70 proc. telefonów na policyjny numer alarmowy to donosy. To samo dzieje się w wielu innych miastach oraz w Paryżu, gdzie prefektura policji zaapelowała do mieszkańców, by nie powiadamiali jej o nieprzestrzeganiu izolacji sanitarnej" - mówił w wywiadzie radiowym Denis Jacob, sekretarz generalny zrzeszającego policjantów związku zawodowego Alternative police. Utrudnianie działań policji Tłumaczył następnie, że ludzie składający donosy na "dzieci, które bawią się na ulicy czy na sąsiada, który 5 razy wyprowadził psa" utrudniają działanie policji, gdyż funkcjonariusze mają obowiązek sprawdzenia czy sygnały są prawdziwe. "Tracimy na to mnóstwo czasu zamiast interweniować w sprawach np. napadów" - skarżył się związkowiec. Sytuacja się nie zmienia, mimo wezwań policji, by kontrolowanie izolowanych osób pozostawić odpowiednim służbom. Według Jacoba,donosicielstwo przybiera ogromne, niewidziane od czasów II wojny światowej rozmiary. To zjawisko występujące zawsze podczas kryzysów politycznych, wojen i epidemii - wyjaśnia socjolog Xavier Rousseaux cytowany przez dziennik "20 minutes". "Obywatele odczuwają braki w zaopatrzeniu, nie mogą się swobodnie przemieszczać i ponoszą straty ekonomiczne, co sprzyja takiemu zachowaniu" - tłumaczy badacz. "To zjawisko wywoływane jest strachem. Groźba choroby i śmierci mąci nasze rozeznanie i prowadzi do zachowań niespotykanych w normalnych czasach" - gazeta przytacza dalej wypowiedź psychiatry Anne Raynaud. "Donosicielom może się wydawać, że spełniają czyn obywatelski. Myślą, że pomagają policji" - mówił w radiu RTL sekretarz generalny związku komisarzy policji państwowej, David Le Bars. I pouczał: "Nie trzeba, by obywatele nawzajem się denuncjowali". Apele lokalnych władz Policjant przyznał, że reaguje na działania niektórych merów, którzy zachęcali obywateli do informowania policji o wypadkach nieprzestrzegania izolacji sanitarnej. Mer leżącego w departamencie Essonne w regionie paryskim Montgeron, Sylvie Carillon rozkleiła nawet ogłoszenia z takim wezwaniem na klatkach schodowych. Inni merowie, jak zarządzająca XX dzielnicą Paryża Frederique Calandra, zaapelowała do swych obywateli, by powstrzymywali się od donosicielstwa. Duże zgromadzenia są oczywiście niedopuszczalne, ale trzeba mieć trochę wyrozumiałości dla ludzi żyjących w trudnych warunkach - powiedziała w wywiadzie dla telewizji France 3. Jako przykład opisała sytuację samotnej matki, która wychodząc po zakupy musi zabrać ze sobą dzieci. "Donosicielstwo nie jest zjawiskiem marginalnym ani anegdotycznym, donosicielstwo pozostawi ślady" - przewiduje Rousseaux. "Mogą one na trwałe zniszczyć więzi społeczne, gdyż zadenuncjowany sąsiad będzie pragnął zemsty" - ostrzega. Z Paryżu Ludwik Lewin