Pasi Penttinen mówi wprost, że mamy do czynienia z najgroźniejszą epidemią dwóch ostatnich dekad. Jak wyjaśnia, chodzi zarówno o tempo rozprzestrzeniania się nowego koronawirusa, jak i jego zakaźność. "Również przebieg choroby jest o wiele trudniejszy [niż grypa - red.]. Możemy więc stwierdzić, że mierzymy się z naprawdę niebezpieczną sytuacją" - zaznacza. Epidemie w mediach społecznościowych Jak zauważa, pierwsze doniesienia o nowym patogenie ECDS miało dość wcześnie dzięki monitorowaniu mediów społecznościowych. Okazuje się bowiem, że social media odgrywają dużą rolę w przewidywaniu epidemii. "W zasadzie działają dwa systemy wyłapywania sygnałów ostrzegawczych. Ten tradycyjny opiera się na procedurach działających w poszczególnych państwach. (...) Ale w ostatnich latach stało się jasne, że to nie wystarczy, bo w wielu krajach procedury działają zbyt powoli. Dlatego od 10-15 lat jest uzupełniany przez monitoring oparty na zdarzeniach [z ang. event-based surveillance - przyp. "DGP"]. To jest trochę jak wywiad epidemiologiczny. Przydał się też podczas obecnej pandemii" - wyjaśnia w rozmowie z "DGP". Zbieraniem sygnałów z doniesień medialnych i mediów społecznościowych zajmuje się specjalny zespół, który pracuje 24 godziny na dobę. Dzięki temu pierwsze niepokojące doniesienia o COVID-19 Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób miało przed oficjalnymi informacjami z Chin. Pierwsza lampka alarmowa zapaliła się pod koniec grudnia - mówi Pasi Penttinen. Jak zauważa, już w styczniu ECDC ostrzegało, że siła oddziaływania nowego koronawirusa może być bardzo duża. - Jak na nasze ostrzeżenia zareagują państwa członkowskie, nie mamy wpływu - dodaje. Wirus trudny do wytępienia w Europie Rozmówca "DGP" uważa, że wirusa Sars-CoV-2 będzie bardzo trudno wytępić w Europie "pomimo olbrzymiej mobilizacji ze strony społeczeństw, rządów, sektora prywatnego i świata nauki". W opinii eksperta, nowy koronawirus w państwach rozwijających się nie wywoła takich problemów jak na Starym Kontynencie. Dlaczego? Tamtejsze społeczeństwa są na ogół młodsze i nie mają aż tylu seniorów, a to przecież ta grupa odpowiada za największy odsetek ciężkich przypadków. Ponadto większość ognisk koronawirusów to przestrzenie zamknięte, a więc szpitale, statki wycieczkowe czy świątynie, a mieszkańcy krajów rozwijających się raczej przebywają na zewnątrz, rzadko spędzają czas w zamkniętych, klimatyzowanych pomieszczeniach - wylicza Penttinen. Jak dodaje, Sars-CoV-2 jest też bardzo wrażliwy na promieniowanie ultrafioletowe i nie przeżywa w świetle słonecznym. Zadziałało w Chinach Kiedy możemy spodziewać się końca pandemii? Ekspert zauważa, że to istotne pytanie, bo rządy zastanawiają się, jak poluzować zalecenia dotyczące kwarantanny, które to są najbardziej dotkliwe dla społeczeństw i gospodarek. "Problem polega na tym, że wirus może znów zaatakować, kiedy poluzuje się zasady izolacji" - mówi Penttinen. Jak wyjaśnia, chodzi o to, żeby liczbę zakażonych sprowadzić do tak niskiego poziomu, aby można było szybko testować i izolować wszystkich, którzy weszli z nimi w kontakt. "To zadziałało w Chinach. Teraz trzeba to zrobić na całym świecie. Jeśli pozbędziemy się wirusa w jednych krajach, ale pozostanie w drugich, to po prostu zostawiamy sobie otwartą furtkę do powtórki" - stwierdza. Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej". Na świecie z powodu COVID-19, choroby wywołanej nowym koronawirusem, zmarło już 120 tys. osób. Zakażenie Sars-Cov-2 stwierdzono u ponad 2 mln ludzi.