Powód? Wiele krajów zostało zaskoczonych nagłą potrzebą w czasach koronawirusa, a nie są w stanie same wyprodukować niezbędnej liczby zabezpieczeń medycznych. Stąd bardzo ostra walka o kolejne transporty milionów masek, najczęściej biorą w nich udział kraje zachodnie. I często jest to wolna amerykanka. W ostatnich dniach nawet dosłownie. O tym, jak to wygląda w praktyce, zaczął mówić we Francji szef regionu Grand Est, szczególnie dotkniętego przez pandemię, Jean Rottner. "Codziennie musimy walczyć. Amerykanie pojawiają się z gotówką i płacą trzy lub cztery razy więcej za zamówienia, które zrobiliśmy wcześniej" - wyjaśnił. Valerie Pecresse, szefowa regionu Ile-de-France, mówi wprost: "Daliśmy się ubiec. Amerykanie dali więcej za towar, który był już przygotowany do transportu i który jest z pewnością atrakcyjny dla tych, którzy chcą robić biznes, nie zważając na to, jak trudna jest sytuacja". Tak naprawdę bowiem nie do końca wiadomo, kto ten towar przejmuje - rząd USA zaprzeczył, że ma z tym coś wspólnego, więc równie dobrze może chodzić nawet o firmy prywatne. "Francja robi wszystko, aby zabezpieczyć dostarczanie maseczek do kraju" - zapewnia rzeczniczka rządu Sibeth Ndiaye, podkreślając jednocześnie, nie ma dokładnych informacji na temat tego, że Amerykanie pojawiają się z gotówką i podkupują towar tuż przed wylotem. "Jeśli tak się zdarza, to wyjaśnienie może być jedno: jest ogromna presja na całym świecie w zaopatrywanie się w środki ochronne". Dla przykładu, francuskie władze zamówiły w sumie w Chinach około miliarda maseczek, które mają dotrzeć "w ciągu kilku tygodni". Śledztwo w Kanadzie zarządził premier Problem dotyczy wielu krajów. Kanadyjski premier Justin Trudeau wyraził "duże zaniepokojenie", a nawet polecił dokładnie zbadać sprawę, gdy Radio Canada ujawniło, że zamówiony dla Quebeku towar z Chin dotarł w znacznie mniejszej ilości, bo duża część została odsprzedana tym, którzy oferowali więcej. W domyśle - Amerykanom. Na temat praktyk w Chinach skarżył się też ukraiński deputowany Andrij Motowilowec. W mediach społecznościowych opisał, jak wygląda bezpardonowa konkurencja w chińskich fabrykach: "Nasi konsulowie spotykają tam swoich kolegów, z Rosji, Stanów Zjednoczonych czy Francji. Zapłaciliśmy za towar wcześniej przelewem, mamy podpisane umowy, ale oni dają więcej pieniędzy. Bijemy się o każdą dostawę". Problem pojawia się w tak dużej skali również dlatego, że niewielu chińskich producentów posiada odpowiednie licencje na eksport. Często zjawiają się zatem pośrednicy. Niewykluczone, że przy takim zapotrzebowaniu jakie jest obecnie i takim deficycie, w tle są również służby specjalne różnych krajów. Inny przypadek dotyczy Czechów, którzy zatrzymali u siebie produkty przeznaczone do transportu do Włoch. Władze w Pradze przekonują, że stało się tak z powodu podejrzeń o popełnienie przestępstwa, zapewniając enigmatycznie, że "ekwiwalent zostanie wysłany w niedługim czasie". Przypomnijmy, że w ostatnich dniach w Warszawie kilka razy lądował samolot ze sprzętem medycznym zakupionych w Chinach na zlecenie KGHM Polska Miedź. Chodzi o maseczki, kombinezony, gogle i respiratory.