Historię opisuje brytyjski "The Guardian". Jak czytamy w internetowym wydaniu dziennika, 58-letni obywatel Niemiec pracował jako lekarz w Wielkiej Brytanii. W połowie marca źle się poczuł, doświadczając typowych dla zakażenia koronawirusem objawów - wysokiej gorączki i suchego kaszlu. Wówczas został poproszony przez swojego przełożonego o poddanie się samoizolacji w domu, do momentu, w którym objawy całkowicie ustąpią. Testów na obecność patogenu nie przeprowadzono. Mimo zapewnień, że podda się domowej kwarantannie, lekarz wyjechał do Poczdamu w Niemczech, z którego pochodził. Kilka dni później, gdy rodzina nie mogła się z nim skontaktować, okazało się, że 58-latek zmarł nagle w swoim mieszkaniu. Testy na obecność koronawirusa, wykonane podczas sekcji zwłok wykazały, że lekarz był zakażony. Feralny lot Historia ta, jak podaje dziennik, wywołała spore oburzenie i rozpoczęła śledztwo w kierunku ustalenia, z kim mężczyzna mógł mieć styczność w drodze z Wielkiej Brytanii do Niemiec. "The Guardian" informuje, że wstępna analiza wskazuje, że lekarz prawdopodobnie przyleciał na berlińskie lotnisko z Londynu (dokładnie: Londyn Stansted - Berlin Schönefeld). Zdaniem śledczych trasę tę lekarz pokonał 25 marca liniami Ryanair. Teraz istnieją obawy, że podczas feralnego lotu 58-latek mógł zarazić współpasażerów. "Jako lekarz znał ryzyko infekcji. Jak mógł mimo tego narazić inne osoby? To nieodpowiedzialne" - mówi dziennikowi burmistrz Poczdamu.