Pytany o prognozy makroekonomiczne dla Polski, Czernicki poinformował, że znajdą się one w Aktualizacji Programu Konwergencji, która do końca kwietnia zostanie przekazana Komisji Europejskiej. Zaznaczył, że w 2020 r. spodziewa się recesji w Polsce. "Dla mnie najbardziej miarodajne są teraz wyliczenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego mówiące o recesji w okolicach 4-4,5 proc. w 2020 r. Według MFW w przypadku polskiej gospodarki recesja będzie dość płytka w porównaniu z innymi krajami, choć oczywiście najgłębsza od czasów transformacji" - powiedział. "Tak naprawdę ciągle nie wiemy, jak będzie kształtowała się sytuacja epidemiologiczna, jak będzie wyglądać najbliższa przyszłość. Kolejne miesiące będą kluczowe dla polskiej gospodarki" - ocenił. Czernicki zaznaczył, że otwierając gospodarkę, trzeba pamiętać, iż epidemia może się wymknąć spod kontroli. Jego zdaniem obecna próba hibernacji gospodarki, zatrzymania przy życiu jak największej liczby firm i utrzymania jak najniższego bezrobocia, będzie procentować w momencie odmrożenia gospodarki. "Część pracowników może stracić zatrudnienie" Główny ekonomista resortu finansów przyznał, że branże najmocniej dotknięte przez kryzys, czyli turystyczna czy gastronomiczna, będą zapewne najdłużej czekać na powrót do normalności. Czernicki nie spodziewa się przy tym, że polska gospodarka po ustąpieniu epidemii wystrzeli do góry w takim samym tempie, jak ostatnio spadała. "Część przedsiębiorstw może tego kryzysu nie przetrwać, część pracowników może stracić zatrudnienie. W ostateczności ścieżka powrotu gospodarki na normalne tory będzie w dużej części zależała od tego, jaką politykę gospodarczą będzie prowadził rząd. Jeśli będzie to polityka odważna, aktywna, to wydaje się, że możemy dość szybko wrócić do normalnego wzrostu gospodarczego" - powiedział. Ekspert o inflacji Czernicki nie podziela opinii, że wskutek np. suszy i wysokich cen żywności grozi nam wzrost inflacji. "Moim zdaniem spowolnienie w polskiej gospodarce było takie silne, że czynniki 'inflacjogenne' nie przebiją tych, które wpływają na obniżenie inflacji, spowodowanych przez kryzys. Nawet jeżeli będziemy mieli suszę i wyższe niż w poprzednich latach ceny warzyw czy owoców, to i tak możemy raczej mówić o spadku inflacji, a nie o poziomach, których moglibyśmy się bać" - powiedział. "Wzrost wartości rat kredytów frankowych" Czernicki pytany był także, na jaki wzrost długu czy deficytu - w związku z epidemią - może sobie Polska pozwolić. Jak stwierdził, oprócz konstytucyjnego limitu wielkości długu w wysokości 60 proc. PKB naturalną granicą wydatków jest stabilność finansów państwa i złotego. "Jeżeli polska tarcza antykryzysowa byłaby ponad nasze siły, to prawdopodobnie inwestorzy nie daliby wiary naszym działaniom, zaobserwowalibyśmy wzrost rentowności obligacji i większe osłabienie złotego. Tymczasem rentowności obligacji są niższe niż przed kryzysem, a złoty po chwilowym osłabieniu jest stabilny" - powiedział Czernicki. Przyznał, że pewnym ryzykiem dla gospodarki może być wzrost wartości rat kredytów frankowych, ale - jak zastrzegł - po pierwsze spłacalność kredytów hipotecznych jest zazwyczaj na wysokim poziomie, a po drugie - kredytobiorcy mogą skorzystać z tzw. wakacji kredytowych. "Ryzyko walutowe dotyczy także długu publicznego emitowanego w walutach obcych. Zbyt duże osłabienie złotego byłoby jakimś problemem dla całej gospodarki. Przez ostatnie lata Polska jednak sukcesywnie zmniejszała zadłużenie w obcych walutach i obecnie jesteśmy w komfortowej sytuacji" - dodał. "Potrzeba nowego spojrzenia na dług" Czernicki uważa, że potrzebna jest jednocześnie zmiana paradygmatu jeśli chodzi o politykę fiskalną. "Wśród ekonomistów przeważają opinie, że dług publiczny czy deficyt są zawsze zjawiskiem niekorzystnym. Z tym chciałbym dyskutować i to podejście zmienić. Potrzebujemy nowych rozwiązań i nowego spojrzenia na te kwestie" - uważa Czernicki. "Można się dobrze zadłużyć i dobrze wydać pożyczone tanio pieniądze. Dlatego szukałbym rozwiązań, które z jednej strony będą stały na straży stabilnych finansów publicznych, a z drugiej dawały przestrzeń fiskalną na rozsądne inwestycje publiczne" - podsumował.