Philippe Monguillot, kierowca autobusu w Bayonne w południowo-zachodniej Francji, został zaatakowany przez grupę pasażerów w niedzielę wieczorem (5 lipca), gdy zwrócił uwagę czterem mężczyznom, żeby założyli obowiązkowe w transporcie publicznym maseczki ochronne. Jak poinformował prokurator, Monguillot został zwyzywany, wypchnięty z autobusu, a następnie był bity i kopany w głowę. Sprawcy uciekli, później jednak zostali zatrzymani. Jak informowało w poniedziałek (6 lipca) źródło policyjne, są to "ludzie z marginesu społecznego -alkoholicy i narkomani", są znani policji od dawna. Pobity kierowca został przewieziony do szpitala. Od niedzieli znajdował się w stanie śmierci klinicznej. Wdowa po kierowcy: To barbarzyństwo Szef MSW Gerald Darmanin przyjechał w sobotę (11 lipca) do Bayonne i spotkał się z wdową po kierowcy, Veronique Monguillot. Powiedziała ona ministrowi, że wraz z trzema córkami jest "załamana" atakiem. "To barbarzyństwo, to nie jest normalne. Trzeba powstrzymać tę masakrę" - stwierdziła w rozmowie z agencją AP. "Kierowca tylko wykonywał swoją pracę" - powiedział Darmanin. "Wyszedł z domu rano i nie wrócił, pozostawiając wdowę i trzy osierocone córki" - dodał. We Francji potwierdzono ponad 208 tys. przypadków zakażenia koronawirusem i ponad 30 tys. zgonów w wyniku COVID-19.