Chodzi o wykorzystanie terapii ECMO, czyli pozaustrojowej oksygenacji (utleniania) krwi. Za pomocą urządzenia krew pobierana od chorego przebiega przez membrany, która ją natlenia i eliminuje dwutlenek węgla, po czym wraca do organizmu pacjenta - pisze gazeta i cytuje dr. Zenona Czajkowskiego, szefa Oddziału Anestezjologii, Intensywnej Terapii i Zatruć szczecińskiego szpitala. "Mieliśmy do wyboru: pozwolić tej pacjentce umrzeć, bo żaden ze sposobów leczenia nie przyniósł efektu, albo spróbować jeszcze tej metody i ratować jej życie" - mówi dr Czajkowski. Jego zdaniem, czasami standardowe metody postępowania są niewystarczające, aby uratować chorego". "To terapia, która jest dedykowana ciężkim uszkodzeniom płuc, kiedy respirator nie jest wystarczającym rozwiązaniem". Pacjentka, u której zastosowano ECMO była leczona pozaustrojowo przez ponad 16 dni. Terapia zakończyła się powodzeniem. "Chora powróciła do normalnego funkcjonowania, czyli samodzielnie oddycha. Nie doszło do powikłań centralnego układu nerwowego. Teraz pacjentka jest rehabilitowana. Spodziewamy się, że ten etap leczenia skończy się całkowitym sukcesem i pacjentka zostanie wyleczona" - twierdzi dr Czajkowski. Jak dodał, ECMO to metoda "bardzo agresywnego leczenia", która wymaga o wiele większej pracy lekarzy i pielęgniarek, którzy m.in. muszą zachować reżim sanitarny nawet w przypadku nagłej interwencji, gdy trzeba zdążyć dobiec do chorego.