Jolanta Kamińska, Interia: W ostatnich tygodniach notujemy bardzo niepokojący ogólny wzrost liczby zgonów. Porozmawiajmy o przyczynach. Prof. Bogdan Wojtyniak, zastępca dyrektora Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny: - Tak naprawdę możemy mówić tylko o liczbach. Wiemy, ile zgonów odnotowano w ostatnich miesiącach, ale nie wiemy jeszcze, co je spowodowało. Przyczyny umieralności w roku 2020 będziemy znali dopiero pod koniec 2021. Dlaczego to tyle trwa? - Proces dostarczania informacji o zgonach według przyczyn jest złożony. Jedną z głównych słabości tego systemu jest fakt, że jest on jeszcze słabo zinformatyzowany, co powoduje opóźnienie. Jak wygląda ten proces? - Lekarz stwierdzający zgon powinien wpisać trzy przyczyny zgonu: bezpośrednią - opis choroby (urazu), która stała się ostateczną przyczyną zgonu; wtórną - stan dający początek bezpośredniej przyczynie zgonu, wyjściową - chorobę lub okoliczności wypadku, urazu, zatrucia, które zapoczątkowały łańcuch zdarzeń chorobowych prowadzących bezpośrednio do zgonu. Kopie kart zgonu w formie papierowej wysyłane są pocztą ze wszystkich urzędów stanu cywilnego do Urzędu Statystycznego w Olsztynie. Urząd otrzymuje je zbiorczo, raz w miesiącu. Następnie wyjściowa przyczyna zgonu kodowana jest przez tzw. lekarzy koderów. To lekarz koder ma obowiązek na podstawie opisów rozstrzygnąć wyjściową przyczynę zgonu i jej kod. Następnie wpisuje ten kod do zbioru statystycznego. - Całą procedurę znacznie przyspieszyłaby elektroniczna karta zgonów. W niektórych krajach przyczyny śmierci są kodowane automatycznie. W Polsce też zmierzamy w tym kierunku, tylko trochę powoli. Wróćmy zatem do danych, które już znamy. Jak podał GUS, w październiku tego roku zmarło w sumie 45,4 tys. Polaków. Rok temu zgonów było ponad 14 tys. mniej. Czy to normalne, by liczby z roku na rok tak wzrosły? - Niewątpliwie mamy istotną nadwyżkę zgonów. Polacy umierają częściej, niż to by wynikało z dotychczasowych trendów. Nie jest to zdarzenie przypadkowe. Nadwyżka jest obecnie tak duża, że wykluczamy całkowicie działanie czynnika losowego. To musi mieć swoje konkretne przyczyny. Tą przyczyną jest koronawirus? - Już od samego początku pandemii mieliśmy wyraźnie więcej zgonów. Jednak nie były to duże nadwyżki. Natomiast w ostatnich tygodniach ta liczba rzeczywiście jest znacznie większa. Zwraca uwagę fakt, że w większości krajów Europy największą nadwyżkę zgonów obserwowano w początkowym okresie epidemii, a obecnie jest ona znacznie mniejsza. To może wskazywać, że w początkowym okresie epidemii nasze działania były bardziej skuteczne, a teraz niestety już nie. Z danych, jakimi obecnie dysponujemy, wynika, że do 30 proc. aktualnej nadwyżki zgonów spowodowanych jest covidem. Być może - bo będziemy to w stanie rozstrzygnąć dopiero, gdy pojawią się ostateczne dane o przyczynach zgonów - ta nadwyżka wynika bardziej z innych chorób niż z covidu. Te 30 proc. spowodowane przez covid to dużo czy mało? - W mojej ocenie mniej niż moglibyśmy oczekiwać na podstawie tego, co dzieje się w innych krajach. Covid prawie na pewno odpowiada za więcej zgonów, niż to wynika z obecnych danych. Te liczby są niedoszacowane. Co z pozostałymi 70 proc.? Czy istotny wpływ na ostatnie wzrosty może mieć nie sam wirus, ale cała sytuacja pandemii: chaos w służbie zdrowia, problem z dostaniem się do lekarza specjalisty, kłopoty z dostępnością karetek, miejsc w szpitalach itd.? - Niewątpliwie tak. Ponadto słychać w wypowiedziach specjalistów, że dotychczas chorzy rzadziej zgłaszali się po poradę czy na zabieg, bo obawiali się zakażenia. Dokładne dane o przyczynach zgonów dadzą odpowiedź na pytanie: pacjentom, z której grupy chorób ta epidemia najbardziej zaszkodziła. Co jest najczęstszą przyczyną zgonów w normalnej sytuacji? - Zwykle najwięcej Polaków umiera z powodu chorób układu krążenia, czyli sercowo-naczyniowych, a doprecyzowując z powodu choroby niedokrwiennej serca, w tym zawału. Na następnym miejscu są choroby naczyń mózgowych. Podejrzewam, że te grupy osób będą licznie reprezentowana w statystyce zgonów za 2020 rok, bo jak donosili lekarze, to właśnie ci pacjenci znacznie rzadziej zgłaszali się na badania. Powodem były trudności w dostępie do specjalistów, ale także strach przed zakażeniem. - Kolejne miejsce zajmuje rak płuca, a jak szacują eksperci amerykańscy prowadzący światowe badanie Globalnego Obciążenia Chorobami, na następnym miejscu w bieżącym roku w Polsce mogą się znaleźć zgony spowodowane COVID-19. Od dawna żadna choroba zakaźna nie plasowała się na tak wysokim miejscu wśród przyczyn zgonu Polaków. Czy uda się w przyszłości odpowiedzieć na pytanie, jak bardzo sytuacja pandemii wpłynie na umieralność w Polsce? - To będzie bardzo trudne, bo problemów wynikających ze stanu pandemii jest wiele. Ludzie z powodu lockdownu zmienili swoje zachowania zdrowotne - brak ruchu, problemy z otyłością. Pod koniec roku opublikujemy raport o stanie zdrowia Polaków. Z naszych badań przeprowadzonych w październiku wynika m.in. że blisko 30 proc. dorosłych Polaków stwierdziło, że przytyli w okresie pandemii, a około 40 proc. mężczyzn i 30 proc. kobiet zmniejszyło swoją aktywność fizyczną. Znaczna część zwiększyła palenie tytoniu i picie alkoholu. To wszystko są czynniki ryzyka, które powodują pogorszenie ogólnego stanu zdrowia. Ale z drugiej strony trzeba zauważyć, że podobnie często ograniczono palenie i picie, co powinno przynieść pozytywne zmiany w zdrowiu. Dane za październik - do 44. tygodnia roku - były niepokojąco wysokie. Spodziewa się pan, że nadwyżka zgonów w listopadzie będzie jeszcze większa? - Już teraz mogę powiedzieć, że największą nadwyżkę umieralności jak dotychczas zanotowaliśmy w 45. tygodniu tego roku, gdy szacowana nadwyżka liczby zgonów odpowiadała za około połowę wszystkich zgonów w tym tygodniu, a potem - w 46. i 47. tygodniu zmniejszała się.