"The Washington Post": Fatalny błąd Iranu i nieoczekiwane konsekwencje
Iran popełnił straszliwy błąd, ociągając się z negocjacjami w sprawie porozumienia nuklearnego - najpierw z prezydentem Joe Bidenem, a potem z Donaldem Trumpem. Irańczycy myśleli, że wzbogacanie uranu ujdzie im na sucho, ale byli w błędzie.

Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. Co piątek w ramach cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty opiniotwórczych zagranicznych gazet. Założony w 1877 r. dziennik "The Washington Post", z którego pochodzi poniższy artykuł, to najstarsza gazeta w USA. Jej dziennikarze 73-krotnie zdobywali nagrodę Pulitzera.
Amerykański atak na Iran to efekt domina po ataku Hamasu na Izrael 7 października 2023 r. To również jeden z tych punktów zwrotnych w historii - jak dzień upadku muru berlińskiego, czy atak na World Trade Center - po których nic już nie będzie takie samo.
Koniec potęgi Iranu w regionie
Rozpoczynając barbarzyński atak na Izrael, wspierany przez Iran Hamas chciał wciągnąć swoich regionalnych partnerów w szerszą wojnę, która, jak miał nadzieję, doprowadziłaby do zniszczenia państwa żydowskiego. Jednak zamiast zniszczyć Izrael, Hamas uruchomił ciąg wydarzeń, które doprowadziły do rozmontowania irańskiej potęgi w regionie.
W ciągu ponad 600 dni od tego czasu znaczna część Gazy została zrównana z ziemią, a ponad 50 tys. Palestyńczyków zostało zabitych (według kierowanego przez Hamas Ministerstwa Zdrowia Strefy Gazy). Hamas, choć wciąż istnieje, jest cieniem dawnego siebie. Jahja Sinwar, architekt masakry 7 października, nie żyje - tak jak i jego brat oraz większość dowódców organizacji.
Iran i jego antyizraelscy klienci
Wspierany przez Iran Hezbollah, choć nie przyłączył się do początkowego ataku na Izrael, przez wiele miesięcy prowadził ostrzał rakietowy północnego Izraela. Jesienią ubiegłego roku Izrael odpowiedział ofensywą przeciwko Hezbollahowi, która rozpoczęła się od operacji "eksplodujących pagerów". Obecnie jego wieloletni przywódca, Hasan Nasrallah, również nie żyje, podobnie jak większość wyższych dowódców ugrupowania.
Infrastruktura wojskowa Hezbollahu została nadszarpnięta, a zdolność do sprawowania władzy w Libanie znacznie zmalała. Jego rakiety nie stanowią już poważnego zagrożenia dla Izraela.

Pod koniec ubiegłego roku, gdy Hezbollah został w zasadzie pokonany, dostało się innemu klientowi Iranu: rebelianci obalili reżim Baszara al-Asada w Syrii. Teraz krajem rządzi sunnicki rząd, który nie darzy miłością szyickich mułłów z Iranu.
Chociaż Iran nadal ma potężnych popleczników w Jemenie i Iraku, jego strategia otaczania Izraela "pierścieniem ognia" została w dużej mierze zdemontowana. To pozwoliło Izraelowi na bezpośrednie uderzenie na Iran w sposób, na jaki przedtem nie był gotowy.
Największy błąd Teheranu
12 czerwca izraelskie naloty wyeliminowały wyższych dowódców wojskowych Iranu i zniszczyły jego obronę przeciwlotniczą. Celem Izraela było zatrzymanie, a przynajmniej znaczne ograniczenie irańskiego programu nuklearnego. Cel ten wydaje się bliższy realizacji po decyzji prezydenta USA Donalda Trumpa o użyciu amerykańskich bombowców B-2 Stealth, uzbrojonych w ważące ponad 13 ton bomby "niszczące bunkry" i pociski manewrujące Tomahawk do ataku na trzy główne irańskie obiekty nuklearne: Fordow, Natanz i Isfahan.

Stopień zniszczeń spowodowanych amerykańskimi nalotami jest na razie niepewny, ocena szkód wymaga bowiem czasu - powiedział w niedzielę rano gen. Dan Caine, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów.
Jedna rzecz jest jednak jasna: Iran popełnił straszliwy błąd, ociągając się z negocjacjami w sprawie porozumienia nuklearnego - najpierw z prezydentem Joe Bidenem, a potem z Trumpem. Porozumienie miało zastąpić to nierozsądnie zerwane przez republikanina w 2018 roku. Irańscy negocjatorzy, przeceniając siłę i wpływy swojego kraju, przyjęli twarde stanowisko, opierając się żądaniom Waszyngtonu, aby zrezygnować ze wszystkich swoich zdolności do wzbogacania uranu.
Co więcej, nawet podczas rozmów ze Stanami Zjednoczonymi Irańczycy nadal wzbogacali uran, co wywołało alarm w Jerozolimie. Myśleli, że ujdzie im to na sucho, ale byli w błędzie. Ich główne kompleksy nuklearne - budowane ogromnym kosztem przez dziesięciolecia - zostały poważnie uszkodzone.
Lekcja 7 października
Choć dla wielu Izraelczyków i Amerykanów triumfalizm może wydawać się kuszący, warto mu się oprzeć.
Lekcja z 7 października - mówiąca, że wojna jest nieprzewidywalna, a konflikty, które zaczynają się od zwycięstw, czasami kończą się porażkami - odnosi się nie tylko do irańskiego reżimu i jego popleczników. To samo przesłanie dotyczy każdego kraju rozpoczynającego wojnę, czego Izrael nauczył się podczas swojej długiej wojny w Libanie (1982-2000) i Stany Zjednoczone w czasie ciągnących się konfliktów w Iraku i Afganistanie po 11 września.

Trump może myśleć, że jednym wielkim nalotem kończy wojnę z Iranem, ale być może dopiero ją zaczyna. W swoim sobotnim oświadczeniu informującym o atakach powiedział: "Irański bliskowschodni tyran musi teraz zawrzeć pokój". Miejmy nadzieję, że tak się stanie, ale w niedzielę Irańczycy nie brzmieli pojednawczo. Minister spraw zagranicznych Abbas Aragczi obiecał odpowiedzieć, stwierdzając, że administracja Trumpa rozumie tylko "język groźby i siły".
Reżim w Teheranie rządzi się strachem i będzie czuł się zmuszony do jakiegoś odwetu, aby uniknąć wrażenia własnej słabości wśród irańskiego społeczeństwa.
Nawet w stanie zranienia Iran ma wiele opcji odwetu, począwszy od ataków terrorystycznych na Zachodzie, poprzez ataki rakietowe na amerykańskie bazy na Bliskim Wschodzie, aż po zaminowanie Cieśniny Ormuz. Najbardziej niepokojącą wizją jest jednak pospieszne kontynuowanie przez Iran budowy bomby jądrowej.
Stany Zjednoczone i Izrael bez wątpienia cofnęły irański program nuklearny o kilka lat. Jednak podczas gdy bomby mogą zniszczyć obiekty i zabić naukowców, nie mogą wymazać nuklearnego know-how, które irański reżim gromadził latami. Nie jest też nawet jasne, czy naloty zniszczyły około 400 kg uranu, który, według Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, Iran już wzbogacił.

Rozpoczynając ostatnią ofensywę przeciwko Iranowi, izraelscy przywódcy sprawili wrażenie, że mogą uruchomić proces obalenia irańskiego reżimu. Nawoływał do tego sam premier Binjamin Netanjahu. Nie można jednak usunąć reżimu "ot tak", z powietrza. Wydaje się bowiem, że ataki lotnicze - czy to ze strony niemieckich bombowców atakujących Londyn w 1940 r., czy rosyjskich dronów i rakiet wymierzonych obecnie w Kijów - powodują, że ludność cywilna gromadzi się wokół swoich przywódców.
Nawet wielu Irańczyków, nienawidzących swojego teokratycznego reżimu, twierdzi, że ataki nie rozluźnią jego władzy nad krajem. Prawdopodobnie Stany Zjednoczone i Izrael będą musiały radzić sobie z islamskim reżimem jeszcze przez wiele lat. Ranny, przyparty do muru drapieżnik nadal może być niebezpieczny.
Na tym wczesnym etapie konsekwencje amerykańskiego ataku na Iran, czyli operacji Midnight Hammer, pozostają niepewne. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że wojny mają nieprzewidywalne konsekwencje, a echa wydarzeń z 7 października będą nadal przez wiele lat rzutować na cały Bliski Wschód.
---
Tekst przetłumaczony z "The Washington Post". Autor: Max Boot
Tłumaczenie: Nina Nowakowska
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji.
Więcej tekstów "Washington Post" możesz znaleźć w płatnej subskrypcji.
---