"The Spectator": Czego światowa prawica może się nauczyć od Karola Nawrockiego?
Oto tajemnica sukcesu Karola Nawrockiego: jego sztab był w stanie wykorzystać dobrodziejstwa internetu i przekuć je na rzeczywiste poparcie. Wybory w Polsce mogą być lekcją dla światowych przywódców, którzy muszą dziś rozumieć zarówno cyfrowe trendy, jak i twardą geopolitykę. Ten, kto najskuteczniej połączy obydwie rzeczywistości, będzie kreował następną epokę. Polska pokazała, że to mogą być konserwatyści.

Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski, konserwatywny "The Spectator", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1828 r., co czyni go najstarszym tygodnikiem na świecie.
Nadchodzi polityczna zmiana. Dotychczas to postępowcy wiedli prym dzięki stowarzyszeniom powiązanym z Bidenowskim Białym Domem, rozmaitym think tankom i wsparciu tradycyjnych mediów. Dla prawicy polityka nie była uczciwą walką, ale internet to zmienił.
Zwycięstwo Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich w Polsce było kluczowym momentem przerzucenia się nowej prawicy z internetu na rzeczywistość geograficzną. Nawrockiego wsparli m.in. Donalda Trumpa i Kristi Noem, sekretarz stanu USA ds. bezpieczeństwa wewnętrznego, podczas pierwszej w historii Polski Konferencji Konserwatywnej Akcji Politycznej (CPAC).
Polska jest podatnym gruntem dla międzynarodowego ruchu prawicowego. Kraj ten jest zgoła konserwatywny, zdecydowanie proamerykański i nie ma bliskich związków z Chinami
Donald Trump i "internetowa prawica"
Począwszy od lat 60. postępowcom udało się w "długim marszu przez instytucje" przekształcić uniwersytety w maszyny reprodukujące ich własne ideały polityczne. Konserwatywne idee zostały znalazły ujście dopiero w sieci. Prawicowcy dostosowali się do internetowego systemu promocji idei, coraz agresywniej optymalizując zaangażowanie w mediach społecznościowych.
Trzeba było dwóch wyborczych zwycięstw Trumpa, aby wprowadzić "internetową prawicę" do instytucji. Obecnie obserwujemy jej rozwój w Stanach Zjednoczonych i coraz częściej w Europie.
Pierwsza CPAC Poland, odbywająca się pomiędzy dwiema rundami zaciętego wyścigu prezydenckiego, była poligonem doświadczalnym tego, jak "internetowa prawica" przenosi się ze świata cyfrowego do rzeczywistości.
Polska jest podatnym gruntem dla międzynarodowego ruchu prawicowego. Kraj ten jest zgoła konserwatywny, zdecydowanie proamerykański i, w przeciwieństwie do Węgier, nie ma bliskich związków z Chinami -nie stwarzając tym samym konfliktu interesów dla amerykańskiej polityki handlowej.
Główna zagwozdka dla "internetowej prawicy" polega na tym, jak przedstawić globalny konserwatywny przekaz, nie zamieniając się w oparty na sloganach ruch konformistyczny, który zamierzała zwalczać.
Celem CPAC jest stworzenie sojuszu narodów w myśl "Make X country great again" (pol. "Uczyńmy dany kraj znów wielkim"; nawiązanie do związanego z Donaldem Trumpem ruchu MAGA - Make America Great Again - red.). Jednak ów trumpowski slogan wypisany na czapeczce w Polsce - kraju, który cieszy się najdłuższym, bo 35-letnim cyklem istnienia od 1700 roku - wygląda dość dziwnie.Polacy to naród, który historycznie obawia się ruchów, mogących dążyć do "uczynienia Niemiec znowu wielkimi" i aktywnie nienawidzi tych, dążących do budowy "Wielkiej Rosji". Tak się rzeczy mają na kontynencie małych narodów.
Konserwatyzm po europejsku
Na gruncie brytyjskim CPAC dąży do pogłębienia więzi ze Wspólnotą Narodów (organizacja międzynarodowa zrzeszająca 56 niepodległych państw, której celem jest współpraca na rzecz rozwoju, demokracji i pokoju - red.) i rozpowszechnienia konserwatywnego przesłania w Afryce - jako przeciwwagi dla tego, co Ameryka postrzega jako komunistyczny przekaz Chin i Rosji.
Stwarza to jednak problem komunikacyjny. CPAC wykorzystuje bowiem antymigracyjną narrację, aby jednoczyć ruchy prawicowe w Europie, co może nie zadziałać w Afryce, z której pochodzi wielu z migrantów. Podobną sprzeczność reprezentuje Viktor Orban - największy zwolennik CPAC w Europie, a zarazem najbardziej prochiński przywódca na Starym Kontynencie, który może mieć problem z antychińskim przekazem.
Orban jest również wyraźnie pobłażliwy w stosunku do Rosji, a to cecha, której nikt w Polsce nie będzie tolerował. Przekaz, który najtrudniej przełożyć z internetu na rzeczywistość, jest taki, że lokalne priorytety konserwatystów różnią się od siebie. Obecnie to sprzeciw wobec nielegalnej imigracji jest używany jako spoiwo międzynarodowych ruchów konserwatywnych. Dlaczego? Ponieważ dla większości państw jest to największe i najbardziej widoczne obciążenie publicznej kasy.
Takie postulaty dobrze funkcjonują w dobie algorytmów, gdzie im bardziej ekstremalna retoryka, tym większy potencjał "viralowy". Jak ma się to jednak do realnego świata?
Polityka w dobie algorytmów
W świecie fizycznym grupy ujawniają swoich skrajnych członków i izolują ich od siebie. Tymczasem w świecie cyfrowym algorytmy wzmacniają ich głos, aż zaczyna się wydawać, że jest to głos większości.
To, czego nie widać w sieci, to pogawędki przy dystrybutorze wody, które odbyłam podczas CPAC z zatwardziałymi konserwatystami, uważającymi, że całe to wykrzykiwanie zamerykanizowanych haseł jest trochę... dziwne. Viralowa polityka Twittera (obecnie platforma X - red.) osiągnęła rynkowe nasycenie i umarła - a konserwatywne dyskusje przenoszą się na Substacka, do mediów subskrybowanych i lokalnych grup.
CPAC nawiązał współpracę z telewizją Republika - nowym konserwatywnym kanałem telewizyjnym, finansowanym w dużej mierze w modelu subskrypcyjnym, który wyprzedził pod względem liczby widzów liberalno-postępowy TVN24. Stacja wyznacza obecnie kierunek współpracy z lokalnymi społecznościami.
Redaktorem naczelnym Republiki jest Tomasz Sakiewicz, który stoi również za prawicową "Gazetą Polską", prowadzącą coś w rodzaju sieci lokalnych klubów konserwatywnych w różnych regionach Polski. Współpracując z tą siecią, CPAC zaczyna przekładać internetową viralowość na ludzi w świecie rzeczywistym.
Wybory w Polsce pokazały nam, że żyjąc w erze cyfrowej, jesteśmy podzieleni na pół: podczas gdy nasze umysły są podłączone do globalnych sieci społecznościowych, nasze ciała zamieszkują przestrzeń fizyczną. Politycy muszą dziś wykorzystywać szerszą globalną retorykę i angażować się w internetowe trendy, aby wygrać wybory, a następnie powrócić do zapobiegania wojnom i pilnowania bezpieczeństwa na fizycznym podwórku.
Te dwie rzeczywistości - miękka rzeczywistość internetowa i twarda geopolityka - coraz silniej odrywają się od siebie. Strona politycznego spektrum, która najskuteczniej je połączy, będzie definiować następną polityczną epokę.
Tekst przetłumaczony z "The Spectator". Autorka: Anna Richards
Tłumaczenie: Nina Nowakowska
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji