"The Economist": Teraz albo nigdy. Europa musi odpowiedzieć na nowy porządek
Za Europą najgorszy tydzień od upadku Żelaznej Kurtyny. Dziś to zadłużony, starzejący się kontynent, który ledwo się rozwija i nie jest w stanie się obronić. Ale nie musi tak być.

Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski "The Economist", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1843 r. i należy do najpopularniejszych na świecie magazynów poświęconych tematyce politycznej i biznesowej. Ma opinię jednego z bardziej wpływowych tytułów prasowych na świecie. Tygodnik od samego początku niezmiennie trzyma się liberalnego kursu.
Miniony tydzień był najbardziej ponurym dla Starego Kontynentu od czasów upadku Żelaznej Kurtyny. Ukraina jest wyprzedawana, Rosja rehabilitowana, a pod rządami Donalda Trumpa nie można już liczyć na to, że Ameryka przyjdzie Europie z pomocą w czasie wojny. Choć konsekwencje dla europejskiego bezpieczeństwa są poważne, przywódcy i obywatele kontynentu jeszcze nie zdążyli ich sobie przyswoić. Stary świat potrzebuje więc przyspieszonej lekcji na temat tego, jak posługiwać się siłą w epoce bezprawia - inaczej padnie ofiarą nowego światowego anty-ładu.
W swoim przemówieniu w Monachium wiceprezydent USA J.D. Vance dał próbkę tego, jak upokorzyć kontynent słynący z wykwintnych win, klasycznej architektury i zasiłków socjalnych. Przedstawiciel administracji Donalda Trumpa ośmieszył bowiem Europę, nazywając ją dekadencką i niedemokratyczną. Jej przywódcy zostali również wykluczeni z rozmów pokojowych między Białym Domem a Kremlem, które oficjalnie rozpoczęły się w Rijadzie 18 lutego. Jednakże rozwijający się kryzys wykracza daleko poza obelgi i dyplomatyczne "uprzejmości".
Stany Zjednoczone i Rosja debatują o Ukrainie. Co powinna zrobić Europa?
Wygląda na to, że Trump jest gotowy porzucić Ukrainę, którą niesłusznie obwinia o wywołanie wojny. Nazywając ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego "dyktatorem", republikanin ostrzegł go, że "musi działać szybciej, bo w przeciwnym razie nie będzie miał kraju". Ameryka może więc próbować narzucić Ukrainie niestabilne zawieszenie broni, oparte jedynie na słabych gwarancjach bezpieczeństwa, które ograniczą jej prawo do ponownego zbrojenia.
Choć to w istocie niekorzystna wizja, najgorszy europejski koszmar zdecydowanie wykracza poza Ukrainę. Trump zamierza bowiem zrehabilitować rosyjskiego przywódcę Władimira Putina, porzucając funkcjonującą od dawna politykę izolowania go. Ponieważ nie przynosi ona Ameryce żadnych bezpośrednich korzyści geopolitycznych, kraj ten stara się przywrócić stosunki dyplomatyczne z Rosją. Być może wkrótce zostanie to uhonorowane na jakimś hucznym szczycie. Oferując ustępstwa w Rijadzie, amerykański sekretarz stanu Marco Rubio piał z zachwytu nad nową współpracą i "historycznymi możliwościami gospodarczymi i inwestycyjnymi". Może Trump Tower na Placu Czerwonym? Kto wie?
Działania Trumpa w stosunku do Europy i schlebianie Rosji podały w wątpliwość zaangażowanie Ameryki w art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO) stanowiący, że atak na jednego członka sojuszu jest traktowany jako atak na wszystkich. Istnieje obawa, że wojska amerykańskie zostaną wycofane, co wystawiłoby Europę Wschodnią na ogromne niebezpieczeństwo. Problemem nie jest to, że priorytety republikanina znajdują się w Azji. Rzecz w tym, że jeśli Europa padnie ofiarą rosyjskiego ataku i zwróci się o pomoc do Ameryki, to pierwszym odruchem Trumpa będzie pytanie: a co ja z tego będę miał?
Transakcyjna natura Donalda Trumpa a siła odstraszania NATO
W przyszłym tygodniu amerykański prezydent ma się spotkać z premierem Wielkiej Brytanii i prezydentem Francji (do spotkań już doszło, artykuł "The Economist" ukazał się przed nimi - przyp. red.). Nie należy jednak traktować tego jako objawu merkantylnego sprytu republikanina. Problemem jest właśnie jego gotowość do przehandlowania wszystkiego. Siła odstraszania NATO opiera się bowiem na pewności, że jeśli jedno państwo członkowskie zostanie zaatakowane, pozostałe przyjdą mu z pomocą. Wątpliwości w tym aspekcie mogą okazać się zabójcze: naraża Europę na niebezpieczeństwo.
Określmy zatem nową rzeczywistość, w jakiej znalazła się Europa. Jest to zadłużony, starzejący się kontynent, który ledwo się rozwija i nie jest w stanie ani się obronić, ani nawet wykorzystać swojej siły. Globalne zasady dotyczące handlu, granic, obronności i technologii zmieniają się. Jeśli Rosja dokona inwazji na jedno z państw bałtyckich lub użyje dezinformacji i sabotażu, aby zdestabilizować Europę Wschodnią, co zrobi reszta kontynentu?
Na razie odpowiedzią jest przyjęcie postawy obronnej. Po opadnięciu maski MAGA grupa europejskich przywódców pośpiesznie spotkała się 17 lutego w Paryżu, gdzie udało im się jedynie głośno zaakcentować dzielące ich różnice. Trzy lata po pełnoskalowej inwazji Rosji Europa nie zwiększyła nawet w wystarczającym stopniu wydatków na obronność. Zamiast tego tkwi okowach przestarzałego światopoglądu, który opiera się na wielostronnych traktatach i wspólnych wartościach.
Ważne zadanie przed Europą: czas sięgnąć po władzę
Europa stoi przed ważnym zadaniem. Musi jak najszybciej nauczyć się, jak zdobywać i sprawować władzę. Powinna być też przygotowana na stawienie czoła przeciwnikom, a czasem i przyjaciołom - w tym Ameryce, która będzie istnieć nawet po przejściu trumpowskiego huraganu. Zamiast kulenia się, potrzebna jest obiektywna ocena zagrożenia. Rosja to istna maszyna wojenna dysponująca ogromnym arsenałem broni jądrowej, ale także średniej wielkości, upadającą gospodarką.
Europa potrzebuje równie obiektywnej oceny swoich mocnych stron: mimo że rozwija się powoli, nadal jest gospodarczym i handlowym gigantem, dysponującym ogromną rezerwą talentów i wiedzy. Musi wykorzystać te zasoby do pobudzenia wzrostu gospodarczego, dozbrojenia się i umocnienia swojej pozycji.
Oto co należałoby zrobić: w krótkiej perspektywie Europa potrzebuje wysłannika do rozmów z Ukrainą, Rosją i Ameryką. Powinna także zaostrzyć sankcje wobec Rosji (nawet jeśli Ameryka zdecyduje się je złagodzić), jak również wykorzystać 210 mld euro (ponad 867 mld złotych) rosyjskiej gotówki zamrożonej w europejskich bankach. Dzięki temu Ukraina mogłaby kontynuować walkę lub dozbrajać się, nawet przy malejącym wsparciu Waszyngtonu.
W perspektywie średnioterminowej konieczna będzie ogromna mobilizacja obronna. Jeśli Europa nie może polegać na Ameryce, musi mieć własne samoloty transportowę, logistykę, nadzór, słowem: wszystko. Trzeba również rozpocząć rozmowy na temat tego, w jaki sposób Wielka Brytania i Francja mogą użyć swojej broni jądrowej do obrony całego kontynentu.
Oczywiście wszystko to będzie kosztować fortunę. Wydatki na obronę będą musiały wzrosnąć do 4-5 proc. PKB, czyli do "normy" z okresu zimnej wojny. Z kolei wyższe wydatki na obronność - zwłaszcza jeśli część z nich zostanie przeznaczona na broń amerykańską - mogą przekonać Trumpa do pozostania w NATO. Obecnie należałoby jednak założyć, że amerykańskie wsparcie nie jest nam gwarantowane.
Stary Kontynent musi się uzbroić. Skąd pozyskać środki?
Aby sfinansować zbrojenia, konieczna będzie jednak rewolucja fiskalna. Nowy cel będzie wymagał dodatkowych wydatków w wysokości ponad 300 mld euro rocznie (ponad bilion złotych - przyp. red.). Część tych środków musi pochodzić ze zwiększonej emisji wspólnego i indywidualnego długu. Aby to udźwignąć, konieczne będzie ograniczenie wydatków socjalnych. Była kanclerz Niemiec Angela Merkel mawiała, że Europa odpowiada za 7 proc. światowej populacji, 25 proc. jego PKB, ale i 50 proc. wszystkich wydatków socjalnych. Aby pobudzić wzrost gospodarczy, Stary Kontynent musi kontynuować oczywiste, lecz nieustannie odkładane reformy: od ujednolicenia rynków kapitałowych po deregulację.
Koszmar, który wywołali najpierw Putin, a następnie Trump, może ostatecznie zmusić Europę do zmiany sposobu samoorganizacji. Europejska pedantyczna obsesja na punkcie procesów i zgromadzeń, obejmujących strefę euro, Unię Europejską itp., spowalnia podejmowanie decyzji i pomija kluczowych aktorów - takich jak Wielka Brytania - dając przewagę krajom, które jak Węgry chcą sabotować europejską obronność lub - jak Hiszpania - wahają się przed ponownym zbrojeniem.
Wszystko to razem brzmi niedorzecznie. NATO jest najbardziej udanym sojuszem na świecie: trudno wyobrazić sobie jego rozwiązanie. Jednak świat się zmienia i nadchodzi nowe, a Europa musi stawić temu czoła, zanim będzie za późno.
Tekst przetłumaczony z "The Economist"© The Economist Newspaper Limited, London, 2025
Tłumaczenie: Nina Nowakowska
Tytuł, śródtytuły, lead oraz skróty pochodzą od redakcji
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!