"The Economist": Jak zostać bogatym w 2025 roku
Wyobraźmy sobie dwie przedstawicielki pokolenia millenialsów, "dziedziczkę Izabelę" i "pracowitą Nancy". Obie mieszkają w Londynie i zarabiają więcej niż 90 proc. ludzi w mieście, czyli 100 tys. funtów rocznie. Izabela właśnie dostała mieszkanie od rodziców. Nancy nie miała takiego szczęścia. Chociaż ciężko pracuje i odkłada połowę swojej pensji, może nigdy nie być w stanie spłacić kredytu hipotecznego na tak drogie lokum. I teraz kluczowe pytanie: którą z nich wolałbyś poślubić?

Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski "The Economist", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1843 r. i należy do najpopularniejszych na świecie magazynów poświęconych tematyce politycznej i biznesowej. Ma opinię jednego z bardziej wpływowych tytułów prasowych na świecie. Tygodnik od samego początku niezmiennie trzyma się liberalnego kursu.
"Samotny mężczyzna z dużym majątkiem; cztery lub pięć tysięcy rocznie. Cóż za gratka dla naszych dziewcząt!".
W "Dumie i uprzedzeniu" Jane Austen nie musiała tłumaczyć XIX-wiecznemu czytelnikowi, ani co oznaczało owe "cztery lub pięć tysięcy rocznie" pana Bingleya ani dlaczego ekscytowało to panią Bennet. To było oczywiste. Pan Bingley był dziedzicem, a najpewniejszym sposobem na wzbogacenie się nie była wówczas ciężka praca, lecz poślubienie odpowiedniej osoby.
Przenieśmy się teraz do dnia dzisiejszego, a zobaczymy, że bogate kraje zaczynają powoli przypominać świat Austen. Moda na dziedziczenie powraca bowiem w sposób, który zmieni gospodarkę i społeczeństwo nie do poznania.
Nadchodzi era spadkobierców
Rządowe urzędy statystyczne nie publikują prawie żadnych danych na temat spadków. Nie są przygotowane do śledzenia dużych, jednorazowych płatności. Dlatego "The Economist" postanowił zebrać szacunki akademickie dotyczące rocznego "przepływu spadków". Chodzi o wartość tego, co ludzie przekazują spadkobiercom w postaci dzieł sztuki, gotówki, nieruchomości itp. - dla szeregu krajów.
W 1900 r. spadki były warte ponad 20 proc. PKB w niektórych krajach, ponieważ ludzie przekazywali ogromne portfele akcji i majątki. Wartość spadków zmalała w XX wieku, zanim ostatnio gwałtownie wzrosła. Pod koniec lat 2010. spadki były warte średnio 10 proc. PKB. W tym roku ludzie w całym bogatym świecie odziedziczą około 6 bilionów dolarów (prawie 24 biliony złotych).
W wielu krajach rośnie również udział bogactwa pochodzącego z dziedziczenia. Według Banku UBS w 2023 r. 53 osoby stały się miliarderami, odziedziczając pieniądze, co jest liczbą niewiele mniejszą od 84 osób, które zrobiły to, pracując. Jako część produkcji krajowej roczne dziedziczenia we Francji podwoiły się od lat 60. XX wieku. W Niemczech wzrosły prawie trzykrotnie od lat 70. XX wieku. W Wielkiej Brytanii dla osób urodzonych w latach 80. XX wieku są one dwukrotnie ważniejsze, w stosunku do zarobków, niż dla wcześniejszego pokolenia.
Spadki we Włoszech są obecnie warte ponad 15 proc. PKB, co może wystarczyć, aby skłonić współczesną panią Bennet do wysyłania swoich córek na przyjęcia do rzymskich pałaców. Jedynie Irlandia wydaje się przeciwstawiać trendowi spadkokracji: na Zielonej Wyspie zapisy pozostają bowiem skromne i nie wzrosły zbytnio w ostatnich latach. Natomiast w dzisiejszej Ameryce na każde 100 dolarów, jakie pracodawcy wypłacają ludziom w ciągu roku, zmarli pozostawiają po sobie 20 dolarów.
Mniej liczne rodziny to większe spadki (dla bogatych)
W ostatnich latach gwałtownie spadła średnia wielkość rodziny, dlatego dany spadek rozkłada się na mniejszą liczbę osób. Korzystając z danych brytyjskich, szacujemy, że w ostatnich dekadach spadające wskaźniki urodzeń zwiększyły kwotę trafiającą do przeciętnego spadkobiercy o około 60 tys. funtów (75 tys. dolarów; 302 tys. złotych), czyli o 24 proc. Posiadanie brata lub siostry może i jest przyjemne, ale ma swoją cenę.
Malejące podatki spadkowe zwiększają również część zapisu, którą spadkobierca może zatrzymać. Na początku XX wieku dochody z podatku od spadków stanowiły znaczną część całkowitych wpływów podatkowych w Ameryce i Wielkiej Brytanii. Jednak w drugiej połowie stulecia politycy odwrócili się od podatków. Niektórzy zostali przekonani przez lobbing, inni obawiali się, że w zglobalizowanym świecie podatki od majątku skłonią bogatych do wyprowadzki z kraju.
Obecnie podatki od spadków stanowią znacznie mniej niż 1 proc. dochodów budżetowych w bogatych krajach. Ponadto kilka państw, w tym Australia, Kanada, Indie, Norwegia i Rosja, całkowicie je zniosło. Wielu Amerykanów marzy o tym, aby ich rząd zrobił to samo. Odzwierciedla to fakt, że w latach 1976-2000 ponad 20 amerykańskich stanów wycofało swoje podatki od transferu majątku.
Wracamy do czasów spadkokracji. Jak do tego doszło?
Rosnące znaczenie dziedziczenia widać również w popkulturze. Serial telewizyjny "Sukcesja" koncentruje się na sporach rodzeństwa, które chce przejąć kontrolę nad imperium medialnym swojego ojca. "Bajecznie bogaci Azjaci" opowiadają o perypetiach kobiety, która wychodzi za mąż za członka singapurskiej dynastii. Popularne powieści, od "The Nest" Cynthii d'Aprix Sweeney po "Capital" Johna Lanchestera, podejmują kwestie dziedziczenia. W tej ostatniej bohaterka otrzymuje dom w Londynie: "Równanie było zbyt proste i zbyt przygnębiające. W kolumnie debetowej straciła matkę; w kolumnie kredytowej miała teraz gigantyczną stertę gotówki".
Rozwój spadkokracji odzwierciedla trzy czynniki: wzrost bogactwa, zmieniającą się demografię i wolniejszy wzrost gospodarczy. Po pierwszej i drugiej wojnie światowej wartość bogactwa w stosunku do dochodu narodowego załamała się. Znaczna część europejskiej tkanki miejskiej została zniszczona. Wysoka inflacja podkopała wartość gotówki i obligacji rządowych. Politycy nabrali upodobania do wysokich podatków od majątku i nacjonalizacji. Do tego wiele zamożnych rodzin - w tym Vanderbiltowie - roztrwoniło swoje fortuny.
Od tego czasu wzrosła wartość mieszkań (częściowo z powodu restrykcyjnej polityki planowania, która ogranicza podaż). Wartość budynków należących do Brytyjczyków wzrosła z nieco ponad biliona funtów (130 proc. PKB; ponad 5 bilionów złotych) w połowie lat 90. do nieco poniżej 7 bilionów funtów (270 proc. PKB; ponad 35 bilionów złotych) w ostatnich latach. Do tego podatki od majątku nie są popularne, rynki akcji radzą sobie fantastycznie, podczas gdy inflacja - przynajmniej do niedawna - pozostawała niska. Ze względu na wzrost liczby zarządzających majątkiem i funduszy indeksowych bogaci stali się również lepsi w unikaniu losu Vanderbiltów.
Problem dziedzica. Spadkowy boom spowolni wzrost gospodarczy
Drugim czynnikiem jest demografia. Pokolenie wyżu demograficznego chłonęło bogactwo, osiągając pełnoletność dokładnie w momencie, gdy ceny domów i giełdy zaczęły gwałtownie rosnąć. Niemcy w wieku powyżej 65 lat, którzy stanowią dziś jedną piątą populacji, posiadają jedną trzecią bogactwa kraju. Amerykanie z pokolenia wyżu demograficznego, którzy również stanowią jedną piątą krajowej populacji, posiadają połowę jego majątku netto, czyli 82 biliony dolarów (ponad 324 biliony złotych). Obecnie, gdy pokolenie wyżu demograficznego zaczyna umierać, pozostawia swoim spadkobiercom naprawdę duże majątki.
Trzecim czynnikiem jest sam wzrost gospodarczy. W 2014 r. Thomas Piketty z Paris School of Economics i Gabriel Zucman (wówczas z London School of Economics) przedstawili dowody na to, że kraje o wolnym wzroście gromadzą więcej bogactwa, mierzonego w odniesieniu do dochodu narodowego. Choć ludzie dokładają się do oszczędności w stałym tempie, PKB rośnie wolniej.
W ostatnich latach, ze względu na słaby przyrost zarówno populacji, jak i produktywności, wzrost PKB krajów bogatych wyraźnie spowolnił. Z naszych danych wynika, że najszybciej rozwijające się kraje, takie jak Ameryka i Irlandia, wydają się być mniej dotknięte spadkokracją w porównaniu z krajami, które rozwijają się znacznie wolniej, jak Niemcy czy Włochy. Spadkowy boom może z kolei wzmocnić trend prowadzący do wolniejszego wzrostu gospodarczego.
Przepis na bogactwo w 2025 roku: kariera czy "dobre małżeństwo"?
Dziś, podobnie jak w czasach Honoré de Balzaca, najlepszym sposobem na wzbogacenie coraz częściej nie jest już ciężka praca, ale tzw. dobre małżeństwo. "Będziesz musiał znosić dziesięć lat nędzy... i szorować językiem sądową posadzkę" - mówi postać z "Ojca Goriot", tłumacząc, że tylko idiota wybrałby pensję zamiast spadku.
W XXI wieku dochody 1 proc. najlepiej zarabiających francuskich spadkobierców są ponownie wyższe niż dochody 1 proc. najlepiej zarabiających pracowników. Implikacje ekonomiczne mogą być duże: jeśli ludzie skupią się bowiem na swataniu, zamiast zakładaniu firmy, ucierpi innowacyjność. Już teraz w całym bogatym świecie przedsiębiorczość znajduje się w długotrwałym spadku.
Gwałtowny wzrost dziedziczenia prawdopodobnie będzie miał jeszcze większy wpływ na społeczeństwo, poszerzając przepaść między klasami społecznymi. Dane z Rezerwy Federalnej sugerują, że przeciętny Amerykanin spośród 5 proc. najlepiej zarabiających w kraju otrzymał w spadku ponad 50 tys. dolarów (ponad 197 tys. złotych), w porównaniu z około 5 tys. dolarów (ponad 19 tys. złotych) dla przedstawiciela tamtejszej klasy średniej. Hero Ashman z University of California w Berkeley i Seth Neumuller z Wellesley College szacują, że międzypokoleniowe transfery majątku tłumaczą jedną czwartą przepaści majątkowej między czarnymi i białymi Amerykanami.
Dziedziczny boom wzmocni też nierówności na rynku nieruchomości - niezależnie od tego, czy transfery majątku będą dokonywane w chwili śmierci, czy też za życia. Badania dotyczące Ameryki - przeprowadzone przez firmę świadczącą usługi finansowe Legal & General - sugerują, że gdyby "bank mamy i taty" był firmą, byłby wśród dziesięciu największych pożyczkodawców hipotecznych. Hojne wsparcie ze strony krewnych podnosi z kolei wskaźnik posiadania mieszkań wśród młodych - być może o jedną trzecią lub więcej, jak wynika z artykułu Eirika Eylandsa Brandsaasa z Fed. Jednocześnie tracą na tym osoby nieposiadające bogatej rodziny.
Zmiany na rynku matrymonialnym i nowa klasa spadkobierców
Te odkrycia mają też ważne implikacje dla rynku matrymonialnego. Nasza rada jest jasna: powinnaś znaleźć współczesnego pana Bingleya z "czterema lub pięcioma tysiącami rocznie", a nie kogoś, kto jest sprytny lub pracowity.
Wyobraźmy sobie dwie przedstawicielki pokolenia millenialsów, "dziedziczkę Izabelę" i "pracowitą Nancy". Obie mieszkają w Londynie i zarabiają więcej niż 90 proc. ludzi w mieście, czyli 100 tys. funtów rocznie (ponad 502 tys. złotych). Biorąc pod uwagę ich wynagrodzenie, obie mogłyby liczyć na zakup mieszkania w stolicy, ale to kosztuje około 1,2 miliona funtów (ponad 6 milionów złotych). Izabela właśnie takie mieszkanie dostała od rodziców. Nancy nie miała takiego szczęścia. Chociaż ciężko pracuje i odkłada połowę swojej pensji netto, może nigdy nie być w stanie spłacić kredytu hipotecznego na tak drogie lokum. I teraz kluczowe pytanie: którą z nich wolałbyś poślubić?
Spadkowy boom naprawdę wywraca rynek matrymonialny do góry nogami. W bogatszych częściach Ameryki osoby w wieku 20-30 lat otwarcie mówią o potrzebie zawierania bogatych małżeństw. Ekonomiści omawiają natomiast zjawisko "asortymentu małżeńskiego", w którym ludzie chętnie wymieniają przysięgi małżeńskie z osobami podobnymi do siebie. Choć większość badań koncentruje się na wykształceniu lub dochodach, nowsze wyniki wskazują, że spadkobiercy prawdopodobnie będą chcieć zawierać małżeństwa między sobą.
Etienne Pasteau, były pracownik Paris School of Economics, i Junyi Zhu z Bundesbanku szacują, że dziedziczenie wpływa na wybór małżonka dwa i pół razy bardziej niż dochód z pracy. Podobne wnioski płyną z artykułu dotyczącego Danii, z którego wynika, że dziedziczenie z czasem będzie miało coraz większy wpływ na to, z kim ludzie będą udawać się do ołtarza.
Spadkowy boom ma trwać jeszcze przez jakiś czas. Według naszych obliczeń liczba zgonów w pokoleniu baby-boomers będzie rosnąć do 2036 r. (wówczas 1,5 mln Amerykanów kopnie w kalendarz). Prawdopodobnie w tym czasie wzrośnie również wartość nieruchomości i akcji, co zwiększy jeszcze wartość potencjalnych spadków. W świecie wyższych stóp procentowych osoba, która odziedziczy pieniądze i wpłaci je do banku lub kupi obligacje rządowe, może całkiem nieźle prosperować jako zwykły rentier. Tymczasem rządy nadal obniżają, zamiast podnosić, podatki spadkowe.
W nadchodzących latach na świecie może pojawić się nowa klasa spadkobierców, która będzie jeszcze trwalsza niż szlachta z czasów Austen. "Cóż za gratka" - dla niektórych.
Tekst przetłumaczony z "The Economist"© The Economist Newspaper Limited, London, 2025
Tłumaczenie: Nina Nowakowska
Tytuł, śródtytuły, lead oraz skróty pochodzą od redakcji
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!