"Le Monde": Wojna w Ukrainie potrwa jeszcze 10 lat? Przejmujące słowa żołnierza
W położonym na południu Ukrainy i blisko linii frontu Zaporożu żołnierze i cywile są coraz bardziej przygnębieni. Wyczerpani tracą zarówno motywację, jak i nadzieję.

Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Dziennik "Le Monde", z którego pochodzi poniższy artykuł, założono pod koniec 1944 r. Od tego czasu gazeta należy do najchętniej czytanych przez Francuzów i stanowi wiodący głos w debacie publicznej.
Pięć dni na froncie i pięć dni na "tyłach". Tak toczy się życie pewnego ukraińskiego żołnierza,Siergieja. Mężczyzna, który poprosił o zachowanie anonimowości, zdecydował się zaciągnąć do wojska latem 2024 roku, po zakończeniu relacji romantycznej. Ten były, około 30-letni prezenter ukraińskiej telewizji, wśród wojskowych należy do grupy uprzywilejowanych. Korzysta bowiem z regularnych rotacji, podczas gdy inni często spędzają na froncie całe tygodnie.
Siergiej walczy na terytorium obwodu zaporoskiego od ponad ośmiu miesięcy. Region ten został dosłownie podzielony przez wojnę, a Kreml domaga się jego suwerenności na mocy symulowanego referendum w sprawie przynależności do Federacji Rosyjskiej, które odbyło się we wrześniu 2022 roku.
Zaporoże. Życie ukraińskich żołnierzy na froncie
Siergiej zajmuje się wysyłaniem dronów rozpoznawczych i uderzeniowych na pozycje rosyjskie. Czas spędzony w Zaporożu - stolicy ukraińskiego regionu - poświęca na zajmowanie się kotem, którym opiekuje się razem z innym żołnierzem, chodzenie do kina, odpoczynek i próby prowadzenia "normalnego" życia - mimo wszystko.
Jego przerwy na "tyłach" to także okazja do nadrobienia aktualności. Jeśli chodzi o wysiłki administracji amerykańskiej na rzecz zakończenia konfliktu, Siergiej pozostaje sceptyczny.
- Ta wojna potrwa jeszcze 10 lat - twierdzi, przekonany, że prezydent Rosji Władimir Putin bynajmniej nie zrezygnował ze swoich pierwotnych celów.
Wojna w Ukrainie. Zmiany technologiczne na polu bitwy
Żołnierz jest pewien zdolności swojej armii do utrzymania linii frontu - przynajmniej na razie; zwłaszcza z powodu znaczących postępów technologicznych. Powszechne w użyciu są drony, które stały się najbrutalniejszą bronią w rękach Ukraińców.
- Na początku wojny wszystko opierało się na piechocie i artylerii, ale dziś to droniści organizują cały front. Jak wygląda pole bitwy? To apokaliptyczny widok. Zniszczone, całkowicie puste połacie ziemi, które ciągną się kilometrami, dzielą nasze obie armie. Nazywamy je "strefą śmierci". Nic nie umyka dronom - opisuje.
Ukraina może liczyć na swoją autonomię w produkcji dronów. W tym roku ma nadzieję wyprodukować nawet pięć milionów egzemplarzy.
Przy nowej administracji amerykańskiej Ukraina coraz bardziej polega na swoich europejskich partnerach w kwestii wspierania swoich wysiłków wojennych. Chodzi zwłaszcza o bezpośrednie inwestycje w krajowy przemysł zbrojeniowy, który nieustannie się rozwija. Jednak niedawne podpisanie umowy z USA w sprawie eksploatacji ukraińskich zasobów naturalnych daje Kijowowi nadzieję, że Amerykanie utrzymają część swojego wsparcia wojskowego.
Kryzys w ukraińskiej armii. "Chłopcy mniej zmotywowani"
W trwającej już ponad trzy lata wojnie Siergieja martwi przede wszystkim zmęczenie żołnierzy. Brak zasobów ludzkich daje się odczuć coraz bardziej m.in. w piechocie, gdzie wielu nowym poborowym brakuje przeszkolenia.
- Dziś chłopcy są mniej zmotywowani. Mówi się im, że strefa jest czysta, a oni nie chcą się ruszyć. Twierdzą, że się boją. Nie mogę ich winić. Nie wiem, co ja bym zrobił na ich miejscu - mówi.
Zaporoże to także miasto, w którym schronienie znalazło wielu Ukraińców, przybyłych z okupowanych terytoriów. Jedną z takich osób jest Rusłana, pracownica lokalnej administracji, pochodząca z Melitopola - odległego o około sto kilometrów, miasta okupowanego obecnie przez rosyjską armię.
- To nie tajemnica, że cywile i żołnierze są zmęczeni wojną, ale nie tracimy nadziei, że pewnego dnia wyzwolimy cały nasz region - podkreśla.
Życie w cieniu wojny. Zaporoże nadal się rozwija
W międzyczasie życie toczy się dalej i również Zaporoże rozwija się. Tak jak może.
Usługi publiczne działają, otwierają się nowe miejsca pracy. W ostatni dzień kwietnia zorganizowano konferencję prasową, na której ogłoszono zbliżający się koniec prac renowacyjnych szpitala. W wydarzeniu wziął udział szef regionalnej administracji wojskowej i zarazem były burmistrz wspomnianego Melitopola.
Położone blisko linii frontu Zaporoże jest regularnie bombardowane przez armię rosyjską. Ostatnia duża seria ataków - w której dziesiątki osób zostały rannych - miała miejsce w nocy z 1 na 2 maja.
Rosja cięgle atakuje. "Nikt nie wierzy w koniec wojny"
21 kwietnia na podwórko jednego z budynków spadła bomba, zabijając kobietę i raniąc kilka osób - wynika z informacji lokalnych władz. Dwa dni po tragedii liczni wolontariusze i ratownicy wciąż pracowali nad usuwaniem gruzów, gdy nagle rozległ się kolejny alarm lotniczy. Ostrzeżenie zostało potraktowane poważnie, a grupy udały się do pobliskiego schronienia, nie przerywając zbytnio swoich rozmów.
Przy wejściu flegmatyczny nastolatek z czołem zakrytym długą grzywką uspokajał swoją matkę przez telefon, lekko zirytowanym tonem: "Tak, mamo, dotarłem do schronu".
W piwnicy cywile, którzy jeszcze kilka minut wcześniej sprzątali gruz, tłoczyli się, wpatrując w ekrany telefonów w oczekiwaniu na koniec alarmu. Była tam 42-letnia Eugenia Dounda, która dopiero co wróciła ze szpitala dziecięcego. W placówce leczony jest jej syn, który został ranny w wyniku bombardowania.
- Nikt nie wierzy w koniec wojny, a wszyscy chcemy pokoju. Jak jednak mieć pokój, jednocześnie zachowując nasze domy i pozostając w naszym państwie? - mówi.
---
Artykuł przetłumaczony z "Le Monde". Autor: Thomas d'Istria
Tekst dostępny w oryginale na stronie "Le Monde"
Tłumaczenie: Nina Nowakowska
Tytuł, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
---