"Der Spiegel": Kryzys nauki w USA. Szykuje się wielki exodus badaczy
Pracujący w USA naukowcy z całego świata szukają sobie nowego miejsca do prowadzenia badań. To skutek radykalnych cięć Donalda Trumpa, które uderzyły w uczelnie i jednostki badawcze. - Czuję się, jakbym był na tonącym Titanicu - mówi Beckman z Brazylii.

"Der Spiegel" to jeden z największych i najbardziej wpływowych niemieckich tygodników opinii, ukazujący się od 1947 roku. Ujawniając skandale polityczne, odegrał istotną rolę w rozwoju niemieckiej prasy. Jest członkiem założycielem zainicjowanej w 2016 r. Europejskiej Współpracy Śledczej (EIC). Zajmuje się polityką, gospodarką, nauką i kulturą. Słynie nie tylko z dziennikarskich śledztw, ale i pogłębionych analiz.
Marion Schmidt udała się na jedną z najważniejszych konferencji naukowych, aby zaprezentować tam najnowsze osiągnięcia swojego uniwersytetu. Spotkanie organizowane przez Amerykańskie Towarzystwo Postępu Naukowego (American Association for the Advancement of Science;AAAS - red.) jest jednym najbardziej prestiżowych wydarzeń tego typu na świecie. To z jego okazji rokrocznie do Bostonu wyrusza pielgrzymka badaczy sztucznej inteligencji, astrofizyków, biologów i innych jastrzębi nauki.
Wraz z kolegami z Centrum Internetu Taktylnego na Uniwersytecie Technicznym w Dreźnie Schmidt chętnie podzieliła się swoimi ostatnimi odkryciami, w tym inteligentnymi rękawiczkami z możliwością wczesnego rozpoznawania następnego przedmiotu, za który prawdopodobnie złapie dana osoba.
Ostatecznie jednak, jak twierdzi Schmidt, główna dyskusja skupiła się nie tyle na wynikach jej badań, co na możliwościach kariery naukowej w Niemczech. Jak przyznaje, czuła się prawie jak na akademickim spotkaniu rekrutacyjnym: "Młodzi studenci chcieli wiedzieć, jak działają uniwersytety w Niemczech, a profesorowie pytali, jak mogliby otrzymać tam posadę".
Tak się składa, że Schmidt jest dyrektorem ds. komunikacji na Uniwersytecie Technicznym w Dreźnie i członkiem kierownictwa tejże placówki. Była w stanie powiedzieć badaczce NASA - obawiającej się rychłej utraty pracy - że wkrótce będzie miała do obsadzenia pięć nowych stanowisk profesorskich. Wspólnie z Niemieckim Centrum Astrofizyki Uniwersytetu Technicznego w Dreźnie otwierają bowiem nowy kierunek studiów. Może ją to zainteresuje? Wstępne kontakty zostały nawiązane.
Być może już wkrótce eksperci NASA przyjadą do Saksonii? Czy naukowcy zajmujący się sztuczną inteligencją opuszczą Stanford i przeniosą się do Karlsruhe, a znawcy biomedycyny z Bostonu do Bawarii? Niektórzy zdają się rozważać tę opcję, podczas gdy inni snują konkretne plany. Tegoroczna konferencja AAAS była niczym preludium do potencjalnego drenażu mózgów - emigracji akademickich elit ze Stanów Zjednoczonych.
Wielu badaczy szuka dla siebie nowego miejsca, ponieważ administracja Donalda Trumpa przypuściła szeroko zakrojony atak na amerykańską naukę. Studentom, którzy nie posiadają amerykańskich paszportów, grozi deportacja.
Aktywiści z amerykańskich uczelni na celowniku Donalda Trumpa
Chodzi o osoby takie jak Mahmoud Khalil, który pomagał organizować propalestyńskie protesty studenckie na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku i który został oskarżony przez samego sekretarza stanu USA Marca Rubia o podważanie amerykańskiej polityki zagranicznej. Obrońcy Khalila zaprzeczają tym oskarżeniom, powołując się na wolność słowa. Innym przykładem jest Koreanka Yunseo Chung, która od siódmego roku życia mieszka w Stanach Zjednoczonych i również brała udział w demonstracjach.
Pod przywództwem Trumpa władze federalne planują również obciąć wsparcie finansowe dla uczelni, przez co uniwersytety takie jak Harvard, Columbia i Cornell stracą setki milionów, a może nawet miliardy funduszy.
Niektóre uczelnie - nie wiedząc, jak załatają tę dziurę w przyszłości - zareagowały zamrożeniem zatrudnienia, opóźnieniem inwestycji infrastrukturalnych i anulowaniem zobowiązań dotyczących stanowisk doktorskich.
Sam Uniwersytet Harvarda może stracić kilka miliardów dolarów z funduszy federalnych, co stanowi dla placówki egzystencjalne zagrożenie. Administracja Trumpa zażądała niedawno, aby Harvard zmienił swoje zasady rekrutacjii podzielił się z władzami wszystkimi istotnymi danymi. Ponadto Waszyngton domagał się ograniczenia praw studentów i zgłaszania do siebie wszystkich studentów zagranicznych, którzy je łamią. Rektor Harvardu Alan Garber odmówił zaakceptowania warunków i zamiast tego złożył pozew przeciwko rządowi.
Niezrażony tym Trump podwoił swoje wysiłki. Jako instytucja non profit Harvard cieszy się szerokimi przywilejami podatkowymi, ale obecnie Biały Dom chce, aby ten status został zrewidowany. Gdyby przywileje zostały cofnięte, Harvard mógłby być winien miliardy podatków od swoich aktywów.
Cięcia, cięcia, cięcia w badaniach naukowych
Trump zamyka również najważniejsze źródło badań medycznych. Narodowe Instytuty Zdrowia (ang. National Institutes of Health; NIH) dysponują budżetem w wysokości prawie 48 miliardów dolarów i wysyłają około 80 procent tej sumy do amerykańskich uniwersytetów i instytutów badawczych w formie grantów.
Na początku kwietnia zwolniono 1300 pracowników agencji, a NIH nakazano obciąć tegoroczne wydatki o 2,6 miliarda dolarów. W sumie budżet NIH ma zostać obcięty o 35 procent. Podobny los spotkał również inne agencje pod egidą Departamentu Zdrowia, w tym Centra Kontroli Chorób oraz Agencja ds. Żywności i Leków.
Konsekwencje będą ogromne i dotkną cały kraj. Badania naukowe to nie tylko lepsze terapie i leki - to także stymulant dla gospodarki. Według raportu United for Medical Research każdy dolar finansowania NIH przynosi zysk w wysokości 2,56 dolara, czyli zwrot, o którym inwestorzy giełdowi mogą tylko pomarzyć. Finansowanie państwowe gwarantuje również ponad 408 tys. miejsc pracy w całym kraju.
Dokąd mają się udać amerykańscy naukowcy? Niektórzy chcieliby zwabić ich przez Atlantyk do Niemiec. Jedną z tych osób jest Patrick Cramer.
Exodus naukowców z USA? Niemcy zacierają ręce
W jeden z kwietniowych poniedziałków Cramer, prezes Towarzystwa Maxa Plancka, wziął udział w przyjęciu w niemieckiej ambasadzie w Waszyngtonie. Poprzedni tydzień spędził na tournée po Stanach Zjednoczonych, odwiedzając Uniwersytet Stanforda oraz uczelnie w Los Angeles i San Francisco.
Podano koreczki i wino musujące, po czym Cramer wszedł na mównicę.
- Zamierzamy uruchomić transatlantycki program Maxa Plancka - obwieścił publiczności.
Mówiąc krótko: ma powstać kilka nowych ośrodków badawczych w celu promowania współpracy z wiodącymi instytucjami z USA i utworzone zostaną dodatkowe stanowiska dla naukowców ze stopniem doktora.
To dobrze przemyślane posunięcie: młodzi naukowcy, do których program jest skierowany, często muszą sami pozyskiwać fundusze na swoje badania i to oni szczególnie odczuwają działania podejmowane przez administrację Trumpa. Oświadczenie Cramera zostało dobrze przyjęte przez amerykańskich naukowców, uczestniczących w wydarzeniu.
Stany Zjednoczone spadną z fotela lidera?
Po II wojnie światowej Stany Zjednoczone zainwestowały więcej pieniędzy w badania i rozwój akademicki niż jakikolwiek inny zachodni uprzemysłowiony kraj. Jest to strategia, która przyniosła Ameryce 400 Nagród Nobla, czyli znacznie więcej, niż uzyskało jakiekolwiek inne państwo.
Według Narodowego Centrum Badań i Inżynierii Statystycznej (ang. National Center for Science and Engineering Statistics; NCSES - red.) w 2019 r. Stany Zjednoczone były odpowiedzialne za 27 procent globalnych działań badawczo-rozwojowych. Kolejne były Chiny z 22 procentami, a dalej Japonia (7 procent) i Niemcy (6 procent). Atak Trumpa na amerykańską naukę i uniwersytety grozi odwróceniem tego trendu.
Rzeczywiście, coraz więcej naukowców, którzy niegdyś widzieli swoją zawodową przyszłość Stanach Zjednoczonych, poszukuje teraz nowego domu.
Beckman pracuje jako neurobiolog w Narodowym Centrum Badań nad Naczelnymi (ang. National Primate Research Center; NPRC - RED.) w Davis w Kalifornii. Oto co nam powiedział:
"Czuję się, jakbym był na Titanicu"
Osiem lat temu przyjechałem do Stanów Zjednoczonych po obronie doktoratu w Brazylii, skąd pochodzę. W tamtym czasie wielu moich kolegów marzyło o pracy w USA. Ten kraj był dla nas miejscem pełnym możliwości, istnym rajem dla badaczy - mimo że prezydentem był wówczas także Donald Trump. Teraz czuję się, jakbym był na tonącym Titanicu.
Moje badania koncentrują się nachorobie Alzheimera, demencji i tzw. długim covidzie (ang. long covid; zespół negatywnych objawów i skutków przejścia zakażenia koronawirusem - red.). W laboratorium badam mózgi małp.
W Brazylii pracowałem głównie z myszami. Chciałem jednak przeprowadzić badania na naczelnych, ponieważ są one istotniejsze w leczeniu ludzi. To kolejny powód, dla którego przeniosłem się na amerykański uniwersytet. Tutaj było to możliwe.
Niestety, sporo się zmieniło. Granty i finansowanie badań naukowych są anulowane, a decyzje w sprawie wniosków odkładane na czas nieokreślony. Nasze laboratorium miało otrzymać 2,5 miliona dolarów, ale potem finansowanie zostało nagle skasowane. Cały zespół liczył na te pieniądze; miały wystarczyć na kolejne trzy lata. Teraz ludzie prawdopodobnie zostaną zwolnieni, a laboratorium może zostać całkowicie zamknięte.
Nie znam ani jednego badacza, który nie odczułby skutków rządowych cięć. Nastrój na uczelni jest przygnębiający, koledzy często płaczą. Ci, którzy głosowali na Trumpa, teraz tego żałują. Nie spodziewali się, że tak surowo ograniczy naukę. Wielu z nas, którzy badają choroby neurologiczne, było szczególnie zaskoczonych.
---
Tekst przetłumaczony z "Der Spiegel" © 2025 Der Spiegel za pośrednictwem The New York Times Licensing. Autorzy: Claus Hecking, Kerstin Kullmann i Elisa Schwarze
Artykuł dostępny w oryginale na stronie "Der Spiegel"
Tłumaczenie: Nina Nowakowska
Tytuł, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
---