RMS Lusitania był w swoim czasie największym, najszybszym i najbardziej luksusowym statkiem pasażerskim na świecie. Brytyjski transatlantyk należący do linii żeglugowej Cunard miał 240 m długości, był szeroki na blisko 30 m i mógł rozwijać zawrotną wówczas prędkość 25-26 węzłów (46-48 km/godz.). Na dziewięciu pokładach pasażerskich, podzielonych na kabiny pierwszej, drugiej i trzeciej klasy, mógł pomieścić ponad 2,1 tys. osób, którym oferował najnowsze zdobycze techniki, takie jak elektryczne windy i telegraf. Pasażerowie pierwszej klasy mieli do dyspozycji m.in. salon wypoczynkowy i pokój muzyczny (witraże, mahoniowe panele na ścianach), czytelnię (jedwabne zasłony i obicia mebli, szklana kopuła, szyby ze rżniętego szkła), palarnię czy dwupoziomową jadalnię, dekorowaną białymi stiukami, złotem, mahoniem i ogromną kopułą pokrytą freskami. Ostatni rejs Lusitania wyruszyła w dziewiczy rejs 7 września 1907 r. z Liverpoolu, by osiem dni później dotrzeć do Nowego Jorku. Atlantyk pokonała 101 razy. Ostatniego rejsu nie ukończyła - 7 maja 1915 r. transatlantyk zatonął 18 km na południe od wybrzeży Irlandii, trafiony pojedynczą torpedą przez niemieckiego U-boota. Tłem dla tej tragedii była tocząca się od 1914 r. Wielka Wojna między ententą a państwami centralnymi. W lutym 2015 r. Niemcy rozpoczęły nieograniczoną wojnę podwodną z brytyjskimi okrętami w reakcji na wprowadzoną przez Londyn blokadę morską. Po zatonięciu Lusitanii Niemcy ograniczyły działalność U-bootów aż do 1917 r.; zdaniem niektórych historyków przez tę decyzję pozbawiły się najlepszej szansy na wojenne zwycięstwo. 7 maja Lusitania zbliżała się do końca podróży, płynąc wzdłuż południowych wybrzeży Irlandii, gdy o godz. 14.10 drogę przeciął jej niemiecki okręt podwodny. Statek został trafiony torpedą w część dziobową na prawej burcie. Chwilę później wewnątrz kadłuba niedaleko miejsca trafienia doszło do niewyjaśnionej drugiej eksplozji. Załoga szybko przystąpiła do wodowania łodzi ratunkowych, ale ze względu na znaczny przechył, szybkie tonięcie i ogólną panikę na wodę udało się spuścić zaledwie sześć z 48 szalup. W 18 minut od trafienia poddawany ogromnym naprężeniom kadłub przełamał się wpół; część dziobowa opadła na dno, a rufowa jeszcze przez jakiś czas unosiła się na powierzchni, po czym również zatonęła. Matki desperacko szukały zmarłych dzieci Zginęło ok. 1200 ludzi, w tym ponad 90 dzieci. Podobnie jak w przypadku tragedii Titanica trzy lata wcześniej, większość ofiar utonęła lub zmarła przez wyziębienie organizmu. Morze przez długie tygodnie po katastrofie wyrzucało na brzeg ciała topielców. Miejscowe biuro Cunard oblegała "budząca żałość grupka mężczyzn i kobiet, w opatrunkach i o kulach", a ulicami położonego niedaleko miasta Queenstown (dzis. Cobh) błąkały się matki desperacko szukające swych zmarłych dzieci - opisywała wówczas prasa. Spośród ok. 1960 osób na pokładzie ocalało niewiele ponad 760 - wśród nich Amerykanka Barbara McDermott, wówczas dwudziestoletnia, która podróżowała z matką. "Byłam w jadalni, na górnym pokładzie, i tylko dzięki temu żyję - mama po prostu wyciągnęła mnie na zewnątrz. (...) Pamiętam huk eksplozji. (...) Widziałam ludzi wstających nagle od stołów" - opowiadała. Wśród ocalałych był również amerykański producent samochodów Charles Jeffery. "Byłem w palarni, gdy rozległa się eksplozja, która zatrzęsła całym statkiem. Zacząłem tonąć wraz z nim, dokoła ludzie próbowali utrzymać się na wodzie. (...) Z pięciu osób zasiadających przy moim stole (w jadalni) przeżyłem tylko ja" - napisał w relacji, która ukazała się w prasie dwa dni po katastrofie. Po powrocie do USA sprzedał firmę i resztę życia spędził na emeryturze. Co zatopiło Lusitanię? Przyczyna zatonięcia Lusitanii do dziś nie została wyjaśniona. Większość znawców zgadza się, że trafienie pojedynczym pociskiem nie powinno było posłać statku na dno ze względu na jego mocną konstrukcję. Pojawiły się teorie spiskowe - jako źródło drugiej eksplozji wskazywano przewożoną na pokładzie amunicję, proszek aluminiowy (do nabijania pocisków) lub pył węglowy. Według innych teorii torpeda mogła spowodować wybuch bomby domowej roboty, rzekomo wniesionej na pokład przez trzech niemieckich pasażerów na gapę, albo też konstrukcja kadłuba okazała się słabsza, niż deklarowali inżynierowie. Niektórzy twierdzą, że rząd brytyjski celowo wystawił Lusitanię na niebezpieczeństwo, m.in. nie dając jej eskorty znajdujących się w pobliżu brytyjskich okrętów wojennych, by tragedia pasażerów, w tym 128 Amerykanów, skłoniła neutralne dotąd USA do zaangażowania się w wojnę po stronie ententy. Ze względu na na to, że do dziś wrak leży na dnie na uszkodzonej burcie, kadłub uległ daleko idącemu rozkładowi, a część dokumentów jest nadal utajniona, szanse na poznanie prawdy są dziś niewielkie. Wszczęte zaraz po katastrofie oficjalne dochodzenia w sprawie jej przyczyn w Wielkiej Brytanii i USA były utrudnione przez wymóg tajności (wciąż trwała wojna) oraz prowadzoną przez Londyn wojnę propagandową, która miała dopilnować, by cała wina spadła na Niemców. Ci twierdzili, że Lusitania przewoziła kontrabandę, która eksplodowała po storpedowaniu statku, a rząd brytyjski umyślnie naraził jego pasażerów na zagrożenie dla własnych celów politycznych. Oburzenie na całym świecie Zatopienie statku z cywilami na pokładzie zwróciło przeciw Niemcom opinię publiczną w Wielkiej Brytanii i USA; wojna, dotąd odległa, dla Amerykanów nagle zyskała znacznie bliższy wymiar. "Wcześniej (w Europie) dochodziło do masowych ataków na cywilów. Gazety rozpisywały się o bestialstwach popełnianych przez Niemców w Belgii i niemieckich bombardowaniach na przybrzeżne miasteczka Wielkiej Brytanii, ale zatopienie Lusitanii wywołało oburzenie na całym świecie. Niemcy stali się 'barbarzyńskimi Hunami' (...)" - podkreśla "Irish Times". Tragedia Lusitanii "nie sprawiła, że USA włączyły się do I wojny światowej (...), była jednak początkiem końca amerykańskiej neutralności w tym konflikcie" - przypomina irlandzki dziennik. USA wypowiedziały wojnę Niemcom dwa lata później, w 1917 r. Aleksandra Konkol