Czy ofiary mordów na Wołyniu doczekają się cmentarzy i pomników? gen. Mirosław Hermaszewski, lotnik i kosmonauta: - Nie jestem politykiem, dlatego nie chcę wypowiadać się na ten temat. Powiem natomiast, że na Wołyniu dokonano rzeczy strasznych. Banderowscy zwyrodnialcy w jedną noc zamordowali 18 osób z mojej najbliższej rodziny, a 182 z całej wsi; kilka miesięcy później dopadli mojego tatę. O tamtych zbrodniach należy głośno mówić, ale przez wiele lat nie wolno było tego robić, co moja mama bardzo mocno przeżywała. Dlatego dobrze, że 11 lipca został ogłoszony Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa na Wołyniu. Dla mnie będzie to czas zadumy, ale niech to będzie również lekcja historii dla naszego społeczeństwa, przede wszystkim dla młodzieży. Każdy Polak powinien wiedzieć, że na Wschodzie przeżyliśmy swój Holokaust. Ten dzień powinien być przede wszystkim ostrzeżeniem. Tym bardziej że na Ukrainie zaczynają odradzać się siły, które symbolicznie znowu chwytają za topory. dr Tadeusz Samborski, historyk, polityk PSL: - Mam nadzieję, że w końcu tak się stanie. Aktualny stan rzeczy - w stolicy niemal 40-milionowego kraju nie ma pomnika ofiar tej zbrodni, a rząd nie potrafi wyegzekwować pochówku ok. 200 tys. ofiar, spoczywających w rowach i na polach Ukrainy - to obrażanie godności narodu polskiego. Niestety, aktualna sytuacja, gorsza niż kilka lat temu, nie nastraja optymistycznie. Większość środowisk na Ukrainie jest głuchych na nasze wołanie w tej sprawie, a tamtejsze władze cofnęły zgodę na ekshumację pomordowanych. Domagają się w zamian odbudowy postawionych w Polsce nielegalnie pomników UPA, co uważam za nieetyczne. Jednocześnie nasi decydenci, niezależnie od barw partyjnych, ignorują pamięć o ludobójstwie na Kresach. Brakuje też dobrego klimatu międzynarodowego dla naszych postulatów, ponieważ celem strategicznym Stanów Zjednoczonych jest wzmacnianie Ukrainy jako potencjalnego przeciwnika Rosji.ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, duchowny, działacz społeczny: - Od początku III RP rodziny upominają się o pochowanie szczątków ofiar, rozsypanych w lasach i jarach albo złożonych w nieoznaczonych mogiłach zbiorowych. Kolejne rządy ustępują stronie ukraińskiej, dlatego upamiętnionych zostało tylko 15 proc. zamordowanych. Niestety, niewielkie są szanse, że w najbliższych latach sprawa zostanie uporządkowana. Rozwiązana Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa była mało aktywna, ale obecnie żadna instytucja publiczna nie podejmuje tego tematu, a dodatkowo strona ukraińska nie uznaje rzezi wołyńskiej za ludobójstwo. Kolejni świadkowie tamtych wydarzeń umierają, nie doczekawszy pochówku bliskich. Dla mnie, jako księdza, jest to szczególnie bolesne, bo ci ludzie byli katolikami, wielu z nich zostało zamordowanych w czasie mszy świętej, a dla chrześcijan pochówek jest bardzo ważny. W 2013 r. zostało podpisane porozumienie między Kościołem rzymskokatolickim a Cerkwią greckokatolicką na rzecz rozwiązania tego problemu, ale pozostało ono na papierze.Robert Śmigielski, czytelnik "Przeglądu": - W Polsce w końcu tak. Ale na Ukrainie - z jej obecną władzą, z jej obecną polityką historyczną negacji odpowiedzialności ukraińskich nacjonalistów za ludobójstwo Polaków - nie. Zresztą nawet za Kuczmy, którego trudno uznać za zwolennika banderowców, na pomnikach postawionych na i tak nielicznych polskich cmentarzach ofiar rzezi na Wołyniu i w Galicji nie było słowa o tym, kto zamordował pochowanych tam Polaków. A będzie gorzej. Notował Michał Sobczyk, "Przegląd"