INTERIA.PL: Stalin jest winny zbrodni warszawskiej - to opinia od dawna uważana za oczywistą. Jednak jej udowodnienie nie jest sprawą łatwą. Do tej pory nie udało się odkryć koronnego dowodu - nie ma podpisanego przez przywódcę ZSRR rozkazu dla Armii Czerwonej: "Stać! Niech powstańcy radzą sobie sami!". Mimo to posadził pan Stalina na ławie oskarżonych i w książce "Powstanie Warszawskie widziane z Moskwy"* udowadnia jego winę. Poszlak jest wiele. Nikołaj Iwanow: - Tak. Dowodów dostarczyły mi m.in. dokumenty, jakie odnalazłem w Archiwum Prezydenta Rosji, w tamtejszych ministerstwach: obrony, spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych, a także ogromna literatura, która już na ten temat powstała. - To była także, a może nawet przede wszystkim, znajomość istoty funkcjonowania systemu sowieckiego. Trzeba pamiętać, że latem 1944 roku system totalitarny był u szczytu swej potęgi - Armia Czerwona zwycięsko posuwała się na zachód. Nigdy wcześniej ani później Stalin nie miał tyle władzy i autorytetu. - Mając tak silną pozycję dyktator wszystkie decyzje podejmował osobiście. Także te dotyczące stanowiska ZSRR wobec Powstania Warszawskiego. W Polsce nie zawsze się o tym pamięta, ale warto podkreślić, że Stalin miał bardzo wszechstronną i szczegółową wiedzę na temat tego, co się działo w stolicy. Pisze pan nawet, że Stalin był wówczas najprawdopodobniej jedyną osobą tak dobrze poinformowaną o rozwoju wypadków. - Tak. Wynikało to po części z dość dziwnej sytuacji w szeregach wywiadu brytyjskiego, który w większym stopniu pracował dla Stalina niż dla Churchilla. Dziś wiemy, że człowiek odpowiedzialny za kontakty rządu brytyjskiego z ZSRR był sowieckim agentem. Człowiek, który koordynował działalność wywiadu angielskiego na Hiszpanię i Portugalię w czasie, gdy zginął generał Sikorski, też był agentem Moskwy. Współpracował z Kremlem również człowiek, który czytał dokumenty płynące od rządu i wywiadu polskiego. Stalin miał swojego agenta nawet w kręgu rodziny królewskiej. Możemy być zatem pewni, że mając dostęp do tak wielu źródeł informacji, Stalin nie działał po omacku. Czy można wskazać konkretne decyzje, które potwierdzałyby tezę, że Armia Czerwona celowo nie udzieliła Warszawie pomocy? - Ktoś kiedyś powiedział, że na czas powstania odżył pakt Ribbentrop-Mołotow. Nie mamy na to dowodów, nie mamy podpisanych dokumentów, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że tak faktycznie było. - W czasie tych dwóch miesięcy żołnierze sowieccy otrzymywali rozkazy, które nijak się miały do ofensywy na Warszawę. Gdy w stolicy ginęło ponad trzy tysiące ludzi dziennie, armie I Frontu Białoruskiego uzupełniały zaopatrzenie, prowadziły szkolenia lub pozostawały w aktywnej defensywie. - Bardzo wymownym dowodem cynicznego działania Kremla był zakaz bojowego wspierania Polaków przez sowieckie samoloty. Nad Warszawę mogli zapuszczać się jedynie piloci, którzy uzyskali indywidualne pozwolenia z Moskwy, i to tylko po to, by dokonywać zwiadów lotniczych, czyli fotografować to, co się dzieje w mieście. Tego rozkazu nie mógł wydać nikt inny - tylko Stalin. Wspomniał pan, że przywódca ZSRR był doskonale poinformowany o tym, co się dzieje na froncie. Jednak w książce bardzo często przytacza pan raporty płynące na Kreml, które w dużym stopniu zakłamywały rzeczywistość. Donoszono np. że AK to wróg, gotów sprzymierzyć się z Niemcami, by tylko zniszczyć Związek Radziecki. Takie kłamstwa pisano po to, by nie narazić się Stalinowi. Czy taki związek między poglądami Kremla a zawartością płynących do niego raportów to nie odmiana samospełniającego się proroctwa? To znaczy: Stalin stosował represje wobec Polaków, więc raportowano o rzekomych działaniach, które by to usprawiedliwiały, w efekcie tyran utwierdzał się w swoim przekonaniu i podejmował coraz brutalniejsze decyzje. - Trzeba zaznaczyć, że Stalin nie miał szczególnych uprzedzeń do Polaków. Kiedyś powiedział tak: "Prawdziwy komunista nie ma narodowości". Stalin niszczył Polaków przed wojną i w czasie wojny nie dlatego, że byli Polakami, ale dlatego, że było to merytorycznie konieczne dla umocowania jego ustroju. - Tyranowi był po prostu potrzebny namacalny wróg, którego istnienie usprawiedliwiałoby codzienny terror. A II Rzeczpospolita - najsilniejszy i najgłośniej krzyczący na scenie międzynarodowej sąsiad ZSRR - idealnie się do tego nadawała. Zresztą Stalin nieustannie podejrzewał, że prędzej czy później między Związkiem Radzieckim a Polską dojdzie do wojny. O starciu z Hitlerem nie myślał, ponieważ był przekonany, że pokój między totalitaryzmami będzie trwał długie lata. Poza tym wielu jego współpracowników było Polakami. - Tak. Głównym prokuratorem sowieckim był przecież Andrzej Wyszyński. I Frontem Białoruskim dowodził marszałek Konstanty Rokossowski, a 2. Armią Pancerną gen. Radziejewski. Zatem nie było genetycznej niechęci Stalina do Polaków - to jest polski mit.