"Był początek czerwca 1945 r. Wcześnie rano na dziedziniec pałacu w Radomierzycach wjechały trzy terenowe samochody. Z aut wysiadło kilku cywilów i uzbrojeni żołnierze w polskich mundurach. Weszli do pałacowych oficyn. Dowodził wysoki mężczyzna w stopniu pułkownika. Przybysze zamierzali przeszukać zdeponowane w Radomierzycach pod koniec II wojny światowej ogromne niemieckie archiwum. Jadąc do pałacu, nie wiedzieli jeszcze, co ono zawiera (...). Był wśród nich peerelowski premier Piotr Jaroszewicz (...). W ekipie Jaroszewicza znalazł się też mjr Władysław Boczoń. Przed wojną był szefem kontrwywiadu Armii Poznań, od 1940 r. służył jako oficer wywiadu ZWZ, a potem AK (pseudonim Pantera). Uczestniczył w podwójnych grach wywiadu Armii Krajowej, skierowanych przeciwko zakonspirowanym strukturom Abwehry i Gestapo. Dla Jaroszewicza był cennym ekspertem, znawcą tajemnic niemieckiego wywiadu (...)" . Tak pisała Joanna Lamparska w jednym ze swoich artykułów opisujących powojenne sekrety Dolnego Śląska (J. Lamparska, "Zabójcze Archiwum", Wprost nr 33/34 2006). Wizyta pułkownika Jaroszewicza w Radomierzycach i przejęcie przez niego tajemniczego archiwum, pozostaje raczej w sferze barwnej legendy, niż bezspornego faktu. Jednak informacja, iż wśród najbardziej zaufanych towarzyszy przyszłego premiera, miał znajdować się mjr Boczoń, pozostawia wiele do myślenia. Dotyczy bowiem okresu w życiu głównego bohatera artykułu, niezwykle trudnego do zweryfikowania i uzyskania jasnego obrazu wydarzeń. Okresu, który rozpoczął się wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej na teren Podhala, Krakowa i Zakopanego. Kraków - wrzesień 1944 roku Kpt. Władysław Boczoń po powrocie ze swojej dramatycznej misji w Grecji, został gruntownie przesłuchany w Berlinie przez oficerów z centrali niemieckiego wywiadu na Bliski Wschód - mjr. Schubacka i por. Bellinga. W konsekwencji ukarano go naganą i wysłano na przymusowy urlop. Wyjechał do Wrocławia, ale nie miał już zamiaru odwiedzać Pani Battke i jej pensjonatu Borchardt, w którym gościł wiele razy podczas swojej "kariery" w niemieckim wywiadzie. Niemal natychmiast pojechał do Krakowa. Wysiadając z pociągu po raz ostatni użył swoich dokumentów wystawionych przez wrocławską Abwehrę. Dr Richard Wagner rozpłynął się w porannej mgle otulającej krakowski dworzec. Szybko okazało się, że wszelkie próby bezpośredniego skontaktowania się z Komendą Główną AK spełzły na niczym. Po Powstaniu Warszawskim zostały zerwane wszelkie kontakty z dowództwem polskiego podziemia, i stały łącznik Stanisław Rączkowski ps. "Sołtan" nie był w stanie w tej materii podjąć żadnego kroku. Ostatecznie "Pantera" poprosił jednego z najstarszych i najbardziej zaufanych przyjaciół dr. Jerzego Michalika ps. "Jaguar" o zorganizowanie spotkania z krakowskim dowództwem AK. Kilka dni później w lokalu konspiracyjnym określonym kryptonimem "T-6", na Boczonia oczekiwali jego przełożeni - Komendant Krakowskiego Okręgu AK płk Wojciech Wajda ps. "Odwet" i mjr Jan Czerwiński ps. "Łomnica". Na spotkaniu Boczoń, znajdujący się w złym stanie zdrowia (dały o sobie znać dolegliwości związane z urazami odniesionymi podczas wydarzeń w Grecji), poinformował o swoich planach zerwania wszelkich kontaktów z Niemcami. Jego decyzję zatwierdzono. Podjęte natychmiast przez organizację kroki pozwoliły przekazać mu nowe papiery na nazwisko Bronisława Nowotarskiego, robotnika zatrudnionego w Tuczarni Gęsi w podkrakowskich Niepołomicach. Dokumenty były bardzo dobrze przygotowane. Wstawienie własnej fotografii, złożenie podpisu w biurze ewidencji ludności oraz wpisanie do ksiąg parafialnych, uwiarygodniały je. Pomimo tego "Pantera", przez wzgląd na osobiste kontakty z oficerami niemieckimi różnych stopni, zarówno Gestapo, jak i wśród niemieckiego wywiadu wojskowego, czy SD (Służby Bezpieczeństwa Reichsführera SS, Sicherheitsdienst des Reichsführers SS - przyp. Ł.O.), musiał być bardzo ostrożny. Mimo charakteryzacji mógł zostać po prostu przypadkowo rozpoznany, zarówno w Krakowie jak i w Zakopanem.