Pomnik to ogromny mazurski głaz, na którym w językach polskim i niemieckim wypisane zostało zdanie z pożegnalnego listu hrabiego Lehndorffa do rodziny: "Stajemy w obliczu daleko idących przemian, pod wpływem których nasze dotychczasowe życie stopniowo odchodzi w niebyt ustępując miejsca całkowicie odmiennym normom". Słowa te Heinrich von Lehndorff napisał w przeddzień egzekucji. - Nie wiemy, gdzie pochowane są osoby zaangażowane w (niemiecki) ruch oporu. Dlatego ten pamiątkowy głaz staje się jednocześnie kamieniem nagrobnym dla naszego ojca. Dla nas ważna jest świadomość, że symboliczny grób naszego ojca znajduje się w miejscu, które on tak kochał - mówiła w imieniu sióstr Vera von Lehndorff, znana także jako Veruschka (była top modelką, fotografem i aktorką, grała m.in. w "Powiększeniu" Antonioniego). W uroczystości odsłonięcia głazu uczestniczyły także kuzynki Lehndorffów z rodu Doenhoff oraz najstarsi mieszkańcy Sztynortu, którzy pamiętali hrabiego. - To był dobry pan, nie witał się z nami jak inni hitlerowcy, tylko mówił "dzień dobry moi ludzie" - wspominała jedna z mieszkanek Sztynortu. Głaz upamiętniający Heinricha von Lehndorffa stanął w Sztynorcie na życzenie Very, która jesienią ubiegłego roku uczestniczyła w Olsztynie w seminarium poświęconym jej rodzinnemu pałacowi. Budynek ten, wyjątkowy w skali wszystkich dawnych wschodniopruskich pałaców, popada w ruinę. Zarówno siostry Lehndorff, jak i działacze dwóch fundacji polsko-niemieckich zamierzają wyremontować pałac i utworzyć w nim miejsce spotkań i dialogu dla wielu kultur. Prof. Andrzej Tomaszewski, który przewodniczy jednej z tych fundacji - Niemiecko-Polskiej Fundacji Ochrony Zabytków, powiedział, że organizacje te podpisały już list intencyjny z obecnym właścicielem budynku. - Sądzę, że po wakacjach kupimy pałac za symboliczne euro, teraz gromadzimy środki na remont - powiedział Tomaszewski. Wielu uczestników poniedziałkowych uroczystości w Sztynorcie podkreślało, że zarówno postać Heinricha von Lehndorff, jak i pałac, w którym był ostatnim dziedzicem, łączą Polskę i Niemcy w Unii Europejskiej i warte są stałej obecności w świadomości społecznej. Niezwykłą historię Heinricha von Lehndorffa w książce "Nazwy, których nikt już nie wymienia" (wyd. Borussia 2001 w przekł. Grzegorza Supady), opisała jego kuzynka, znana niemiecka dziennikarka Marion Doenhoff. Jak pisała, Heinrich von Lehndorff odziedziczył Sztynort na trzy lata przed wybuchem II wojny światowej po swoim wuju Karolu jako fideikomis (powiernictwo rodowe zapobiegające rozdrobnieniu dóbr) i bardzo przykładał się do gospodarowania. Gdy wybuchała wojna, zarówno Heinrich, jak i jego młodszy brat zostali powołani do wojska. Młodszy z Lehndorffów zginął w czerwcu 1941 roku jako dowódca kompanii w Estonii. W tym czasie Hainrich był oficerem łącznikowym u generała Fedora von Bocka, późniejszego feldmarszałka i głównodowodzącego Grupy Armii "Środek" na Wschodzie. Zdaniem Marion Doenhoff, przełomem w podejściu Lehndorffa do wojny był jego udział w kampanii rosyjskiej, gdzie pod Borysowem był świadkiem masakry Żydów dokonywanej przez SS. "Dla oficera łącznikowego hrabiego Lehndorffa było to ostatecznym bodźcem do przejścia na stronę ruchu oporu. Odtąd całymi latami jako kurier przekazywał informacje" - pisała Doenhoff. Latem 1944 roku Heini Lehndorff miał 35 lat, był już zwolniony ze służby i mieszkał w Sztynorcie, ale znaczna część jego pałacu została zarekwirowana jako kwatera polowa dla ministra spraw zagranicznych von Ribbentropa. Także Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych (OKH) zostało ulokowane w posiadłościach Lehndorffa w lasach nad Mamrami. Do zadań hrabiego po udanym zamachu na Hitlera należało przekazanie następnego dnia w Królewcu władzy reprezentantom generała Becka. Gdy Heinrich Lehndorff dowiedział się, że zamach się nie powiódł, wrócił z Królewca do Sztynortu. Kolejnego dnia do pałacu przyjechało gestapo, by go aresztować, ale im uciekł. Marion Doenhoff spekulowała, że "zapewne zeskoczył z pierwszego piętra do parku, popędził w stronę jeziora i zbawczego lasu". Kilka godzin później zatelefonował z odległego folwarku do spodziewającej się wówczas czwartego dziecka żony, by po niego przyjechała, i dobrowolnie oddał się w ręce gestapo. Najpierw zabrano go do więzienia w Królewcu, skąd strażnik przemycił od niego list z pozdrowieniami dla Sztynortu. Krótko potem został przetransportowany do Berlina. Gdy więźniarka zatrzymała się przed bramą więzienia, Lehndorff wyskoczył z niej i uciekł. We dnie krył się w lasach, a nocami wędrował. Po kilku dniach wydał go leśniczy, u którego szukał schronienia. Heinrich Lehndorff został powieszony 4 września 1944 roku w Berlinie. Po jego śmierci do rodziny dotarł napisany w więzieniu w Berlinie list pożegnalny. Zaraz po ucieczce hrabiego gestapo aresztowało jego rodziców, siostrę i ciężarną żonę. Jej trzy córki (7, 5 i 2 lata) SS zabrało i - razem z dziećmi innych uczestników zamachu na Hitlera - ukryło w Turyngii pod zmienionymi nazwiskami, by zapomniały o rodzinie.