Znani z amerykańskich komiksów superbohaterowie walczą dziś przede wszystkim w kinach, o uwagę i portfele widzów. Nie zawsze tak jednak było. W czasie II wojny światowej walka z wrogiem toczyła się dla nich także na innym froncie... Komiks i propaganda Początek popularności pasków komiksowych przypada na XIX wiek. Satyryczne historyjki komentowały wtedy głównie rzeczywistość społeczną lub polityczną. Nieskomplikowane opowiastki umieszczane w amerykańskich gazetach szybko zdobyły dużą popularność, zwłaszcza że często był to jedyny fragment, który bez przeszkód mogli zrozumieć niepiśmienni bądź nie znający angielskiego robotnicy-imigranci. Szybko okazało się, że właśnie za pomocą komiksów można wpływać na kształtowanie światopoglądu tej warstwy społecznej. Pierwsi zwrócili na to uwagę działacze rodzącego się ruchu robotniczego. Największą popularność zdobyły komiksy w USA w czasach Wielkiego Kryzysu, zwłaszcza, kiedy ich protagonistami uczyniono "superbohaterów" w typie Supermana, a opowieści o ich wyczynach trafiły z pasków w gazetach do samodzielnych zeszytów. Tytuły te kierowane były początkowo głównie do nastolatków. Nie bez przyczyny, bowiem obok opowiadań o egzotycznych przygodach zamaskowanych obrońców, krzewiły wśród czytelników "amerykański system wartości". Sytuacja zmieniła się, kiedy Stany Zjednoczone przystąpiły do II wojny światowej i komiks znalazł się w trybach ogromnej machiny informacyjno-propagandowej, starającej się objąć swoim wpływem każdy typ działalności publicznej. Kreskówki na wojnie Po ataku na Pearl Harbor i przystąpieniu przez USA do wojny, amerykańskie odziały wyruszyły na odległe fronty, by zmagać się z wrogiem - a w kraju, do walki o utrzymanie morale zaangażowano wszystkie dostępne środki. W 1942 r. Franklin D. Roosevelt powołał Biuro Informacji Wojennej - agencję odpowiedzialną za skoordynowanie działań propagandowych na wszystkich szczeblach. W następnych latach przygotowywała ona m.in. wytyczne dla studiów filmowych w Hollywood, opisujące, jak filmy mają wspomagać wysiłek wojenny, poprawiała scenariusze czy cenzurowała treści mogące "podkopywać" stan morale Amerykanów. Dbała też o intensyfikację akcji informacyjnej. Do tego celu doskonale nadawały się zwłaszcza plakaty propagandowe, które w Ameryce robiły prawdziwą furorę. Podczas całej wojny pojawiło się ok. 200 tys. ich oryginalnych wzorów. Zawieszano je najczęściej na pocztach, stacjach kolejowych, w szkołach, restauracjach czy na wystawach sklepowych. W ten sposób zachęcano do oszczędzania surowców istotnych ze strategicznego punktu widzenia, czy przekonywano do poparcia udziału USA w walkach. Do plakatów szybko dołączyły książki i magazyny dla pań, takie np. jak "Ladies' Home Journal". Dla twórców tych pierwszych publikacji, Biuro Informacji przygotowało zestaw sugestii, w jaki sposób kształtować w powieściach fabułę tak, by we właściwym świetle przedstawiać służby publiczne czy promować pożądane zachowania - np. detektywi w kryminałach powinni śledzić podejrzanych pieszo... przecież oszczędzamy benzynę. W magazynach coraz częściej pokazywano kobiety wykonujące typowe męskie zawody i radzono, jak prowadzić gospodarstwo domowe w czasach wojennego niedoboru - np. oszczędzając tłuszcze spożywcze, które wykorzystywane są w przemyśle zbrojeniowym. Wielki zasięg miała akcja promowania ogródków działkowych, z których plony powinny pomagać uzupełnić domowe zapasy. Dużą skuteczność propagandową miały media nowego typu, takie jak radio, kino i telewizja, docierające do coraz większej liczby odbiorców. W latach 1942-1943 sam Orson Welles stworzył dla radia CBS dwie serie słuchowisk: "Hello Americans" oraz "Ceiling Unlimited", w których promowano międzynarodową współpracę i podkreślano rolę przemysłu lotniczego dla prowadzenia działań wojennych. Choć nie o wszystkim mówiono otwarcie - żeby utrudnić zdanie słuchającym tych samych audycji szpiegom, zabroniono podawać w nich szczegóły mogące mieć ważne znaczenie strategiczne (np. o dokładnej liczbie ofiar). Podobna cenzura i wytyczne dotyczyły produkcji filmowych z Hollywood, w których dotychczasowych "złych bohaterów" szybko zastąpili naziści. Obok filmów fabularnych szczególną popularność zdobyły też kreskówki, które szybko przestały być adresowane jedynie dla dzieci. Cały osobny dział utworzyły kreskówki instruktażowe, kierowane do żołnierzy przebywających na froncie lub dopiero się na niego wybierających. Nie były to zwykłe "filmy informacyjne" - tylko bajki z regularną fabułą, w którą wplatano pożądane treści. "Stop That Tank!" z 1942 r., to kreskówka opowiadająca o odparciu ataku niemieckiego zagonu pancernego, dowodzonego przez samego Hitlera, a powstrzymanego przez ostrzeliwujących się z ukrycia Amerykanów, korzystających z rusznic przeciwpancernych. W drugiej części tego filmiku pokazano już całą specyfikację techniczną broni i dokładny sposób jej wykorzystania na polu walki. Dużą popularnością cieszyła się też seria "Szeregowiec Snafu", w której tytułowy niezguła na własnej skórze uczył się, jakich błędów nie wolno popełniać na wojnie - jak chronić się przed minami-pułapkami czy szpiegami wroga. Cykl - z uwagi na zachowanie tajemnicy szkolenia - był puszczany tylko żołnierzom. Znaczny udział w podobnych produkcjach miało studio Disneya, do którego siedziby po 1941 r. przeniosła się na stałe grupa wojskowych, do końca wojny nadzorująca tamtejsze produkcje. Dzisiaj najbardziej znaną z nich jest odcinek Kaczora Donalda z 1942 r. pt. "Der Fuehrer's Face", w którym nasz choleryczny bohater śni koszmar, że trafia do nazistowski Niemiec, na taśmę produkcyjną fabryki broni. Filmik miał pokazywać wyzysk i niedostatek zwyczajnych mieszkańców Niemiec poddanych militarnej dyktaturze. Nie wiadomo, czy Hitler oglądał podobne kreskówki z czasu wojny - ale wiadomo, że jeszcze w 1937 r. Goebbels notował w swoim dzienniku, iż sprezentował mu serię filmów z Myszką Miki, z których Hitler był ponoć bardzo zadowolony... Peleryny w okopach Gdy Stany Zjednoczone, a wraz z nimi superbohaterowie, przystąpiły do wojny, sztywne wzorce mieszczańskiej moralności promowane w komiksach zostały szybko zastąpione koturnowym patriotyzmem i patosem. I tu fabuły się zmieniają, dotychczasowych detektywów zastępują super-żołnierze, poświęcający się całkowicie walce dla kraju. Wraz z tą zmianą zmienił się też profil odbiorców historyjek obrazkowych - w 1942 r. już jedną trzecią ich czytelników stanowią osoby dorosłe. A bohaterów-patriotów podnoszących morale i gromiących w komiksowych kadrach wrogów państwa, przybywało w coraz szybszym tempie. Ogółem pojawiło się ich prawie 30., a wśród tych mniej znanych byli: Miss America ("Panna Ameryka"), Patriot ("Patriota"), Shield ("Tarcza"), Sub-Mariner ("Podwodniak"), Uncle Sam ("Wujek Sam"), Whizzler ("Świstak"), Blue Beetle ("Niebieski Żuk"), czy Human Torch ("Ludzka Pochodnia"). Obok wymyślnych pseudonimów i przeróżnych super-mocy (takich jak zdolność lotu, nadzwyczajna prędkość, umiejętność zamiany ciała w płomień lub oddychania pod wodą), łączyło ich też oddanie dla ojczyzny i podejmowanie działań w imię szeroko rozumianego patriotyzmu. Oznaczał on zresztą nie tylko walkę z żołnierzami Osi na europejskim, czy pacyficznym teatrze działań wojennych, ale również oszczędność, gotowość do wyrzeczeń, inwestowanie w obligacje wojenne oraz wyczulenie na sabotażystów i szpiegów w najbliższym otoczeniu. Wśród najbardziej znanych "super-patriotów" wymienić należy trzy postacie, które szczególnie mocno zafunkcjonowały w amerykańskiej popkulturze i zdobyły w czasach wojny wyjątkową popularność. Mowa tu o Supermanie, Wonder Woman i Kapitanie Ameryka. Już pierwszy rzut oka na ich kostiumy - zwłaszcza dwojga ostatnich - nie pozostawia wątpliwości, jaki był ich stosunek do państwa i obywatelskich obowiązków. Noszą oni przebrania utrzymane w amerykańskich barwach narodowych - błękicie, czerwieni i bieli - na których częstokroć wprost pojawiają się motywy zapożyczone z flagi USA, takie jak paski i gwiazdki. Superman - według komiksowego genesis - miał być ostatnim mieszkańcem planety Krypton, wysłanym jako niemowlę na Ziemię i pod naszym Słońcem zyskującym nadzwyczajne zdolności. Postać Wonder Woman stworzył w 1941 r. William Moulton Marston, psycholog i wynalazca wykrywacza kłamstw. Nawiązująca do greckiej mitologii i plemienia Amazonek bohaterka pomagała armii USA, a nawet, od czasu do czasu, na kartach zeszytów ze swoimi przygodami spotykała się z samym prezydentem Roosveltem. Obok walki z nazistami promowała także figurę silnej i niezależnej kobiety, których coraz więcej oczekiwało w domach na powrót mężów z frontu. Najpopularniejszym super-żołnierzem stał się jednak Kapitan Ameryka, który po podjęciu przez USA działań zbrojnych, szybko skierował wszystkie swoje siły do walki z nazizmem. Miał to być "normalny szeregowiec", Steve Rogers, poddany jednak tajnym eksperymentom, dzięki którym stał się super-żołnierzem. Nie był może silniejszy czy szybszy od reszty superbohaterów - choć normalnych poborowych bił pod tym względem oczywiście na głowę - ale charakteryzował się nadludzkim uporem i determinacją w dążeniu do celu. Czyli dokładnie tym, czego od swoich obrońców oczekiwała Ameryka. Już pierwszy rzut oka na okładki zeszytów z przygodami poszczególnych bohaterów pokazuje, jakim wyzwaniom musieli oni stawiać czoła. Na jednej Superman, siedząc na bombie, towarzyszy amerykańskiej eskadrze bombowców, która dokonuje nalotu na pozycje wroga. Na innej Kapitan Marvel Junior (jeszcze jeden superbohater na froncie) karci paskiem ze spodni samego Hitlera i cesarza Hirohito... Na kolejnych Superman walczy z japońskim lotnikiem, a Kapitan Ameryka, wdarłszy się do kwatery Hitlera, powala führera sierpowym w szczękę... Szybko zresztą miejsce "szwarccharakterów" zajęli w tych komiksach Japończycy - zamiast niemieckich nazistów - główny wróg USA na Pacyfiku. Rzecz zdobyła na tyle szeroki oddźwięk, także poza samymi Stanami Zjednoczonymi, że dotarła nawet do Goebbelsa, który w charakterystycznym dla niemieckiej propagandy stylu nazwał Supermana Żydem i szkalował jego twórców. Superman i jego twórcy zostali także zaatakowani w "Das Schwarze Korps", cotygodniowej gazecie wydawanej dla SS. Obok podnoszenia morale i dyskredytowania wroga, patriotyczne historie obrazkowe miały też swoją drugą stronę. Przeciwników USA przedstawiano w nich w mocno karykaturalny, stereotypowy sposób, który w czasach pokoju byłby niedopuszczalny. Naziści zatem wyglądali jak tępi militaryści w hełmach spuszczonych nisko na oczy lub szaleni naukowcy z rozwianym włosem i błędnym wzrokiem, po raz kolejny planujący, jak podbić cały świat. Włochów pokazywano jako zadufanych w sobie bufonów. Najmocniej dostało się Japończykom, w miarę postępu walk wyrastających na głównych przeciwników armii USA - w swojej rysunkowej postaci przypominali oni pół-ludzi o małpiej fizjonomii, z wystającymi zębami i zmrużonymi oczami krótkowidzów. Opowiadane historie też nie zostawiały wiele miejsca na subtelności - np. w jednej z nich Kapitan Ameryka walczył z... japońskim Drakulą, który żywił się krwią amerykańskich żołnierzy. Jednak nawet - a może zwłaszcza - w takiej postaci publikacje te zdobyły niemałą popularność nie tylko wśród odbiorców w kraju, ale i wśród żołnierzy na froncie. Odkąd zaczęły się ukazywać, aż trzykrotnie wzrosła ilość przysyłanej do nich korespondencji - w paczkach słano im też komiksy z przygodami superbohaterów - a przez całą wojnę samych zeszytów z przygodami Kapitana Ameryki sprzedano prawie milion egzemplarzy. Uważnie przyglądały się im także agendy rządowe - kiedy w jednym z kolejnych odcinków "Supermana" pojawiła się "cudowna broń" nazywana cyklotronem, Ministerstwo Obrony zablokowało jego publikację, żeby nie budzić skojarzeń z Projektem Manhattan... Naiwne historyjki pozwalały jednak chroniącym się w okopach żołnierzom choć na chwilę odetchnąć od okropieństw wojny i przypominały, że wciąż jest kogo bronić i dla kogo walczyć. Znamienne, że kiedy zmagania wojenne ustały, popularność super-patriotów szybko zaczęła spadać. Aż do czasów, kiedy z całą siłą rozgorzała Zimna Wojna. Wówczas znów okazało się, że ojczyzna jeszcze raz potrzebuje swoich zamaskowanych bohaterów. Michał Cetnarowski