"Znaczna część Ukraińców (zwłaszcza starszego pokolenia, słabiej dotkniętego wojenną demoralizacją) zdecydowanie potępiała mordy, choć nie zawsze miała odwagę im się przeciwstawić, a część potępiała także wypędzanie Polaków. I bardzo wielu Polaków ocaliło życie dzięki ostrzeżeniom, a nawet czynnej pomocy swych ukraińskich sąsiadów czy też ludzi zupełnie im obcych (). A trzeba wiedzieć, że Ukraińcy wspomagający Polaków narażali się na straszną zemstę swych rodaków" - pisał analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Tadeusz A. Olszański, autor artykułu "Konflikt polsko-ukraiński 1943-1947 ("Więź", 1991, nr 11-12).Według ustaleń historyka Romualda Niedzielki, który opracował wydaną w 2007 r. przez IPN publikację "Kresowa księga sprawiedliwych 1939-1945. O Ukraińcach ratujących Polaków poddanych eksterminacji przez OUN i UPA", życie dla ratowania Polaków narażało ponad 1,3 tys. Ukraińców z ok. 500 miejscowości (na 4 tys. wszystkich miejscowości, w których dochodziło do antypolskich akcji UPA), znajdujących się w granicach przedwojennych województw: wołyńskiego, poleskiego, tarnopolskiego, lwowskiego, stanisławowskiego, rzeszowskiego i lubelskiego. Ratunek polskiej ludności Wołynia i Galicji Wschodniej przybierał różne formy, w każdym jednak wypadku wymagał niebywałej odwagi. Jak tłumaczy Niedzielko, przeciwstawianie się zbrodniczym planom UPA przez Ukraińców - choć nie było zjawiskiem masowym - zasługuje na jak największe uznanie, tym bardziej, że ratowanie "Lachów" ukraińscy nacjonaliści uważali za zdradę ideałów narodów i karali śmiercią. Pomoc dla napadanej przez UPA polskiej ludności obejmowała rozmaite czynności: ostrzeżenie przed napaścią, udzielenie schronienia, wskazanie drogi ucieczki, wprowadzenie napastników w błąd, opatrywanie i udzielanie pierwszej pomocy rannym, dostarczanie im żywności i odzieży, przyjęcie na wychowanie sierot po zamordowanych, współorganizowanie pogrzebów ofiar, odmowę udziału w pacyfikacji polskich wsi, uchylanie się od wykonania rozkazu zabicia członka własnej rodziny narodowości polskiej. Bywały także przypadki, że życie Polakom darowali ukraińscy napastnicy - należały one jednak do rzadkości. Najczęściej Polaków ratowali ich najbliżsi ukraińscy krewni, przede wszystkim członkowie mieszanych rodzin. - W dalszej kolejności zaprzyjaźnieni sąsiedzi, raczej Ukraińcy starszego pokolenia, często ci, którzy ratowali swoich bliźnich z pobudek religijnych, przedkładając zasady wiary nad solidarność narodową czy grupową - wyjaśnia Niedzielko. Presja ze strony UPA sprawiała, że w większości przypadków w obliczu mordów UPA na Polakach ukraińska ludność zachowywała się jednak biernie. - Skoro strach wśród Polaków poddanych eksterminacji bywał tak wielki, że nakazywał instynktownie rozpaczliwą ucieczkę, nieraz nawet bez oglądania się na najbliższych, mordowanych w pobliżu, to i dla Ukraińców obserwujących gehennę z bliska musiał być paraliżujący, tym bardziej, że za próbę niesienia pomocy samemu można było stracić życie - przypomina Niedzielko, podkreślając, że ratowanie Polaków z rzezi utrudniał m.in. udział w zbrodniczych akcjach znajomych Ukraińców, często z tej samej miejscowości. Bywały także przypadki zastosowania przez ukraińskich nacjonalistów podstępu wobec Polaków. W lipcu 1943 r. jeden z członków UPA uprzedził polskich mieszkańców kolonii Szeroka w województwie wołyńskim o rzekomym planowanym ataku niemieckim, wywabiając ich na pobliską polanę. Po dotarciu na nią zmyleni Polacy zostali rozstrzelani przez ukraińskich nacjonalistów. Czujność Polaków usypiał także fakt, że przed wojną w wielu kresowych miejscowościach ludność polska i ukraińska żyła ze sobą w zgodzie. "Rzeczywiście z Rusinami, bo tak ich nazywaliśmy, mieszkaliśmy jak w rodzinie. Uznawaliśmy ich święta i odwiedzaliśmy ich w domach, podobnie jak oni nas (). Zażyłość była tak duża, że gdy już zaczęły się rzezie, w niektórych polskich wsiach ludzie, wbrew faktom, do końca nie wierzyli, że może im grozić coś złego ze strony sąsiadów" - wspominał cytowany w "Kresowej księdze sprawiedliwych" ojciec prof. Mieczysław Albert Krąpiec, pochodzący spod Zbaraża w województwie tarnopolskim. Ogółem dzięki ukraińskiej pomocy z rzezi wołyńskiej uszło z życiem 2527 Polaków. 384 ratujących ich Ukraińców zapłaciło za to poświęcenie najwyższą cenę, tracąc życie z rąk UPA. Większość ukraińskich sprawiedliwych po dziś dzień pozostaje anonimowa. Po 1989 r. ocaleni z rzezi wołyńskiej Polacy byli głównymi inicjatorami prób na rzecz upamiętnienia swych ukraińskich dobroczyńców. Jeden z uratowanych, pochodzący z Kowalówki (w województwie wołyńskim) Wacław Chmielewski, apelował w 1997 r. w liście do ambasadora Ukrainy w Polsce Petro Sardachuka o uczczenie pamięci Omelana Bojczuna, który ratowanie mieszkańców polskiej wsi przypłacił własnym życiem. "Ta haniebna śmierć ciąży na moim sumieniu (). Zwracam się do Pana Ambasadora o pomoc w przywróceniu Omelanowi Bojczunowi jego człowieczeństwa, godności i honoru, zwrócenie Jego dobrego imienia rodzinie i społeczeństwu. Omelan kochał życie i ludzi, za nich oddał swoje młode życie. Zginął jako zdrajca Ukrainy i wróg narodu ukraińskiego. Faktycznie był bohaterem, przeciwstawił się tysiącom żądnych krwi nacjonalistów. On nie chciał mordować niewinnych ludzi i bezbronnych sąsiadów" - pisał Chmielewski. W 2002 r., z inicjatywy Stowarzyszenia Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów, na powstałym trzy lata wcześniej we Wrocławiu pomniku-mauzoleum polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa na Kresach umieszczono tablicę w hołdzie Ukraińcom, którzy ginęli za pomoc udzielaną Polakom. Relacje dotyczące szlachetnych postaw Ukraińców względem Polaków podczas zbrodni wołyńskiej zamieszczono w opublikowanej właśnie książce "Pojednanie przez trudną pamięć. Wołyń 1943". Publikację wydano w związku z projektem o tej samej nazwie, dofinansowanym m.in. przez Muzeum Historii Polski w ramach programu "Patriotyzm Jutra".